Przejdź do treści
Jupi! Nareszcie dwa punkty!

Ligi w Europie Bundesliga

Jupi! Nareszcie dwa punkty!

Nie trzeba zapełniać klubowych gablot trofeami żeby dorobić się statusu kultowego trenera. W Niemczech pracowało wielu takich, których mimo braku sukcesów kibice uwielbiali. Za styl bycia, bezkompromisowość i za to, że nudzić się z nimi było nie sposób.

Uwe Klimaschefski w 1. FC Saarbruecken. (fot. Reuters)

MACIEJ IWANOW

Uwe Klimaschefski był trenerskim ekscentrykiem, który bardzo swobodnie podchodził do swojej pracy. Nieobliczalny, ale i lojalny. Piłkarze go uwielbiali, choć żyli w lekkim strachu na co też Klima jak go nazywali, wpadnie na kolejnym treningu. Już jego zawodnicza kariera zaczęła się wybornie. Przed inauguracyjnym sezonem Bundesligi w 1963 roku na młodego Klimaschefskiego było sporo chętnych. Gdy w swoim mieszkaniu dopinał ostatnie szczegóły kontraktu z prezydentem Herthy, rozległ się dzwonek do drzwi. Zapomniał, że umówił się na ten sam dzień z przedstawicielem 1. FC Saarbruecken. Biedny prezydent berlińskiego klubu tak długo musiał ukrywać się w łazience, aż Klimaschefski nie odprawił gościa.

Czy naszą drużynę trenuje idiota?

Trenerską przygodę zaczął w Homburgu, gdzie polecił go legendarny Hennes Weisweiler – mentor i przyjaciel. Odchodził i tam wracał. W sumie aż pięciokrotnie prowadził ten zespół. Mimo iż nie osiągnął żadnych wymiernych sukcesów to dorobił się wręcz boskiego statusu w mieście. Swego czasu odmówił nawet Bayernowi Monachium,
który szukał następcy Dettmara Cramera. Klimaschefski długo się nie zastanawiał. – Tylko w Homburgu mogę przejechać na czerwonym świetle bez konsekwencji – powiedział. I nie były to wcale zwykłe przechwałki. Społeczność miasta pokochała go z wzajemnością, chociaż początki nie były usłane różami. Gdy dowiedział się, że
na mecze przychodzi średnio niecały tysiąc kibiców to poprzez lokalne media poinformował, że podczas najbliższego spotkania odbędzie się wyścig modelek topless. Na trybunach zameldowało się grubo ponad trzy tysiące entuzjastów. Wyścigu oczywiście nie było.

Franco Foda będąc juniorem w Saarbruecken powiedział znamienne słowa: – Kto przetrwał choć rok z Klimaschefskim, ten pokonał już w życiu wszystkie przeszkody i nic nie będzie mu straszne. Trafniej nie dało się ująć metod szkoleniowych Klimy. W latach 70-tych co oczywiste nie było rozbudowanego skautingu. Dostał raz hiszpańskiego piłkarza do oceny. Zapędził go pod prysznic i kazał żonglować piłką. – Pokaż mi jak będziesz grał podczas deszczu! – zażądał. Pewnego razu postanowił zrobić swoim zawodnikom test
wytrzymałościowy. Zaprowadził ich na boisko, gdzie leżał walec do wyrównywania murawy. – Chłopaki, dzisiaj czeka was ciężki test. Każdy robi rundkę 400 metrów z walcem, żeby pozbyć się dziur, które zrobili lekkoatleci. Pierwszy piłkarz chwycił nieszczęsny walec i zaczął pchać. Sto metrów, dwieście i zaczął się kryzys. Ambitnie dociągnął jednak do końca. Wycieńczony stawił się z powrotem u trenera, a ten beztrosko podsumował: – Dobra robota, ale widzę, że ćwiczenie jest zbyt ciężkie i niebezpieczne. O mało pod ten walec nie wpadłeś. Przerywamy! Mina biednego chłopaka była ponoć bezcenna.

