Za niespełna rok w Polsce odbędą się mistrzostwa świata do lat 20. Z jednej strony czasu zostało jeszcze sporo, z drugiej – bardzo mało. Selekcjoner reprezentacji U-20 Jacek Magiera ma więc ręce pełne roboty.
Był pan ostatnio zabiegany…
Analizy, spotkania z zawodnikami, podróże po Polsce i Europie, wreszcie skompletowanie sztabu – czasu wolnego nie mogłem mieć dużo. W zeszłym tygodniu zorganizowaliśmy, poza terminem UEFA, pierwszą konsultację kadry do lat 20. Grzechem było nie skorzystać z możliwości, zwłaszcza że do startu młodzieżowych mistrzostwa świata zbyt często zespół nie będzie się spotykać – mówi szkoleniowiec. – Zresztą gdybyśmy nie skorzystali z tej okazji, bylibyśmy trzy miesiące w plecy. Każdego z zawodników powołanych na konsultację przynajmniej raz na żywo zobaczyłem przed jej startem. Zrobiliśmy badania i przekazaliśmy zasady, jak sztab i drużyna będą pracować.
Kto znalazł się w pana sztabie?
Najbliższymi współpracownikami są Tomek Łuczywek, pracowaliśmy razem w Zagłębiu Sosnowiec i Legii Warszawa, a także Darek Dźwigała, opiekun reprezentacji rocznika 2000. Za aspekty motoryczne oraz regenerację odpowiedzialny jest znany mi z Legii Sebastian Krzepota. Trenerem bramkarzy został Wojtek Kowalewski, analitykiem – Maciek Szymański, pracujący w Piaście Gliwice. Paweł Kozub zajmie się przygotowaniem indywidualnym piłkarzy, wskazaniem ich profili oraz analizą, sprowadzałem go do Legii do sztabu, a dziś działa przy trenerze Deanie Klafuriciu. Za statystyki i kontakt z mediami odpowiedzialny jest Michał Zachodny. Kierownik drużyny to Mateusz Chmielnicki, lekarzem został Mikołaj Patrzykąt, a fizjoterapeutami Marcin Bator oraz Maciej Kuszyński.
Jak przebiegną przygotowania do turnieju?
W planach jest pięć akcji szkoleniowych: ta majowa w Bydgoszczy już za nami, następny raz spotkamy się we wrześniu i zagramy dwa mecze, to samo powtórzy się w październiku i listopadzie, kolejne zgrupowanie odbędzie się w marcu, a potem już przygotowania do mistrzostw świata. Weźmiemy udział w Turnieju Ośmiu Narodów, zmierzymy się z Włochami, Szwajcarami, Holendrami, Czechami, Portugalczykami, Anglikami i Niemcami. Chcemy również zagrać mecz z drużyną spoza Europy w terminie listopadowym. Co ważne, wszystkie te reprezentacje wystawią starszy rocznik. Następny sezon Ekstraklasy i I ligi zakończy się 19 maja, pierwszy mecz na młodzieżowym mundialu jako gospodarz rozegramy już 24 maja. Czyli czas na przygotowanie do startu wyniesie dokładnie cztery dni. Bazą reprezentacji będzie Łódź, tam zagramy mecz otwarcia. Natomiast trwają poszukiwania ośrodka, w którym odbędą się przygotowania do Turnieju Ośmiu Narodów oraz młodzieżowego mundialu. Podczas turnieju to FIFA decyduje, gdzie drużyny będą miały bazy, natomiast podczas Turnieju Ośmiu Narodów chcemy mieć swoją bazę przygotowań. Na ten moment najbliżej nam do położonego 50 kilometrów od Łodzi Uniejowa. Chcemy otoczyć piłkarzy opieką medyczną oraz zapewnić stały kontakt z naszymi wszystkimi trenerami w aspektach przygotowania technicznego, taktycznego, motorycznego, indywidualnego, analitycznego.
Sebastian Szymański żartował na zgrupowaniu kadry U-21, że nie tylko będzie grał na mundialu U-20, ale będzie też kapitanem. Zawodnikowi Legii powierzy pan tę rolę?
Rok dla tak młodego zawodnika to szmat czasu. Sebastian jest na topie, wywalczył miejsce w wyjściowej jedenastce Legii, być może pojedzie na mundial, ale z dorosłą reprezentacją. Nie chcę wybiegać tak daleko w przyszłość. Weźmy przykład Bartka Kapustki, dwa lata temu grał w finałach mistrzostw Europy we Francji, zdecydował się wyjechać z Polski… i na razie jest zawodnikiem kadry U-21. Oczywiście, liczę na Sebastiana, jeśli jednak przebije się w dorosłej reprezentacji, wiadomo, że to będzie dla niego i selekcjonera priorytet. I słusznie. Natomiast turniej to już inna sprawa. Trzeba będzie to wszystko pogodzić, także z młodzieżówką Cześka Michniewicza, bo w niej występuje Kamil Grabara, który też rocznikowo pasuje do kadry U-20. Rozmawiałem z Kamilem i wie o naszych wszystkich planach. W każdym razie kwestia kapitana na razie jest sprawą otwartą.
