Kanonierzy w coraz wyższej formie
Arsenal odniósł czwarte z rzędu zwycięstwo. Kanonierzy pokonali w delegacji Wolverhampton (2:0) i nadal liczą się w wyścigu o europejskie puchary.
Lacazette przełamał swoją niemoc w meczach wyjazdowych (fot. Reuters)
Dla obu zespołów sobotnie starcie miało bardzo duże znaczenie. Po wygranych Leicester City i Manchesteru United, zawodnicy Wolves nie mogli kalkulować i jeśli chcieli pozostać w wyścigu o awans do Ligi Mistrzów, to domowy mecz z Arsenalem musieli wygrać. W przypadku Kanonierów także nie było miejsca na wpadkę, szczególnie, że nawet w przypadku zwycięstwa, zespół z północnego Londynu zbliżyłby się do Wilków na dystans trzech punktów.
Mecz od początku toczony był w dość sennym tempie. Nieco więcej szans dawno przed pierwszym gwizdkiem gospodarzom, ale podopieczni Mikela Artety wcale nie zamierzali tanio skóry na Molineux sprzedawać
Odważna postawa Kanonierów, by jednoczesnej bierności Wolves jeszcze przed przerwą przyniosła zmianę wyniku. W 43. minucie lewym skrzydłem popędził Kieran Tierney, po którego dośrodkowaniu piłkę ręką zagrał jeden z rywali. Sędzia poczekał jednak na to jak akcja się rozwinie i bardzo dobrze, ponieważ futbolówka trafiła do Bukayo Saki, a ten uderzył bez przyjęcia z woleja i dał Arsenalowi prowadzenie.
Nuno Espirito Santo próbował wpłynąć na swój zespół i bardzo szybko dokonał roszad personalnych, jednak nie miało to zbyt dużego przełożenia na ilość i jakość okazji bramkowych gospodarzy. Zdecydowanie najlepszą miał Adama Traore, który został wypuszczony na stuprocentową pozycję, jednak mając przed sobą wyłącznie Emiliano Martineza, przeniósł piłkę nad poprzeczką.
Dobrze grającemu Arsenalowi zdarzyło się to, co jest jego udziałem w niemal każdym meczu, czyli przestój. Wolves nie byli jednak w stanie tego wykorzystać i w końcu zostali skarceni. W 86. minucie Joe Willock zagrał przed bramkę, a tam do piłki zdołał dojść Alexandre Lacazette, który wyprzedził obrońcę i płaskim strzałem od słupka podwyższył na 2:0.
Po takim ciosie miejscowi już się nie podnieśli i po ostatnim gwizdku do londyńczycy mogli się cieszyć z kompletu punktów. Kanonierzy z każdym kolejnym mecze rosną w siłę i można zakładać, że w tym sezonie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
gar, PiłkaNożna.pl