Klimaschefski lubił też pastwić się nad podopiecznymi na konferencjach prasowych. – Na więcej pytań nie odpowiem, bo muszę iść do swoich piłkarzy. Są tak ślepi, że nie trafią z szatni do autobusu. Albo inny kwiatek: – On jeszcze nigdy nie strzelił bramki… No raz na treningu jak bramkarz poszedł pod prysznic. Kiedyś jeden z piłkarzy nie wytrzymał i poszedł poskarżyć się prezydentowi Homburga. – Panie prezydencie, trener Klimaschefski wyzywa nas od dupków! – żalił się. – No i? Przecież wyglądacie na dupków – usłyszał. Ale gdy trzeba było zadbać o klub i drużynę to trener potrafił być naprawdę pomysłowy. Gdy zespół przed meczem z Norymbergą trawiła plaga kontuzji, Klima głowił się jakby tu odwołać spotkanie. Na zewnątrz wprawdzie było poniżej zera, ale sucho. W środku nocy zadzwonił do brata i kazał mu przeciągnąć szlauch na środek boiska i polewać wodę przez pół godziny we wszystkich kierunkach. Manewr się udał – boisko było tak oblodzone, że sędzia po krótkiej inspekcji mecz odwołał.

Mało kto miał odwagę postawić się trenerowi. Jemu nawet nie byli straszni amerykańscy żołnierze. Gdy zobaczył jak jeden z nich bije na ulicy staruszka nie namyślając się stanął w jego obronie. Staruszka oczywiście. Gdy pijany Amerykanin wyciągnął nóż, Klima szybko pobiegł do samochodu i z bagażnika wyciągnął… potężny młot, którym z całej siły przywalił napastnikowi w brzuch. Po co woził taki ekwipunek ze sobą? Do dzisiaj nie wiadomo. Żeby nie zadzierać z Klimaschefskim zapomniał pewnego razu kierownik stadionu w Homburgu, który prowadził także razem z żoną restaurację klubową. Klub posiadał dwa boiska – trawiaste i twarde, na którym z reguły trenowała drużyna, aby nie psuć murawy. Pewnego razu w poniedziałek wielkanocny Klimaschefski nakazał karny trening i wysłał piłkarzy na trawiaste boisko. Dozorca przez wszystkich nazywany Underbergiem – od charakterystycznych małpeczek spożywanych przez niego namiętnie, zaczął krzyczeć: – Kliiima twarde! Klima, ty idioto zejdź z trawy!

O ile pierwsze pijackie okrzyki trener chciał zignorować, to obelg już nie odpuścił. Wysłał jednego z zawodników po skakankę, złapał prowodyra i przywiązał do bramki. Wtedy nakazał trening strzelecki. – Wprawdzie się wydzierał, ale to była sztuka dla sztuki. Zaledwie cztery piłki na dziesięć go trafiły. Zemsta trwała dobry kwadrans, aż z restauracji zwabiona błaganiami męża o pomoc wybiegła małżonka uzbrojona w rzeźnicki nóż. Ot, kolejny typowy dzień w Homburgu. Underberg na błędach jednak się nie uczył. W Pucharze Niemiec Homburg podejmował HSV. Goście prowadzili 2:1, gdy raptem został podyktowany rzut karny dla gospodarzy. Szansa na wyrównanie została jednak zmarnowana i Homburg odpadł z rywalizacji. Następnego dnia Klimaschefski długo stał przy punkcie skąd strzelano jedenastkę. Oglądał, oglądał i coś mu się nie zgadzało. W końcu wziął calówkę i zaczął mierzyć odległość od bramki. Dwa metry, cztery, osiem, dziesięć, dwanaście… Znacznie ponad przepisowe jedenaście metrów. Wezwał dozorcę, ale ten tylko wzruszył ramionami i powiedział: – Skoro nie strzelili z dwunastu metrów to i z jedenastu by nie trafili. Trener nie odzywał się do niego przez pół roku.

Z Homburgiem Klimaschefskiego połączyła nierozerwalna więź. Osiadł tu na stałe po zakończeniu kariery i dalej często zagląda na stadion, gdzie ma honorowe miejsce. Zapytano go kiedyś czy nie żałuje straconej szansy prowadzenia silniejszych zespołów z powodu swojego ekscentryzmu i podejścia do życia. – W Monachium czy Hamburgu musiałbym się bez wątpienia zmienić. Przecież gdybym w Bayernie przywiązał dozorcę do słupka to ludzie by pytali: czy naszą drużynę trenuje idiota?

