Przejdź do treści
Kłopoty reprezentacji Hiszpanii

Ligi w Europie La Liga

Kłopoty reprezentacji Hiszpanii

W 85. minucie meczu z Ukrainą znerwicowany nieporadnością napastników selekcjoner reprezentacji Hiszpanii Luis Enrique posłał na stałe w pole karne rywali stopera Sergio Ramosa. Zawodnik ten, choć też gola nie strzelił, zrobił tam przez pięć minut więcej niż Rodrigo i Mikel Oyarzabal wcześniej. Gdyby grał na szpicy od początku, La Roja raczej by tego meczu nie przegrała.

LESZEK ORŁOWSKI


Czy można sobie wyobrazić trafniejszą ilustrację głównego problemu jaki ma dziś reprezentacja Hiszpanii, niż opis tej sytuacji? Oczywiście, trzy wrześniowe mecze, w których zespół strzelił zaledwie jednego gola, uwidoczniły również inne jego słabości, takie jak obsada bramki czy pozycji ofensywnych pomocników, jednak w tych miejscach boiska są alternatywy, inni gracze niż ostatnio powoływani, natomiast jeśli chodzi o środek ataku, szansę dostał już chyba każdy z zawodników czymkolwiek wyróżniający się na ligowych boiskach, lecz ani jeden jej nie wykorzystał. 

Szesnastu, a jakby żadnego

Najpierw więc trzeba zająć się krótko kwestią obsady środka ataku. Załączone zestawienie dobrze oddaje skalę zagadnienia. Luis Enrique całą szesnastkę kandydatów do gry na środku ataku chętnie spakowałby do worka i wymienił na jednego zawodnika, ale za to z najwyższej półki; o Robercie Lewandowskim nie śmie nawet marzyć, zadowoliłby się Memphisem Depayem czy Romelu Lukaku. 

Lucho wyrażał po meczu z Ukrainą zadowolenie z gry zespołu, z dominacji, jaką miał na boisku przez całe 90 minut. Powiedział, że takie porażki się zdarzają, sam przeżył niejedną. Dopiero zapytany o problemy obsady środka ataku naprawdę się zasępił. – Mam duży wybór. Wszyscy to dobrzy zawodnicy. Iago Aspas i Paco Alcacer też. Obejrzę oczywiście jeszcze raz, bez żadnych uprzedzeń („zielonymi oczami” – jak powiada się po kastylijsku – dop. L. O.) ich grę w klubach – powiedział o graczach, których na październikową sesję nie powołał. 

Tak Lucho, jak i jego chwilowy zmiennik Robert Moreno, nie potrafili się zdecydować na jednego kandydata na szpicę. A to byłoby chyba najlepsze wyjście. Skoro nie ma zawodnika godnego gry na newralgicznej pozycji w posiadającej tak wielkie ambicje drużynie, lepiej byłoby chyba mieć tam gracza przynajmniej rozumiejącego się z kolegami, niż ciągle kogoś innego. Wieczne poszukiwania nie skończą się pełnym powodzeniem, bo jest ono niemożliwe. Trzeba zadowolić się jakimś częściowym sukcesem. Ale gdyby Lucho wybrał taki wariant, to jeśliby obdarzony łaską napastnik nie strzelił gola w dwóch czy trzech meczach, opinia publiczna nie dałaby mu spokoju. Robiąc to, co robi, przynajmniej ma alibi: przecież szukałem, starałem się.

Skreślone pokolenie

W cieniu debaty o napastnikach znalazło się inne postanowienie selekcjonera, brzemienne w rozmaite skutki. Jest to decyzja o skreśleniu całego pokolenia hiszpańskich piłkarzy. Mowa o tym następującym po mistrzowskiej generacji z lat 2008-12, czyli czasów Xaviego, Andresa Iniesty, Carlesa Puyola, Davida Silvy, Davida Villi, składającej się z zawodników urodzonych w latach 80. Co ciekawe, piłkarzy będących jej członkami, a nadal grających na wysokim poziomie i chętnych do reprezentowania państwowych barw, czyli Sergio Busquetsa, Sergio Ramosa i Jesusa Navasa Luis Enrique nie tylko nie skreśla, ale wręcz hołubi; odstawił zaś od piersi zawodników urodzonych w pierwszej połowie lat 90. 

Gdy Xavi i inni wymienieni zbliżali się do końca karier, zdawało się, że ich następcy są gotowi do przejęcia pałeczki. Koke, Isco, Thiago, Saul to miała być oś nowego zespołu, pomoc składająca się z tych zawodników zapowiadała się na formację nie gorszą od tercetu Busquets – Xavi – Iniesta. Dani Carvajal i Jordi Alba (urodzony w 1989, ale, choć mistrz Europy z 2012 roku, raczej przynależny do tej generacji niż wcześniejszej) mieli stanowić parę bocznych obrońców na kolejne lata. Swoją szansę zawodnicy tego pokolenia otrzymali na mundialu w Rosji. To miała być ich impreza, na której dokona się konfirmacja kolejnego miotu hiszpańskich futbolistów na gwiazdy światowego formatu. Jak się to wszystko skończyło, doskonale wiemy. Ale winę za klęskę w Rosji ponosi nie tylko prezydent federacji Luis Rubiales, który tuż przed imprezą zwolnił selekcjonera, lecz i sami piłkarze, którzy po prostu nie stanęli na wysokości zadania. Może za długo na swoją szansę czekali, może powinni – jako pokolenie, a nie jednostki – otrzymać ją na Euro w 2016 albo mundialu w 2014, może w 2018 byli już jak przejrzałe gruszki-ulęgałki – nie zmienia to faktu, że nie udźwignęli odpowiedzialności.

