Trener zbiera gratulacje po zwycięstwach i tłumaczy się z porażek, jednak postawa drużyny jest wypadkową pracy całej grupy ludzi. W większości ludzi z cienia, działających na drugim planie, często anonimowych dla kibica. To, ile mówi się o sztabach, jest zupełnie nieadekwatne do roli, jaką odgrywają.
W klubach PKO Bank Polski Ekstraklasy sztab szkoleniowy składa się średnio z 11 osób. Rozbieżność jest w tej kwestii spora, bowiem w niektórych przypadkach nad zespołem czuwa zaledwie pięciu-sześciu ludzi, a gdzie indziej główny trener ma do dyspozycji aż kilkunastu współpracowników. Zależy to naturalnie od możliwości finansowych: nie przez przypadek najbardziej rozbudowanymi sztabami dysponują kluby z największymi budżetami, zaś na drugim biegunie znajdują się beniaminki.
WIĘCEJ ZNACZY LEPIEJ?
Wielkość kadry szkoleniowej zazwyczaj świadczy o aspiracjach, jednak nie musi iść w parze z wynikami sportowymi. Najlepiej obrazuje to aktualna sytuacja Legii. Stołeczny klub jako jedyny w Ekstraklasie dysponuje sztabem złożonym z ponad 20 osób (nie uwzględniając lekarzy oraz masażystów – to ważne, lecz specyficzne role, działają niejako obok sztabu szkoleniowego; do teamu medycznego należą również fizjoterapeuci, lecz ich praca ma mimo wszystko większe przełożenie na codzienne funkcjonowanie drużyny). Wojskowi mają najwięcej w lidze trenerów bramkarzy (aż trzech, czyli niemal tylu, ilu golkiperów w kadrze) i trenerów przygotowania fizycznego (również trzech), a także najliczniejszy zespół ekspertów od fizjoterapii (pięciu). Żaden inny klub nie ma w sztabie wyodrębnionego z grona analityków speca od analizy wideo. To bardziej ciekawostka i nazewnicza fanaberia, jednak wyłącznie w Legii nie istnieje funkcja kierownika – jest dyrektor drużyny.
Jako że następcą Czesława Michniewicza nie został nikt z zewnątrz, po październikowym zwolnieniu szkoleniowca nie doszło do rewolucji w sztabie. Do grona asystentów trenera dołączył Inaki Astiz, zmieniła się część zespołu odpowiedzialnego za przygotowanie fizyczne. Teoretycznie do dyspozycji klubu pozostał Zbigniew Jastrzębski, jednak w tej chwili nie figuruje on w sztabie. Pomimo tego, że to człowiek sprowadzony przez Michniewicza, Legia chce nadal współpracować z Alessio De Petrillo, który zajmuje się przygotowaniem taktycznym oraz analizą przeciwników. Interesujący jest przypadek Przemysława Małeckiego. Były trener ściągnął go na Łazienkowską z Lecha Poznań, ale z czasem nabrał podejrzeń co do jego lojalności i nie tyle usunął ze sztabu, co odstawił na boczny tor. Po dymisji Michniewicza 38-latek wciąż jest w Legii, jako jeden z asystentów Marka Gołębiewskiego.
Wyjątkowo dużo czasu na skompletowanie sztabu miał Maciej Skorża. Zaczynając pracę w stolicy Wielkopolski w połowie kwietnia, szkoleniowiec postanowił przyjrzeć się ludziom, którzy działali u boku jego poprzednika. Po kilku tygodniach obserwacji Skorża podjął decyzje i… wymienił prawie wszystkich najbliższych współpracowników. Z tej grupy z poprzedniego sztabu został jedynie Dariusz Dudka. Skorżę wspiera czterech asystentów, przy czym każdy ma jasno sprecyzowane obowiązki: Rafał Janas to prawa ręka trenera, jego najbardziej zaufany człowiek, Maciej Kędziorek odpowiada za stałe fragmenty gry, Wojciech Makowski zajmuje się przede wszystkim rozpracowywaniem rywali, a Dudka głównie pracuje indywidualnie z młodymi zawodnikami. Budując kadrę szkoleniową, Skorża poszedł zupełnie inną drogą niż w 2014 roku, gdy po raz pierwszy przejmował Lecha.