Żyłem, kochałem, a czasem i płakałem

Fenomenalną postacią w niemieckim światku trenerskim był zmarły w zeszłym roku Rudi Gutendorf. Wpisany do Księgi rekordów Guinnessa pracował na wszystkich kontynentach oprócz Antarktydy. Aczkolwiek gdyby tylko mógł to z pewnością i tam nauczyłby pingwiny grać w piłkę. W sumie pracował w aż 55 miejscach. Mężczyzna pracujący żadnej pracy się nie boi. Był trenerem klubowym, reprezentacyjnym, prowadził kadry juniorów, był dyrektorem sportowym, menedżerem halowych mistrzostw świata, próbował szkolić trenerów w Chinach. Długo by jeszcze wymieniać. Postać absolutnie nietuzinkowa, choć niestety zupełnie nieznana młodszemu pokoleniu. Co do rekordów – był pierwszym trenerem w historii Bundesligi dwukrotnie zwolnionym w trakcie jednego sezonu. Inauguracja Bundesligi w 1963 roku nie mogła się obyć bez niego. Został trenerem Meidericher SV, a kontrakt spisał na… restauracyjnym menu. Nigdy nie zważał na konwenanse. Gdy w latach 80-tych Hertha szukała nowego szkoleniowca, Gutendorf wysłał swoje CV na pocztówce z Fidżi, gdzie akurat przebywał na urlopie.

„Przez całe życie nic nie robiłem poza piłką nożną. Stało się to moją pracą i ją uwielbiam” – pisał w autobiografii. Dostał nawet przydomek „Rudi Rastlos”. Próżno szukać w jego CV piłkarskich potęg. Skupiał się na kierunkach bardzo egzotycznych. Od tunezyjskiego Monastyru przez Bermudy, Antiguę, Botswanę, Nepal aż po Samoa. Przez rok pracował nawet na Wyspach Świętego Tomasza i Książęcej, gdzie szkolił miejscowych trenerów. Największego sukcesu był blisko gdy był selekcjonerem reprezentacji Chile. Zmierzał ku awansowi na mundial w 1974 roku, lecz z powodu zamachu stanu musiał opuścić przedwcześnie ten kraj. Opuszczona przez niego kadra na mistrzostwa świata w Niemczech awansowała. Nawiasem mówiąc właśnie w Chile poznał Fidela Castro, który pewnego razu przyjechał tam z wizytą. Uroczystości powitalne odbywały się na 70-tysięcznym stadionie, ale na trybunach udało się zgromadzić zaledwie 20 tysięcy ludzi. Upchano ich na jednej trybunie i wzorem komunistycznej propagandy w telewizji pokazywano tylko tą część stadionu. Po przywitaniu przez miejscowych polityków rozczarowany frekwencją Castro chwycił za kamerę, skierował na puste miejsca i krzyczał: „Prawdziwy komunista nie kłamie”. Kiedy prowadząc Schalke drużynie wyjątkowo nie szło, to na treningu zebrał koszulki od wszystkich piłkarzy, ułożył je na kupkę na środku boiska i podpalił. – To nie wy jesteście winni porażek. To te przeklęte koszulki! Drużynie to jednak nie pomogło, a zwłaszcza klubowemu księgowemu. Ale żeby oddać mu sprawiedliwość, to gdy w Tennis Borussii Berlin brakowało pieniędzy na transfery, sprzedał swojego mercedesa i pieniądze przekazał klubowi. Gutendorf był jak przysłowiowy marynarz mający w każdym porcie dziewczynę. Był strasznym kobieciarzem i wielokrotnie z tego powodu miał problemy w klubach. Był także stałym felietonistą w niemieckiej edycji „Playboya”.

O Gutendorfie można pisać i opowiadać bez końca. Każda kolejna trenerska przygoda obfitowała w wiele przygód. Ale chyba najwspanialsza i całkiem poważna pochodzi z czasów, gdy w 1999 objął reprezentację Rwandy. Kraju, który przecież wciąż zmagał się z konsekwencjami masakry Tutsi, do jakiej doszło pięć lat wcześniej. Zadbał o to, żeby w zespole były reprezentowane po równo obie skonfliktowane grupy i potem się chwalił, że: „40 tysięcy kibiców było dumnych, gdy po dośrodkowaniu Hutu jeden z Tutsi zapewnił wygraną z Wybrzeżem Kości Słoniowej. To był prawdziwy cud”.