Luis Enrique od początku swojej kadencji nie bardzo ufał zawodnikom urodzonym w pierwszej połowie lat 90. (1991-95). Powoływał ich, sprawdzał w rozmaitych konfiguracjach personalnych, ale nigdy nie mogli oni mieć poczucia, że to jest ich zespół, że są w nim pewniakami. Lucho sprawiał wrażenie, jakby od początku uważał ich za zawodników już skończonych, przegranych, przynajmniej w futbolu reprezentacyjnym. Z czasem zaczęli wypadać z kadry. 

Na ostatnim zgrupowaniu sytuacja sięgnęła pewnego ekstremum. W przeważającej liczbie drużyn narodowych zawodnicy w wieku 26-30 lat stanowią większość, bo to przecież najlepszy czas dla piłkarzy. W 23-osobowej kadrze reprezentacji Hiszpanii na mecze z Portugalią, Szwajcarią i Ukrainą znalazło się zaledwie siedmiu futbolistów w tym przedziale wiekowym: Diego Llorente (93), Jose Campana (93), Sergio Canales (91), Rodrigo Moreno (91), Kepa (94), Sergi Roberto (92), Jose Gaya (95). Wszyscy oni to jakby drugi garnitur tej generacji, zawodnicy przez wiele lat pomijani w reprezentacji; na wspominanym mundialu w Rosji byli tylko Kepa oraz Rodrigo, lecz obaj daleko od wyjściowej jedenastki. W dodatku w podstawowym składzie na Ukrainę wyszli tylko dwaj: Canales i Gaya.

Oczywiście, Thiago nie dostał w październiku powołania z powodów zdrowotnych, być może Luis Enrique nadal widzi w nim kandydata na lidera zespołu. Jeśli taką rolę otrzyma w listopadzie, będzie to jednak tylko wyjątek potwierdzający regułę. 

Niska jakość

Czy Luis Enrique słusznie czyni nie powołując najzdolniejszych członków „straconej generacji”? Otóż można mieć wątpliwości, gdyż niekoniecznie znajduje zawodników lepszych od nich. W meczu ze Szwajcarią środek pomocy stworzyli Mikel Merino – solidny ligowiec, ale nic więcej oraz Dani Olmo – zawodnik bardzo modny, ale o talencie sporo przeszacowanym, zwłaszcza do roli ofensywnego pomocnika. Koke z Saulem, choć żadne dziś z nich asy, z pewnością nie wypadliby gorzej, także od Canalesa, Daniego Ceballosa i Campanii, którzy w październikowych spotkaniach również pojawiali się na pozycjach kiedyś obsadzanych przez Xaviego i Iniestę. Sprawiali wrażenie jakby nie tylko nigdy z tymi asami bądź przeciw nim nie grali, ale jakby nawet w telewizji nie widzieli ich w akcji. 

Dziś jest jasne, że jeśli nie Koke, nie Saul i Isco, to parę podstawowych playmakerów La Roji muszą stanowić Thiago oraz Fabian Ruiz – także w październiku nieobecny. Ich aktualnie preferowani przez Lucho dublerzy to natomiast prawdziwa słabizna. 

Osobną kwestię stanowi obsada pozycji bramkarza. Zadziwiające, że odstrzeliwszy tylu antybohaterów rosyjskiego mundialu, Luis Enrique upiera się przy Davidzie de Gei, choć urodzonym w 1990 roku, to jednak członku generacji Koke i Isco – jak oni mieli zastąpić wiadomo kogo, tak on – Ikera Casillasa. Kolejne jego wpadki, a tylko wskutek jego bramkarskiej głupoty La Roja zamiast zremisować przegrała z Ukrainą, nie osłabiają zaufania selekcjonera do wadliwego golkipera United. Hiszpańscy kibice mają nadzieję, że czara goryczy tym razem się przelała, a w listopadzie między słupkami zobaczą bynajmniej nie Kepę, któremu też nikt nie ufa, lecz Unaia Simona. 

Reprezentacja Hiszpanii jest dziś jak ryba nadpsuta od głowy, od ogona i jeszcze w środku, albo jak ser z olbrzymimi dziurami nie stanowiącymi o jego jakości. Linia obrony prezentuje się bardzo dobrze, Busquets i Rodri dają spokój na pozycji piwota, wiadomo już, że na skrzydłach muszą grać Adama Traore oraz Ansu Fati, jest więc trochę powodów do radości. Ale jeśli Luis Enrique nie znajdzie szybko rozwiązania istotnych problemów zespołu, o medalu Euro 2021 trzeba będzie zapomnieć. 


TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 43/2020)


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024