Gwiazdy od A do Z: Socrates i Rai
Łączył ich talent, niebanalna kariera, otwarty umysł. Dzieliły sukcesy i brak nałogów u młodszego. Bracia Socrates i Rai – dwie legendy brazylijskiej piłki ostatnich dekad XX wieku.
ZBIGNIEW MUCHA
Anglia. Garforth Town to amatorski klubik na Wyspach Brytyjskich, którego właściciel Simon Clifford miał obsesję. Niegroźną i piękną – kochał dawny brazylijski futbol. Zaprosił więc w 2004 roku 50-letniego już Socratesa do siebie, proponując miesięczny kontrakt. Ten w rewanżu zaproponował Cliffordowi, że pogra za darmo, jeśli boss pozwoli mu palić papierosy. Jeden pozwolił, drugi zagrał. Ale tylko raz.
Basket. Trudno zdecydować się na uprawianie futbolu, mając za starszego brata futbolową legendę, pomnik ze spiżu, jedną z najbardziej charyzmatycznych person brazylijskiego sportu i życia społecznego. Młodszy o dziewięć lat od Socratesa Rai nie zamierzał ścigać brata, wolał być koszykarzem. Tyle że mistrzom basketu w Brazylii kiepsko płacono, a on już jako 17-latek został ojcem (w wieku 33 lat dorobił się wnuczki) i musiał zarobić na rodzinę. Zgodził się żyć w cieniu legendy i wiecznych porównań. Płacz głodnego dziecka był głośniejszy niż własne dylematy, nawet jeśli po latach wciąż narzekał: – Ludzie wytykają mi błędy, jakich u innych nie dostrzegają. Ciągle jestem młodszym bratem Socratesa…
Carlos Alberto Parreira. Selekcjoner mistrzów świata z 1994 roku rok przed wielkim triumfem mówił o Raiu: – Jest w tej chwili najlepszy na świecie! Z kolei Tele Santana, klubowy trener z Sao Paulo FC, meldował: – Rai jest graczem z marzeń. Jeśli nie masz napastników, wystaw w ataku jego samego. Wystarczy.
Demokracja Corinthians. Zerknijcie na stare zdjęcia i napis na opasce, którą Socrates lubił zakładać na głowę. Lewicowiec z przekonania i wychowania nienawidził dyktatury rządzącej Brazylią. Wymusił na szefostwie Corinthians wewnętrzną demokrację, by każdą decyzję przegłosowywano. Każdą – od pory posiłków do transferów, a głosować też mógł każdy – od kierowcy do prezesa. Za namową boiskowego wodza piłkarze wychodzili na mecze w okolicznościowych koszulkach, domagając się wolnych wyborów w kraju. Generałom to się nie podobało, lecz Koryntyjczycy byli zbyt popularnym klubem, by obawiać się gniewu rządzących.
Emerytura. Soc od początku wiedział, co będzie robił, gdy zejdzie z boiska. Pędził zatem szczęśliwy, ale nie jałowy żywot emeryta, któremu nie brakuje na nic, lecz który ma wreszcie czas realizować pasje. Spędzał wesoło czas z przyjaciółmi, piwem i papierosami, ale prowadził też w telewizji programy edukacyjne, rozprawiał o polityce, problemach społecznych, ochronie środowiska i niezmiennie ukochanej demokracji. Był wziętym felietonistą, a przy okazji – zgodnie z wykształceniem – założył też biały kitel, otwierając własną praktykę, a z czasem klinikę w Ribeirao Preto. Młodszy brat też potrafił poradzić sobie po zakończeniu kariery. Działał charytatywnie, był twarzą Sony, wydawał książki dla dzieci, założył wraz z Leonardo fundację „Gol de Letra”, zapewniając dzieciakom z przedmieść Sao Paulo i Rio dostęp do edukacji, kultury i sportu. Rok mieszkał w Londynie jako korespondent sieci CBN, ucząc się angielskiego i studiując zarządzanie sportem.
Filozofia. – Nie mam zamiaru ulec machinie reklamowej. Nikt nie zrobi ze mnie zabawki, którą będzie się posługiwać dniem i nocą. Pele temu uległ, Maradona nie wytrzymał, ja pozostanę sobą – zapewniał Socrates, będąc u szczytu sławy. Piękne słowa, lecz warto pamiętać, że mógł tak mówić, mając zapewnioną przyszłość w medycynie, a poza tym nie było wówczas w Brazylii lepiej opłacanego piłkarza.