W latach 70-tych powiedział: – Wielu moich kolegów z Bundesligi jest wprawdzie młodych, ale duchem i zachowaniem są już starymi dziadkami. Nie pojmują, że futbol na najwyższym poziomie to show biznes. Wolę raz za razem leżeć na łopatkach niż być szarą myszką. I taki był Gutendorf. Obieżyświat, miłośnik futbolu, kobiet i przede wszystkim przygód. Wciąż głodny życia. Jak napisał w autobiografii: „Żyłem, kochałem, a czasem i płakałem”. Jeszcze w wieku 86 lat w jednym z wywiadów stwierdził, że gdyby tylko ktoś zaproponowałby mu pracę w pierwszej czy drugiej lidze, nie wahałby się ani chwili.

Kaczor Donald i drogówka

W panteonie oryginałów nie może zabraknąć Petera Neururera. Jeśli ktoś nie czuje sympatii do tego znakomitego naśladowcy kaczora Donalda ten nie ma serca. Jego największymi sukcesami był awans do europejskich pucharów z Bochum i dwukrotny awans do Bundesligi – z Bochum i Saarbruecken. Ale to nie wynikami boiskowymi zjednał sobie miliony fanów i to nie tylko w Niemczech. Sympatię zyskał dzięki naturalnemu luzowi i charakterystycznym powiedzonkom. Przykłady: „Byliśmy przekonani, że wygramy ten mecz. Tak wynikało z postawy mojej drużyny. Przynajmniej w pierwszych dwóch i pół minutach”. „Gdybyśmy wśród trenerów w Niemczech zrobili quiz oparty na wiedzy z teorii treningów i psychologii, a zwycięzca dostałby najlepszy klub, to byłbym już w Realu Madryt!”. Akurat Neururer zawsze potrafił się dobrze sprzedać. Gdy jeden z magazynów chciał umówić się z nim na sesję
zdjęciową, odparł: Jestem teraz Claudią Schiffer dla ubogich, czy co? Gdy prowadził Herthę był okres, w którym drużyna miała ogromne problemy z kontuzjami. Na pytanie jak sobie z
tym planuje poradzić odpowiedział w swoim stylu: Był jeden trener, który rzucał do góry jedenaście znaczników i grali ci, którzy je złapali. Czasy w Berlinie były bardzo owocne w znakomite historie. 

Przed meczem z HSV Neururer zrobił małe zgrupowanie. W dniu spotkania zabrał rano drużynę na ostatni trening na boisko niedaleko Stadionu Olimpijskiego. Pech chciał, że na murawie stał… czołg należący do brytyjskiej armii. O 18.30 mieli wyjechać autokarem na stadion. Minęły trzy kwadranse, a kierowcy nie ma. Zrezygnowany Neururer żalił się jednemu z piłkarzy, że ma już dość, ale Uwe Rahn szybko znalazł rozwiązanie. Po drugiej stronie ulicy stał miejski autobus. Cała ekipa wraz ze sprzętem zapakowała się i pojechała. Co najśmieszniejsze – kierowca zatrzymywał się na każdym przystanku. Wyprowadzony do granic możliwości z równowagi Neururer w końcu nie wytrzymał i zakomunikował: Przyjacielu,
jak otworzysz jeszcze raz te drzwi, to naprawdę się zdenerwuję!

Gdy w trakcie jednej z konferencji prasowych w Saarbruecken otworzył list z Federalnego Urzędu ds. Ruchu Drogowego w geście triumfu uniósł ręce i krzyknął: „Jupi! Nareszcie dwa punkty”. Z drogówką miał do czynienia wielokrotnie. Jest zapalonym fanem motoryzacji. Jego czarne porsche było znane w całych Niemczech. Już podczas pobytu w Bochum regularnie jeździł w motocyklowe trasy ze swoim sztabem trenerskim. W 2009 roku zatrzymała go luksemburska policja za znaczne przekroczenie prędkości. Podczas inspekcji znaleziono w samochodzie policyjnego koguta i rewolwer. Wprawdzie miał na niego pozwolenie od czasu gdy dostawał pogróżki, ale w Luksemburgu ono nie obowiązywało. Normalnie wybuchłby skandal, ale przecież to był Neururer, więc nawet bulwarówki skwitowały to śmiechem. Z policyjnym kogutem już wcześniej miał przeboje. W 2004 pędził po autostradzie z błyskającymi światłami. Pech chciał, że jechał za nim patrol po cywilnemu…

