Jak w ekstraklasie strzela się z rzutów wolnych?
Niewiele jest elementów futbolu bardziej widowiskowych niż gol strzelony z rzutu wolnego. Tego typu przyjemności PKO Bank Polski Ekstraklasa dostarcza nam jednak w skąpych dawkach.
KONRAD WITKOWSKI
Od startu sezonu do połowy grudnia liga zaserwowała nam zaledwie sześć takich cymesów. Lista strzelców goli z rzutów wolnych jest krótka, chronologicznie tej sztuki dokonali: Dominik Furman, Igor Sapała, Adam Buksa, Dino Stiglec, Michał Nalepa (pomocnik Arki Gdynia) i Darko Jevtić. Nikt nie zrobił tego dwa razy, nikogo nie można obwołać ekstraklasowym królem kopania piłki ustawionej przed polem karnym. W żadnej z kolejek kibice nie zostali uraczeni więcej niż jedną bramką z rzutu wolnego. Szukanym na siłę wspólnym mianownikiem jest tu jedynie Lechia Gdańsk, która sama po rzucie wolnym o żadne trafienie się nie wzbogaciła, za to aż trzy gole w ten sposób straciła. Czyżby Dusan Kuciak miał kłopoty z właściwym ustawianiem muru
PRZEPLATANKA
Jeśli utrzyma się dotychczasowa częstotliwość padania bramek z rzutów wolnych, na finiszu sezonu 2019-20 będzie ich łącznie około 15. Co idealnie wpisałoby się w panującą od pewnego czasu w Ekstraklasie dziwną prawidłowość, że rozgrywki kończące się w latach parzystych przynoszą 15 bezpośrednich trafień z rzutów wolnych, natomiast te w latach nieparzystych – znacznie więcej. Weźmy pod uwagę ostatnich pięć sezonów. W rozgrywkach 2014-15 uderzenia z rzutów wolnych zaowocowały 23 bramkami. Najlepszym egzekutorem tych stałych fragmentów był Konstantin Vassiljev, któremu trzy strzelone w ten sposób gole pozwoliły efektownie przywitać się z polską ligą. Nie tylko Estończyk miał na boisku ulubioną kępkę trawy. Po dwie bramki z wolnych zdobyli wtedy Barry Douglas, Semir Stilić, Patrik Mraz, Alvarinho i Piotr Wiśniewski. Grało wówczas w Ekstraklasie całkiem sporo tęgich speców w tej dziedzinie. Zupełnie inaczej niż w następnym sezonie, gdy nikt nie wybił się ponad przeciętność: na 15 goli z rzutów wolnych złożyło się aż 15 różnych strzelców.
Skoro w rozgrywkach 2015-16 z egzekwowaniem rzutów wolnych było marnie, w kolejnych musiała nastąpić odmiana. Efektownymi golami obrodziło, a najlepsi w swoim fachu okazali się Patryk Lipski (sezon 2016-17 w Ruchu Chorzów był dla niego jak na razie najlepszy w karierze) oraz Filip Starzyński, którzy zdobyli po trzy bramki bezpośrednio z rzutów wolnych. Gerard Badia, Mateusz Możdżeń i Ricardo Nunes trafili po dwa razy, kilkunastu pozostałych poprzestało na jednym trafieniu. W sumie 26 goli w sezonie. Wstydu nie było.
Za to w kolejnym tradycyjnie – posucha. Łącznie 15 trafień z rzutów wolnych i całe szczęście, że w barwach Wisły Kraków pojawił się ktoś taki, jak Carlitos, który aż czterokrotnie zaskoczył bramkarzy strzałami z tych stałych fragmentów. Bez goli Hiszpana wynik całej Ekstraklasy byłby śmiesznie niski.
W sezonie 2018-19 ligowcy przypomnieli sobie, jak sprytnie omijać mur i posyłać piłkę do siatki poza zasięgiem bramkarza. Najlepszy w tym aspekcie był Furman, który połowę z wszystkich sześciu goli w sezonie strzelił właśnie z rzutów wolnych. W całkowity dorobek 26 tego typu trafień znaczący wkład mieli również Zvonimir Kożulj, Mikkel Kirkeskov, Wato Arweładze oraz wspomniany Nalepa, którzy zamienili na bramki po dwa rzuty wolne.
ŚREDNIO NA TLE EUROPY
Zdążyliśmy się przyzwyczaić, że we wszelkich sportowych zestawieniach z resztą Europy polska liga puka w dno od spodu. I choć nie sposób nazwać PKO Bank Polski Ekstraklasy zagłębiem świetnych wykonawców rzutów wolnych, to pod tym względem w porównaniu z silniejszymi ligami wcale nie wypada tak słabo. Ze średnią 0,38 gola bezpośrednio z rzutu wolnego na kolejkę (biorąc pod uwagę 13 serii spotkań) jesteśmy europejskim średniakiem. W trwającym sezonie polscy ligowcy strzelają z rzutów wolnych skuteczniej od kolegów w najwyższych klasach rozgrywkowych w Portugalii (choć tu różnica jest minimalna), Rosji, Niemczech, Francji, Austrii oraz na Ukrainie. Zdecydowanie najwięcej bramek (stan na 28 października) po uderzeniach z rzutów wolnych pada w Primera Division (średnio 0,8 na kolejkę), Serie A (0,78) i Eredivisie (0,73). Z lig funkcjonujących w realiach znacznie bardziej zbliżonych do Ekstraklasy, warto zwrócić uwagę na Czechy oraz Danię – tam również widzowie częściej oglądają gole z rzutów wolnych (średnio 0,57 na kolejkę).
Ze skutecznością strzelania bezpośrednio z rzutów wolnych w PKO Bank Polski Ekstraklasie nie jest więc ani rewelacyjnie, ani tragicznie. Może być lepiej, jeśli celność poprawią tacy zawodnicy, jak Filip Mladenović, Dani Ramirez, Walerian Gwilia czy Guilherme, którzy uderzać stojącą piłkę potrafią, lecz w ostatnim czasie po ich zagraniach do gola zawsze czegoś brakuje, zwykle centymetrów. Dla widowiskowości ligi byłoby korzystnie, gdyby bramki z rzutów wolnych były stałymi punktami programu, a nie fajerwerkami odpalanymi od święta.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (45/2019)