Każdy faworyt zaliczy słaby mecz. Anglia ma go już za sobą?
Nie da się na turnieju tej rangi, w ciągu zaledwie miesiąca, rozegrać siedmiu perfekcyjnych spotkań. W przypadku najlepszych reprezentacji świata o końcowym sukcesie bądź klęsce decyduje moment, w którym przytrafia się słabszy występ.
Podopieczni Southgate’a nie zachwycili w meczu z USA (fot Defodi / 400mm.pl)
Kanonadą w potyczce z Iranem mundialu Anglicy rozpalili wyobraźnię. Pobudzili apetyty wszystkich tych, którym marzy się zaśpiewanie „It’s coming home” w okolicach Bożego Narodzenia. Tyle że na inaugurację trafił im się rywal naiwny. Nie słaby, co pokazała druga kolejka, lecz niewłaściwie nastawiony do poziomu wyzwania. Tymczasem USA to inna bajka. To nie tylko nieporównywalnie większa jakość piłkarska, ale też bardziej zaawansowany mental. Zespół Gregga Berhaltera wyglądał tak, jakby konfrontację nacji mówiących tym samym językiem potraktował niczym derby.
Amerykanie raczej nie zaskoczyli Anglików, jednak byli tak konsekwentni w realizowaniu założeń taktycznych, że nie pozwolili przeciwnikom właściwie na nic. Drużyna, która przed chwilą bawiła się z rywalem, aplikując mu pół tuzina bramek, z wielkim trudem oddała trzy niegroźne, celne strzały. Berhalter nie wymyślił wyszukanej taktyki: uznał, że kluczem do zneutralizowania faworytów będzie przejęcia środka pola. Miał rację. Jude Bellingham, który z Iranem robił, co chciał, tym razem nie istniał. A że w jego buty nie wszedł Mason Mount, druga linia reprezentacji Anglii kulała.
Najlepszym pomocnikiem Synów Albionu był Harry Kane, który raz po raz wracał do środkowej strefy, próbując inicjować akcje ofensywne. Ta część boiska miała innego bohatera – też z Premier League, lecz z amerykańskim paszportem. Tyler Adams zawładnął środkiem: rozbijał ataki, regulował tempo, dyrygował grą USA. Zawodnika Leeds skutecznie wspierali Weston McKennie oraz niespełna 20-letni Yunus Musah. Pierwszego wszyscy znają, drugi jest kandydatem na jedno z odkryć mundialu.
Anglia straciła punkty, ale nie status jednego z faworytów imprezy. Każdy z wielkich zaliczy w Katarze chwilę słabości – niewykluczone, że drużyna Garetha Southgate’a właśnie ją przebrnęła. Mogła jako pierwsza zapewnić sobie miejsce w fazie pucharowej, tylko jakie miałoby to znaczenie? Mistrzostwa świata to nie sprint, a bieg długodystansowy.