Nie jest tajemnicą, że Neururer prywatnie jest kibicem Schalke. Prowadził ten zespół, gdy Koenigsblauen grali jeszcze w drugiej lidze i był nawet blisko awansu. Kiedy dostał propozycję objęcia ukochanego klubu wspominał, że wyskoczył w górę wyżej niż Toni Schumacher – tyle że bez rękawic. Jego kontrakt też był dość ekstrawagancki. Dostawał między innymi jedną markę od każdego kibica, który przybył na stadion. Całkiem niedawno los ponownie połączył Schalke i Neururera. A przynajmniej tak mu się wydawało. Kiedy po zwolnieniu Domenico Tedesco w Gelsenkirchen szukano nowego trenera odezwała się komórka Neururera. Zadzwonił do niego były prezydent Schalke Josef Schnusenberg z pytaniem czy nie chciałby pomóc drużynie? Opowiadał jak to klub zamierza się w końcu odbudować. Podekscytowany Neururer bez namysłu odparł, że oczywiście, z zaznaczeniem żeby tylko nie
oczekiwali od niego natychmiastowego awansu do Ligi Mistrzów. W słuchawce zapadła niezręczna cisza. – Peter, rozmawiamy o Wattenscheid. Jestem tu w radzie nadzorczej – usłyszał w końcu. I tak zamiast znowu do Schalke Neururer trafił jako dyrektor sportowy do czwartoligowca.

Oprócz kibicowania Schalke trzymał też kciuki za 1. FC Koeln. Przez 10 lat nawet mieszkał w Kolonii. Kiedy klub w latach 90-tych potrzebował doraźnej pomocy działacze zgłosili się do naczelnego strażaka ligi. Swoje zadanie spełnił. W trakcie pobytu w Koeln poproszono go by spojrzał na utalentowanego chłopaka z Dynama Kijów, który był do wyjęcia za grosze. Neururer był zafascynowany, ale menedżer postanowił ściągnąć weterana z rezerw Barcelony. Tym niechcianym chłopakiem był Andrij Szewczenko… Oczywiście przygoda w Koeln nie mogła obejść się też bez śmiesznych sytuacji. Jak na przykład po tankowaniu na jednej ze stacji zapomniał wyciągnąć węża z baku i po prostu odjechał. Straty oszacowano na prawie 200 tysięcy marek. A skąd wzięło się słynne parodiowanie kaczora Donalda? W 2004 roku będąc trenerem Bochum chciał rozluźnić swoich zawodników przed meczem z Bayernem. Wszedł do szatni i zaczął przemawiać głosem żywcem wyjętym z bajek Disneya. Efekt? Bochum wygrało 1:0.Od czasu do czasu jego nazwisko przewija się w karuzeli trenerskiej, ale na plotkach się kończy. Pozostaje mu na razie rola eksperta w telewizji, gra w golfa i eskapady na swoim harleyu. Podobnych trenerów przewinęło się przez niemiecką ligę bez liku. Volker Finke i jego Freiburg, Hans Meyer, który jako pierwszy trener z byłego NRD awansował do Bundesligi z ekipą z zachodnich landów, Werner Lorant, Eduard Geyer urodzony w czasie II wojny światowej w Bielsku-Białej. Wymieniać można bez końca, ale przywołana trójka to jednak prawdziwe ananasy.

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (13/2020)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 49/2025

Nr 49/2025

Ligi w Europie Bundesliga

Znakomita informacja dla Bayernu Monachium

Na początku lipca Jamal Musiala doznał poważnej kontuzji. Po blisko pół roku reprezentant Niemiec wrócił do treningów.

FIFA Club World Cup Paris Saint Germain - FC Bayern Munchen 05.07.2025 im Bild die schwere Verletzung von Jamal MUSIALA FC Bayern Muenchen 42 / Einzelfoto / Freisteller / FIFA Club World Cup: Paris Saint Germain - FC Bayern Muenchen, Mercedes Benz Stadium am 05.07.2025 / NOT FOR SALE IN USA *** FIFA Club World Cup Paris Saint Germain FC Bayern Munchen 05 07 2025 in the picture the serious injury of Jamal MUSIALA FC Bayern Muenchen 42 single photo cropped FIFA Club World Cup Paris Saint Germain FC Bayern Muenchen, Mercedes Benz Stadium on 05 07 2025 NOT FOR SALE IN USA Copyright: xBEAUTIFULxSPORTS/Goldbergx
2025.07.05 Atlanta
pilka nozna , klubowe mistrzostwa swiata w pilce noznej FIFA
Paris Saint-Germain - Bayern Monachium
Foto IMAGO/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!
Czytaj więcej

Ligi w Europie Bundesliga

Adeyemi chce odejść z Dortmundu. Powód? Szokujący!