Sporo pan ostatnio jeździł i widział, więc co pan sądzi o poziomie młodzieżowego futbolu w Polsce?
Obserwowałem mecze juniorów w Niemczech: organizacja gry, częściej piłka zagrywana jest po ziemi, u nas z kolei fruwa, przede wszystkim tempo – to wszystko przemawia na korzyść naszych zachodnich sąsiadów. Takie mecze uczą, co trzeba zrobić, aby nasi piłkarze, ale też trenerzy funkcjonowali inaczej.
Z czego to wynika, że juniorzy w Niemczech grają w szybszym tempie?
Jak jesteś dobrze wyszkolony pod względem technicznym, lepiej przyjmiesz piłkę, szybciej i mocniej odegrasz, rośnie intensywność. Tyle że to w największym stopniu zależy od zawodników. Jeśli każde najprostsze ćwiczenie traktują jako najważniejsze, osiągną sukces, a jeśli nie przykładają się… Mówienie o braku intensywności w treningu jest niepoważne. Kto komu broni zapieprzać na maksa w każdym ćwiczeniu? Wszystko jest w głowach piłkarzy.
Jak bardzo komplikuje to panu pracę?
Nie chcę mówić o komplikacjach. Nie zamierzam nakręcać się negatywnie. U nas nie obowiązuje zdanie „nie da się – nie uda się”. Nie widzę żadnego problemu, aby piłkarze, z którymi pracuję, zrobili postęp, weszli na wyższy poziom pod każdym względem. To jest moja rola. Wszystko jednak zależy od ich determinacji. Od tego, w jaki sposób spędzą wakacje, co będą robili w czasie wolnym, czy będą pracowali nad swoimi słabymi stronami, a taką analizę od sztabu kadry U-20 otrzymali. Krótko mówiąc, wszystko zależy od ich świadomości. Dla tych chłopaków otwierają się drzwi do karier, każdy chciałby zagrać na młodzieżowym mundialu, najbliższy rok może być najważniejszy dla ich sportowego życia. Jeżeli dobrze wypadną, optymalnie przygotują się do turnieju, mogą ustawić sobie piłkarską drogę na zawsze. Natomiast jeżeli przez własną głupotę, brak świadomości, nie zrobią tego – pretensje będą mogli mieć wyłącznie do siebie.
Pana zawodnicy mają tę świadomość?
Jeszcze nie wiem. Pracowałem z młodymi piłkarzami, którzy zginęli na piłkarskiej drodze, ale też z takimi, którzy dzisiaj są reprezentantami Polski – Kamil Grosicki, Maciek Rybus, Bartek Bereszyński, Rafał Wolski, czy takimi, którzy są blisko tej reprezentacji, jak Konrad Michalak i Mateusz Wieteska. Jedni potrafili to zrozumieć szybko, inni potrzebowali czasu. Z piłkarzami kadry U-20 też nad tym popracujemy.
Realnie podchodząc do sprawy – większość pana zawodników nie gra regularnie w seniorskiej piłce, za nami przegrany z kretesem turniej Euro U-21 – my do imprezy rangi mundialu U-20 nie pasujemy. Jakie cele zostały postawione przed tą reprezentacją?
Na razie wiadomo, że w turnieju zagra Polska, reszta uczestników nie jest znana. Cel postawimy sobie, gdy poznamy pełny skład turnieju i grup. W Legii graliśmy z zespołami lepszymi piłkarsko, bogatszymi, a zdobyliśmy cztery punkty w Lidze Mistrzów i wyszliśmy z grupy do Ligi Europy. Nikt na nas nie stawiał, ale sposobem, zespołowością, dobrym przygotowaniem mentalnym, taktycznym i fizycznym sprawiliśmy, że daliśmy radę. Kiedy jechaliśmy 25 lat temu na mistrzostwa Europy do lat 16, nikogo nie interesowaliśmy. Nawet nikt z PZPN z nami nie udał się do Turcji, bo nikomu nie przyszło do głowy, że coś tam ugramy. Wróciliśmy ze złotym medalem. Na młodzieżowym mundialu zyskać można dużo, stracić też sporo, ale bać się nie ma czego.
Brak regularnej gry w seniorach pana zawodników w ogóle nie jest kłopotem?