– Chcę dwóch równoległych asystentów. Odwiedziłem ostatnio kilka europejskich klubów, aby jak najlepiej przygotować się do powrotu na ławkę trenerską. Właśnie podczas tych wyjazdów pojawił się taki pomysł – mówił przed siedmioma laty. Postawił wówczas na byłych piłkarzy: Dariusza Żurawia oraz Tomasza Rząsę. Tym razem wybrał specjalistów w konkretnych obszarach szkoleniowych. Kędziorka i Makowskiego łączy parę lat wspólnej pracy w Częstochowie, zatem Skorża musi cenić wybory personalne Marka Papszuna.
Przy Bułgarskiej sztab składa się z 16 osób. W całej lidze tylko Kolejorz dysponuje specjalistą do spraw suplementacji. Ta osoba ma nieco inny zakres obowiązków niż dietetycy, których zatrudniają Pogoń, Śląsk oraz Legia. Pozostając w tematyce odżywiania – pięć klubów ma swoich nadwornych kucharzy. Do Lecha, Legii, Rakowa i Śląska niedawno dołączyła Pogoń, angażując szefa kuchni.
Podium, jeśli chodzi o najbardziej rozbudowane sztaby, uzupełnia Raków. Papszun – jako jedyny obok Tomasza Kaczmarka – dorównuje Skorży pod względem liczby asystentów. Przy czym pomocnicy trenera wicemistrzów Polski mają zdecydowanie większe doświadczenie w prowadzeniu drużyn na własny rachunek: Dariusz Skrzypczak kierował Stalą Mielec i kilkoma zagranicznymi zespołami, z kolei Łukasz Włodarek był w ubiegłym sezonie szkoleniowcem GKS Jastrzębie. Jednym z najmłodszych asystentów w lidze jest 31-letni Dawid Szwarga, który przez kilka sezonów z bliska przyglądał się pracy trenerów w Katowicach. To nowe twarze w sztabie, który Papszun znacząco przebudował przed sezonem. Z grona jego bliskich współpracowników tylko Goncalo Feio jest w Częstochowie od dłuższego czasu. Szkoleniowiec niezwykle ceni Portugalczyka, którego kilkanaście miesięcy temu określił mianem „największego tegorocznego transferu”.
W 16-osobowym sztabie Rakowa znajduje się trener mentalny. Także Legia ma w kadrze szkoleniowej psychologa. Pozostałe kluby nie korzystają na stałe ze specjalistów w tej dziedzinie.
PIERWSI WŚRÓD RÓWNYCH
Zdarza się, że trenerzy wspierający głównego szkoleniowca podlegają hierarchizacji. W pięciu klubach Ekstraklasy istnieje stanowisko drugiego trenera, czyli pierwszego wśród równych, najistotniejszego z asystentów. Jak w przypadku Papszuna i Feio, Waldemara i Tomasza Fornalików w Gliwicach, a także Adama Majewskiego i Dariusza Fabianowicza w Mielcu, zwykle ta funkcja to wyraz szczególnego zaufania głównodowodzącego względem współpracownika. Bywa i tak, że to swoiste wyróżnienie przyznawane postaciom zasłużonym dla danego klubu. Na przykład drugi trener Lechii, Maciej Kalkowski, nigdy wcześniej nie spotkał się na zawodowej drodze z Tomaszem Kaczmarkiem, natomiast przez długie lata pełnił w klubie funkcję asystenta, pomagając aż ośmiu szkoleniowcom – od Bogusława Kaczmarka do Piotra Stokowca. Specyficzny układ panuje w Białymstoku, gdzie trenerem numer dwa jest Rafał Grzyb, który miał już okazję samodzielnie prowadzić Jagiellonię. Zarazem 38-latek bardzo dobrze zna Ireneusza Mamrota, w którego sztabie zbierał doświadczenie tuż po zakończeniu kariery piłkarskiej.