Karim Adeyemi rozgląda się za nowym klubem. Reprezentant Niemiec nie wiąże swojej przyszłości z Borussią Dortmund.

10.12.2025, Fussball, Saison 2025/2026, UEFA Champions League, Spieltag 6, Borussia Dortmund - FK Bodo/Glimt, Karim Adeyemi Borussia Dortmund streckt die Zunge raus und lacht, Dortmund Signal Iduna Park NRW Deutschland xRHR-FOTO/DEx *** 10 12 2025, Football, Season 2025 2026, UEFA Champions League, Matchday 6, Borussia Dortmund FK Bodo Glimt, Karim Adeyemi Borussia Dortmund sticks out its tongue and laughs, Dortmund Signal Iduna Park NRW Germany xRHR PHOTO DEx Copyright: DennisxEwert/RHR-FOTOx RHR-FOTO/DE
2025.12.10 Dortmund
pilka nozna , liga mistrzow
Borussia Dortmund - FK Bodo/Glimt
Foto IMAGO/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!
Czytaj więcej

Ligi w Europie Bundesliga

Polski obrońca skomentował swój historyczny wyczyn. „Idealny moment”

Kacper Potulski w drugim meczu w Bundeslidze, zanotował swoje pierwsze trafienie. Zapisał się tym samym w historii FSV Mainz.

Kacper Potulski 48 1. FSV Mainz jubel ins Tor der Bayern, Manuel Neuer 1 FC Bayern Muenchen kann es nicht glauben, FC Bayern Muenchen - 1. FSV Mainz 05, Fussball, Bundesliga, 14. Spieltag, 14.12.2025 DFB regulations prohibit any use of photographs as image sequences and/or quasi-video Muenchen Bayern Deutschland *** Kacper Potulski 48 1 FSV Mainz jubel ins Tor der Bayern, Manuel Neuer 1 FC Bayern Muenchen kann es nicht glauben, FC Bayern Muenchen 1 FSV Mainz 05, Fussball, Bundesliga, 14 Spieltag, 14 12 2025 DFB regulations prohibit any use of photographs as image sequences and or quasi video Muenchen Bayern Germany Copyright: xkolbert-press/UlrichxGamelx
2025.12.14 Monachium
pilka nozna liga niemiecka
Bayern Monachium - 1. FSV Mainz 05
Foto IMAGO/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!
Czytaj więcej

Ligi w Europie Bundesliga

Sensacja w Bundeslidze. Bayern gubi punkty, Polak główną postacią meczu

Bayern Monachium zremisował z Bayernem Monachium 2:2. Bohaterem meczu został Kacper Potulski, choć niestety nie do końca w pozytywnym znaczeniu.

30.11.2025, xrekx, Fussball 1.Bundesliga, SC Freiburg - FSV Mainz 05 v.l. Kacper Potulski 1.FSV Mainz 05 DFL/DFB REGULATIONS PROHIBIT ANY USE OF PHOTOGRAPHS as IMAGE SEQUENCES and/or QUASI-VIDEO Freiburg *** 30 11 2025, xrekx, Soccer 1 Bundesliga, SC Freiburg FSV Mainz 05 v l Kacper Potulski 1 FSV Mainz 05 DFL DFB REGULATIONS PROHIBIT ANY USE OF PHOTOGRAPHS as IMAGE SEQUENCES and or QUASI VIDEO Freiburg
2025.11.30 Freiburg
pilka nozna , liga niemiecka
SC Freiburg - FSV Mainz 05
Foto IMAGO/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!
Czytaj więcej

Ligi w Europie Bundesliga

Rewelacja! 18-letni Polak strzelił gola Bayernowi Monachium [WIDEO]

Kacper Potulski w doliczonym czasie pierwszej połowy doprowadził do wyrównania w starciu jego Mainz z Bayernem Monachium. 18-letni popisał się świetnym strzałem z głowy.

Rewelacja! 18-letni Polak strzelił gola Bayernowi Monachium [WIDEO]
Czytaj więcej