Gaża. Bo dziś to nieprawdopodobne, ale na początku lat 80. w monstrualnie rozbudowanej lidze piłkarze zarabiali mało. Zico – 5 tysięcy dolarów miesięcznie, fantastyczny skrzydłowy Eder – 2,5, natomiast Socrates – aż 12,5, choć pisano nawet o wynagrodzeniu pięciokrotnie wyższym. To była królewska gaża, wypłacana idolowi tłumów i gwieździe telewizyjnych show. Stawiający w tym samym czasie pierwsze kroki w zawodowym futbolu Rai musiał zadowolić się poborami w wysokości 150 dolarów. Nawiasem mówiąc, pensję Socratesa niemal w połowie pokrywali reklamodawcy – producent sanitariatów Duchas Corona i Topper, wytwórca sprzętu piłkarskiego. To tak na marginesie jego wrogości do komercjalizacji sportu…
Hollande. Francois. Prezydent Francji, który w 2013 roku odznaczył Raia Legią Honorową za wkład w rozwój francuskiego piłkarstwa.
Idole. Tu sprawa jest prosta. Idolem Raia był Socrates (i był to dobry wybór), z kolei starszy fatalnie ulokował uczucia, sympatyzując ze zbrodniarzami pokroju Fidela Castro (jednemu ze swoich synów dał imię na cześć Kubańczyka) i Che Guevary. W tej sytuacji nawet dopełniający trójkę John Lennon nie mógł zatrzeć złego wrażenia.
Jeśli… – Jeśli dojdzie w kraju do wolnych wyborów, to odrzucę propozycję Włochów i zostanę w Brazylii – zadeklarował Soc na wiecu w 1984 roku, gdy słuchało go 1,5 miliona ludzi. Wtedy zaprzyjaźnił się też z Lulą da Silvą, działaczem związkowej opozycji (po latach prezydentem kraju), z którym razem brali udział w demonstracjach przeciw torturowaniu więźniów politycznych. Ale skoro generałowie trzymali się mocno, wyjechał do Italii.
Kultura. We Włoszech powstała najsilniejsza liga świata i chciała mieć u siebie najlepszych piłkarzy. Doktor wybrał przeciętną Fiorentinę. Klub za słaby dla niego, ale to nie klasa piłkarska Violi była decydująca, lecz chęć zgłębienia kultury śródziemnomorskiej, a gdzie miałby ku temu lepszą okazję niż w mieście, w którym każdy kamień oddycha setkami lat dziedzictwa kulturowego. Kiedy dziewięć lat później brat postanowił podbić Europę i wybrał PSG, „L’Equipe” pisała: „Do Paryża przyjeżdża znakomity gracz, u którego na karku znajduje się głowa, a nie piłka. W odróżnieniu od tych, którzy wcześniej grali w PSG, on już wie, gdzie mieszczą się teatry i galerie sztuki”. Inna sprawa, że Rai wiedział również, gdzie znajdzie frukty; za każdy rok gry wynegocjował milion dolarów.
Lekarz. W wieku 17 lat Socrates rozpoczął studia medyczne. Opuszczał treningi z uwagi na zajęcia w szpitalu i dlatego późno wystartował w poważnym futbolu, tracąc udział w argentyńskim mundialu. Dopiął swego, został chirurgiem-ortopedą, zajmując się głównie dziećmi.
Mundiale. Egzamin lekarski zdawał tuż przed hiszpańskim mundialem. Na turniej brodaty olbrzym jechał w roli kapitana drużyny, która cieszyła się mianem głównego faworyta. Grała pięknie jak nikt, demolowała każdego. Radość mieszała się ze zdumieniem, piękno z morderczą skutecznością. Soc fruwał ze szczęścia nad murawą (otrzymał wiadomość, że na świat przyszło jego czwarte, w sumie z sześciu, dziecko), ale lot brutalnie przerwali Włosi. Taktyczne błędy, słabość bramkarza, dzień konia Paolo Rossiego i upał zalewający Sarrię, w którym utonęli zbliżający się do trzydziestki brazylijscy wirtuozi – tak narodziła się klęska. Cztery lata później w Meksyku nie grał już tak dobrze. Zwiódł Józefa Młynarczyka szulerskim karnym, ale potem ten sam numer nie udał się w meczu z Francją i znów po przepięknym meczu Brazylia odpadła. Wielki gracz pożegnał się z kanarkową koszulką, a kilka miesięcy później pierwszy raz powołanie do drużyny narodowej otrzymał 21-letni Rai. Nie przypuszczał, że za 7 lat to właśnie on będzie prowadził Canarinhos do upragnionego mistrzostwa. Co prawda tylko na początku drogi, w fazie grupowej, bo później słabo spisującego się kapitana zastąpił Dunga, wznosząc ostatecznie Puchar Świata.
Nauka. Nie wychowywali się w fawelach, nie biegali ze szmacianką po ulicach i nie brodzili w rynsztoku. Nie szukali szczęścia na ulicy, ale w dobrych szkołach i uczelniach. Sześciu braci otrzymało gruntowne wykształcenie. Dwóch zostało lekarzami, dwóch inżynierami, jeden adwokatem, a tylko Rai nie zdobył dyplomu, choć studiował historię i psychoterapię.
