Hit dla Borussi. „BVB” odniosła pewne zwycięstwo w stosunku 3:1 w prestiżowej rywalizacji przeciwko RB Lipsk. Dzięki temu dortmundczycy zmniejszyli różnicę dzielącą ich od zajmujących w tabeli drugiej miejsce dzisiejszych przeciwników do zaledwie trzech punktów.
Pierwsze czterdzieści pięć minut z pewnością należało do podopiecznych Juliana Nagelsmanna. Gracze z Lipska niewątpliwie przeważali, a chwilami nawet dominowali, nad przybyszami z Dortmundu. I co? I nic. Częstsza obecność na połowie przeciwników nie przełożyła się na realne zagrożenie bramki strzeżonej przez Romana Burkiego.
Duża w tym zasługa defensywy Borussi, której skomasowane szyki (niejednokrotnie na własnej połowie można było zobaczyć wszystkich jedenastu zawodników) skutecznie uniemożliwiały konstrukcję sytuacji bramkowych.
Zresztą, najlepiej świadczy o tym fakt, że do przerwy „Die Bullen” oddali raptem trzy strzały, z czego tylko jeden z nich był celny. Z kolei ofensywne poczynania „BVB” najadekwatniej byłoby skomentować milczeniem. Serio. Bo przecież co można powiedzieć o ani jednej próbie strzeleckiej ze strony piłkarzy Edina Terzicia?
Na pierwsze uderzenie dortmundczyków trzeba było czekać aż do czterdziestej ósmej minuty, kiedy to Marco Reus z ostrego kąta usiłował zaskoczyć bezrobotnego dotąd Petera Gulasciego. Tę sytuację można uznać za przełomowy moment, ponieważ od tamtej pory Terzicia i spółkę o wiele częściej widać było pod polem karnym rywali.
Opłaciło się. Ich wysiłki zaowocowały w pięćdziesiątej piątej minucie. Wówczas Erling Haaland popędził z piłką po prawej stronie boiska i zagrał ją wzdłuż pola karnego, Reus sprytnie przepuścił ją pod nogami, by trafiła ona wprost do przez nikogo niepilnowanego Jadona Sancho, a ten pewnym uderzeniem dopełnił formalności.
W ogóle druga połowa to już zupełni inna historia. Nie dość, że ekipa z Dortmundu objęła prowadzenie, to na dodatek nie zamierzała zadowalać się jedną bramką i dążyła do zdobycia kolejnych. Nagelsmann i spółka zaś wyraźnie opadli z sił, co było efektem ich intensywnej gry przed przerwą, nie potrafili więc równorzędnie rywalizować.
Mało brakowało w sześćdziesiątej piątej minucie, kiedy to Haaland ostemplował poprzeczkę bramki Gulasciego. Sześć minut później dwudziestoletni Norweg już się nie pomylił. Pewnym uderzeniem głową sfinalizował zespołową – i naprawdę ładną dla oka – akcję w wykonaniu „BVB”.
Gwoździa do trumny RB Lipsk wbił – a jakże – Haaland. W osiemdziesiątej czwartej minucie znalazł się w sytuacji sam na sam z Gulascim. Najpierw prostym zwodem oszukał bezradnego golkipera, a następnie skierował futbolówkę do pustej bramki, czym przypieczętował zwycięstwo swojej drużyny.
Lipszczan było stać tylko na gola honorowego, czy też – jak kto woli – na otarcie łez. W dziewięćdziesiątej minucie Alexander Sorloth strzałem z bliskiej odległości zmusił Burkiego do wyciągnięcia piłki z własnej siatki.
Cały mecz na ławce rezerwowych spędził Łukasz Piszczek. Dla byłego reprezentanta Polski to już czwarty mecz z rzędu bez choćby jednej minuty spędzonej na boisku.
Jan Broda