Dziewięciu na dziesięciu zagranicznych szkoleniowców, podpisujących kontrakt w Polsce, przybywa do klubu z grupą najbliższych współpracowników, zwykle rodaków. Jak choćby Adrian Gula, u boku którego do Wisły Kraków dołączyło trzech innych Słowaków pracujących wcześniej w Viktorii Pilzno – asystent, trener przygotowania fizycznego oraz analityk. Tym jednym na dziesięciu jest natomiast Kosta Runjaic. Szkoleniowiec nie przyjechał do Szczecina ze swoją częścią sztabu, zaufał ludziom, których zastał w Pogoni, z czasem dokonywał zmian na poszczególnych stanowiskach, nie ściągając jednak posiłków zza zachodniej granicy. Runjaic prowadzi Portowców już przeszło cztery lata, a jedynymi osobami w sztabie, z którymi mógł w tym okresie porozmawiać po niemiecku, byli Dietmar Brehmer i Tomasz Kaczmarek. Swoją drogą, po przeprowadzce tego drugiego do Gdańska, grono asystentów szkoleniowca Pogoni uszczupliło się wyłącznie do Roberta Kolendowicza. To sytuacja rzadko spotykana na poziomie Ekstraklasy: po jednym asystencie mają jeszcze tylko Dawid Szulczek w Warcie Poznań oraz Mariusz Lewandowski w Bruk-Bet Termalice Nieciecza.
Zaskakująco małym, bo składającym się z zaledwie dziewięciu osób sztabem dysponuje Piast. W gliwickim klubie zadania zostały bardzo konkretnie rozdzielone – do każdej roli przypisany jest jeden pracownik. Jeśli chodzi o liczebność sztabu, poniżej ligowej średniej są także Górnik Zabrze, Warta i Zagłębie Lubin. Wśród klubów z najmniej rozbudowaną kadrą szkoleniową są nie tylko niedawni pierwszoligowcy, ale także Cracovia.
W sztabach ekstraklasowych klubów pracują również kobiety. Nie ma ich wiele, bo łącznie cztery, z czego połowa w Wiśle Płock. Nafciarze zatrudniają panie na stanowiskach fizjoterapeuty oraz kierownika technicznego. Krakowska Wisła ma w swoich szeregach specjalistkę od przygotowania motorycznego, zaś Śląsk – dietetyczkę.
AMBICJE NA BOK
Istnieją w polskiej piłce wręcz nierozerwalne duety trener-asystent. Skorża i Janas to przykład wzorcowy: znają się doskonale, pracują razem od 2007 roku, nawet na Półwysep Arabski szkoleniowiec zabrał ze sobą sprawdzonego pomocnika. W trakcie tych kilkunastu lat Janasa nie było u boku Skorży jedynie podczas pierwszej kadencji trenera w Lechu. Bynajmniej nie dlatego, że panowie się pokłócili: syn byłego selekcjonera prowadził wówczas kadrę do lat 19 i PZPN nie wyraził zgody, aby łączył tę funkcję z pracą w Poznaniu. Skorża darzy swojego współpracownika tak dużym zaufaniem, że kiedy ma do załatwienia ważną sprawę prywatną w czasie konferencji prasowej, nie stara się przełożyć terminu spotkania z mediami, lecz wysyła na nie Janasa.
Jackowi Magierze od początku szkoleniowej drogi towarzyszy Tomasz Łuczywek, sprawdzonym adiutantem Jana Urbana jest Mirosław Kmieć, Michniewicz mocno polega na Kamilu Potrykusie (razem w Pogoni, Termalice, reprezentacji młodzieżowej oraz w Legii), a trenera Mamrota w kolejnych klubach niezmiennie wspiera Adrian Siemieniec. Piotr Stokowiec ma nie tylko godnego zaufania asystenta w osobie Łukasza Smolarowa, ale także szkoleniowca bramkarzy, Jarosława Bakę – ten tercet pracował wspólnie już w czterech klubach.
Bycie wieloletnim asystentem wymaga poświęcenia, umiejętności działania w cieniu i odłożenia na bok indywidualnych ambicji. Nieliczne duety z trenerskich ławek funkcjonują razem przez dekady. Najczęściej rozpadają się przez aspiracje tego drugiego, który w pewnym momencie odczuwa gotowość do odgrywania pierwszoplanowej roli. Jak w przypadku Grzegorza Kurdziela, który przez osiem lat sumiennie pomagał Michałowi Probierzowi, lecz w końcu zaczął rozglądać się za posadą trenera numer jeden.
KONRAD WITKOWSKI