Ojciec. Raimundo. Był zamożnym urzędnikiem, ale również intelektualistą rozmiłowanym w starożytności. To dlatego pierworodny syn otrzymał imię Socrates, dwóch kolejnych – Sofokles i Sostenes. Ich domowa biblioteka robiła kolosalne wrażenie. – Po zamachu stanu w 1964 roku tata zaczął rozdawać ludziom zbiory. Nie rozumiałem tego – wspominał Socrates.
PSG. Łącznie z pucharami Rai rozegrał dla Paryża ponad 200 meczów, zdobył ponad 70 bramek. W jednym z plebiscytów ogłoszono go najlepszym piłkarzem w historii klubu. Nawiasem mówiąc, podobny zaszczyt spotkał go na stulecie Sao Paulo FC.
Romantyk. Socrates nie znosił współczesnego futbolu, nawoływał do zmiany przepisów, kochał romantyczny sport. Był dumny z drużyny z 1982 roku, a taktyczne niuanse Luiza Felipe Scolariego, które dały Kanarkom tytuł w 2002 roku, nazwał kupą gówna.
Szczupak. Czyli Magro, przydomek Socratesa. Przy 192 centymetrach wzrostu ważył niewiele. Poruszał się po boisku z pozoru leniwie, zawsze majestatycznie i elegancko, jakby na przekór patykowatej budowie, a kiedy trzeba, zadziwiał szybkością ruchów i decyzji. Rai był znacznie lepiej zbudowany i prawie równie wysoki. Jak pisano: hybryda, czyli połączenie baletmistrza z bokserem.
Triumfy. To jedna z rzeczy, które ich dzielą. Znakomity Soc (piłkarz roku 1983 w Ameryce Południowej) praktycznie nic nie wygrał. Jak więc równać go do młodziaka – też najlepszego indywidualnie na kontynencie (1992), mistrza Brazylii, dwukrotnego zdobywcy Copa Libertadores, triumfatora Pucharu Interkontynentalnego, PZP, mistrza Francji, dwukrotnego zdobywcy pucharu tego kraju, finalisty Copa America i przede wszystkim mistrza świata… Tyle że i tak do dziś Brazylijczycy cieplej wspominają najpiękniejszych przegranych ’82 niż zwycięzców ’94…
Umiejętności. Który był lepszy? CV przemawia za młodszym, wrażenie artystyczne za starszym. Jeden znakomicie egzekwował rzuty wolne, drugi rozkochał kibiców grą piętką. To Pele powiedział, że Socrates lepiej grał tyłem niż większość przodem.
Wojna. – Stoczyliśmy o niego prawdziwą wojnę – mówił po pozyskaniu Raia za niemal 5 milionów dolarów przedstawiciel PSG. Kiedy doszło do rozmów transferowych, drzwi do pokoju musiało pilnować dwóch ochroniarzy, tak bardzo Francuzi bali się brudnych sztuczek też chętnego na usługi Brazylijczyka prezesa Atletico Madryt – Jesusa Gila.
Zibi. – Socrates to największe rozczarowanie włoskiej ligi. Bardziej niż o futbolu lubi rozprawiać o demokracji, polityce i problemach społecznych. Nie jest to piłkarz tuzinkowy, ale spodziewałem się po nim znacznie więcej – zakomunikował Boniek pod koniec roku 1984. To zbyt surowa opinia. Jadąc do Włoch, Brazylijczyk miał już przecież 30 lat, a mimo to w przeciętnej Fiorentinie strzelił jako pomocnik dziewięć goli w sezonie, a wszystko to w przerwach między zwiedzaniem Italii, wystąpieniami publicznymi, czytaniem Machiavellego i kopceniem paczki papierosów za paczką.
Żegnaj. W ten sposób dochodzimy do największej różnicy między braćmi. Rai nie tolerował nikotyny i alkoholu. Jego brat-medyk nie potrafił się bez nich obyć; kopcił od 13 roku życia kilka paczek dziennie, a pijąc ponoć jak smok nigdy się nie upijał. We wrześniu 2001 roku przyznał się do uzależnienia od alkoholu, trzy miesiące później już nie żył. Cierpiał na marskość wątroby, lecz bezpośrednią przyczyną śmierci była sepsa. Pochowany został w Ribeirao Preto. Stypa, zgodnie z jego życzeniem, przerodziła się w wielką, radosną imprezę. Wcześniej żegnały go miliony kibiców, a w ostatnią drogę prowadziły tysiące. Zwykłych ludzi i prezydentów. Lula da Silva powiedział: – Odchodzi przykład obywatelstwa, inteligencji i świadomości politycznej. Odchodzi przyjaciel. Jego rola w Corinthians, w piłce nożnej i brazylijskim społeczeństwie nigdy nie zostanie zapomniana. Za to wszystko wielkie dzięki, Doktorze!
TEKST UKAZAŁ SIĘ TAKŻE W NAJNOWSZYM (15/2017) WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”