Jest, i to bardzo dużym. Gdy w Legii zapraszaliśmy na trening pierwszego zespołu chłopaków z akademii, przed jego startem wszyscy byli kozakami, a po 15 minutach trzymali się pod boki, łapali oddech. Nie nadążali za tym, co się dzieje, nie byli nauczeni gry bez przestojów. W porównaniu do seniorów to w juniorach po boisku się chodzi. Czasami boimy się zawodników zmęczyć. Dlatego zamierzam rozmawiać z chłopakmi kadry U-20 o ich wyborach. Często zmiana klubu na topowy nie oznacza postępu. Wręcz przeciwnie, zawodnik zaczyna być pomijany w kadrze meczowej, trenuje indywidualnie z boku boiska, dochodzą rozczarowanie, brak pewności siebie. Robi się bardzo nieciekawie. Piłkarz nie może patrzeć tylko na to, gdzie najwięcej zarobi. W wieku tych chłopaków lepiej regularnie grać w pierwszej lidze i być może za pięć lat zostać czołową postacią w naszej piłce, niż oglądać mecze mistrza Polski w europejskich pucharach z trybun, a za pięć lat jeździć po wsiach i występować w czwartej lidze. Oni muszą już grać z seniorami. Ja, mając 19 lat, miałem rozegranych 38 meczów w Ekstraklasie i strzeliłem osiem goli. W piłce sentyment nie istnieje. Nie ma takiego pojęcia. Albo jesteś przygotowany, dobry, albo nie. Rozegrałem w młodzieżowych reprezentacjach 99 oficjalnych meczów międzypaństwowych i nikt z sentymentu nie dał mi zagrać tego setnego – już w pierwszej reprezentacji. Tak samo będzie tu – to, że ktoś występował od najmłodszych lat w juniorskich reprezentacjach nie oznacza, że ma pewne miejsce w U-20.
Dla Sebastiana Szymańskiego jest za wcześnie na zagraniczny wyjazd?
Nie jestem w Legii, nie mnie to oceniać. Na pewno Sebastian musi grać. Natomiast musi wcale nie znaczy, że ma dostać miejsce w składzie za darmo. Jest tego świadom. Przy jego warunkach fizycznych, wielu trenerów zostawiłoby go na boku, bo za niski i za chudy, ale ja mu dałem w Legii szansę. Bo mocno sobie na nią zapracował. I dziś mam satysfakcję, widząc, jak rośnie jego znaczenie w zespole, jak przejmuje rolę lidera, bierze odpowiedzialność za grę, że się tego nie boi. W decydujących momentach poprzedniego sezonu od niego w Legii zależało najwięcej.
Wkurza pana, gdy patrzy na wyjściowe jedenastki zespołów Ekstraklasy…
…niech pan nie kończy – wkurza! Irytuje mnie, gdy widzę dwóch Polaków w składzie, a reszta to obcokrajowcy, którzy umiejętnościami wcale na kolana nie rzucają. I nie mówię tylko o Ekstraklasie, bo coraz więcej cudzoziemców trafia do pierwszej ligi. Z systemu szkolenia do najwyższych lig nie przechodzi wielu zawodników, kluby nie mają gdzie pracować z młodymi chłopcami. Tak naprawdę w Polsce bazę z prawdziwego zdarzenia ma tylko Lubin. Lech też ma, ale we Wronkach. Legia może będzie mieć, na razie jednak wszystkie grupy młodzieżowe trenują na jednym boisku i to ze sztuczną nawierzchnią. To jest sukces, boisko jest kompletnie zajechane, właściwie nie powinno się na nim ćwiczyć, że kilku dobrych zawodników udało się na nim wychować. Widziałem, w jakich warunkach trenują młodzi piłkarze w Niemczech, nie ma czego porównywać. Proszę sobie wyobrazić, że wielu naszych zawodników, którzy pod koniec marca wzięli udział w eliminacjach młodzieżowych mistrzostw Europy we Włoszech, właśnie tam pierwszy raz od listopada trenowało na naturalnej nawierzchni! Przez cztery miesiące nie ćwiczyli na trawie! Wychodzisz na pierwszy mecz i od razu stoisz na straconej pozycji.
Co może zrobić PZPN?
Rolą związku nie jest szkolenie zawodników w klubach. Szkoleniowcy zatrudnieni przez związek nie będą przeprowadzali wszystkich zajęć w Polsce. PZPN ma szkołę trenerów, tu jest jego rola. Kluby szkolą. Kluby ustalają, czy zawodnicy mają trenować dwa, trzy, czy pięć razy w tygodniu. Kluby rozkładają akcenty na technikę, taktykę, przygotowanie motoryczne, przygotowanie indywidualne zawodnika na daną pozycję. Kluby mają akademie, w których zatrudnieni są dyrektorzy. PZPN wprowadził na przykład projekt dla talentów późno dojrzewających. Takich przypadków jak Szymański jest wiele. Trenerzy w juniorach wolą stawiać na wysokich i silnych chłopaków, bo rywalizują ze sobą, liczy się tylko wynik. Tymczasem chłopcy piłkarsko lepsi dostają po trzy minuty w meczu. I się zniechęcają. Trzeba grać na wynik, ale przede wszystkim należy szkolić.
Rozmawiał Przemysław Pawlak
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”