Krychowiak dla PN: Apeluję o doping dla biało-czerwonych!
Grzegorz Krychowiak ma szansę wywalczyć europejski puchar na Stadionie Narodowym w Warszawie. Występ w finale Ligi Europy może zatem okazać się zarówno dla reprezentanta Polski, jak i dla jego Sevilli – i to z kilku względów – historyczny. Tymczasem defensywny pomocnik biało-czerwonych (to również barwy klubu ze stolicy Andaluzji) podchodzi do rywalizacji z Dnipro Dniepropietrowsk jak do każdego innego spotkania. I to w sytuacji, kiedy ewentualna wygrana z Ukraińcami będzie skutkować dodatkowymi wyzwaniami dla naszego rodaka. W takiej sytuacji kadrowicz Adama Nawałki będzie musiał zaśpiewać hymn Sevilli po hiszpańsku, czego dotychczas jeszcze nie próbował, a następnie zaprosić cały zespól na… pierogi. To pierwsze obiecał kibicom, drugie – kolegom z szatni.
Krychowiak apeluje do polskich kibiców o wsparcie Sevilli
Zagraniczne powołania na mecze z Gruzją i Grecją – KLIKNIJ!rozmawiał Adam GODLEWSKI
– Latem minionego roku mógł pan wybierać między Sevillą i Fiorentiną. Przed rozpoczęciem półfinałowego dwumeczu w Lidze Europy miał pan z tyłu głowy ten fakt? A przed podpisaniem kontraktu wątpliwości, czy Serie A dla pana nie byłaby lepsza niż Primera Division?– Na tym etapie obecnego sezonu już doskonale zdawałem sobie sprawę, ile zyskałem jako piłkarz, wybierając ofertę z Hiszpanii. Nawet jednak bez pewnego półfinałowego zwycięstwa nad Fiorentiną nigdy nie miałem wątpliwości, którą ligę i który klub powinienem wybrać, bo Fiorentina rzeczywiście proponowała mi angaż. Zresztą gdybym jeszcze raz stanął przed podobnym dylematem, postąpiłbym dokładnie tak samo jak minionego lata. Nigdy nie żałowałem, i nigdy nie będę, że zdecydowałem się na Sevillę. Bo to był optymalny wybór.
(…)
– OK, zmieńmy zatem temat. Jest pan rekordzistą swojej podstawówki w biegach na 40 i 60 metrów? Pytam, bo w innym i też nie tak dawnym spotkaniu Primera Division, z Barceloną, dogonił pan Leo Messiego na dystansie ćwierci boiska, rozwijając sprinterską prędkość niemal 34 kilometrów na godzinę. I jeszcze wygarnął słynnemu Argentyńczykowi piłkę!– Nigdy nie miałem pamięci do rekordów, ale rzeczywiście w szkole podstawowej uprawiałem nie tylko futbol, ale również lekkoatletykę, i zawsze przybiegałem w czołówce. Niezależnie od szczebla zawodów. Nie to, żebym jakoś szczególnie trenował sprinty, ale ćwiczyłem ten element jako… piłkarz. Do 15 roku życia grałem jako napastnik i strategia mojego zespołu była prosta – bramkarz wykopywał piłkę, najlepiej za plecy przeciwnika, i ja zawsze dawałem radę do niej dobiec. Taktyka na aferę była skuteczna, a dzięki niej – do dziś nie narzekam na swoją szybkość.
– Tą akcją z Messim przekonał pan do siebie ostatnich niedowiarków wśród kibiców Sevilli? – Ależ ja już na początku zostałem bardzo ciepło przywitany przez kibiców! W Sewilli jest świetna widownia, fani naprawdę niosą nas do walki, nie żałują gardeł. Każdy chce się odwdzięczyć za znakomitą atmosferę, jaką wytwarzają na każdym spotkaniu. Pewnie również dzięki temu miałem bardzo udany początek w Hiszpanii.
(…)
– Jak pan sądzi – komu w najbliższą środę będą kibicować polscy fani, którzy przyjdą na Stadion Narodowy na finał Ligi Europy?– Liczę na wsparcie dla mojego zespołu, a nawet o to apeluję! Nikt, kto będzie dopingował Sevillę, na pewno tego nie pożałuje, to mogę obiecać. Zresztą takie kibicowanie, mam nadzieję, że od pierwszej do 90 minuty, powinno naszym rodakom przyjść o tyle łatwo, że nasze klubowe barwy są – identycznie jak reprezentacyjne – biało-czerwone.
Cały wywiad można znaleźć w najnowszym numerze Tygodnika „Piłka Nożna”