Przejdź do treści
Gual: Mam czyste sumienie [WYWIAD]

Polska Ekstraklasa

Gual: Mam czyste sumienie [WYWIAD]

Niezwykle rzadko król strzelców PKO Bank Polski Ekstraklasy zmienia klub wewnątrz ligi. Marc Gual jednak od kilku miesięcy wiedział, że latem przeniesie się z Jagiellonii Białystok do Legii Warszawa, z którą już świętował zdobycie pierwszego trofeum w karierze – Superpucharu Polski. Tydzień temu zadebiutował w europejskich pucharach.



Praktycznie przez całą karierę grałeś w Hiszpanii. Z ojczyzny wyjechałeś dopiero półtora roku temu, przenosząc się na Ukrainę. Dlaczego zdecydowałeś się opuścić swój kraj?
To bardzo proste, grałem w drugiej lidze siedem lat i chciałem zrobić krok do przodu – mówi Gual. – Wiedziałem, że to może być ostatni moment na taki ruch. Nie miałem żadnych ofert z La Ligi, więc musiałem wyjechać z Hiszpanii, aby się rozwijać. Zdecydowałem się na Ukrainę, na pierwszy rzut oka wydawała się dobrym kierunkiem – mieliśmy walczyć o czołowe miejsca i europejskie puchary. Kilka tygodni później wybuchła jednak wojna… W ciągu kilkudziesięciu dni musiałem odnaleźć się w ekstremalnej sytuacji.

Konkretnie – po miesiącu od twojego transferu wybuchła wojna.
Wszystko zaczęło się dwa dni przed zaplanowanym pierwszym meczem. Byłem totalnie zdezorientowany, nie wiedziałem, co robić. Zdecydowałem się na powrót do domu w Hiszpanii, aby spokojnie pomyśleć, co dalej, gdzie będę mógł grać. Spędziłem ponad miesiąc w ojczyźnie, wyczyściłem głowę po wydarzeniach, które widziałem na Ukrainie.

Co widziałeś?
Wszystko. Bunkry, bomby, ludzi w strachu, wojsko, samotnych ojców, którzy odprowadzają rodziny w bezpieczne miejsce i idą na front. Wcześniej takie sceny widziałem tylko w filmach, teraz była to najgorsza rzeczywistość. Najbardziej przerażającym obrazkiem był ogień po wybuchu bomby. Huk, potężny płomień, krzyk ludzi – byłem zszokowany, oszołomiony, nie wiedziałem, co się dzieje. Byłem przerażony. Kiedy jechałem do granicy z Rumunią i widziałem uciekających ludzi, słyszałem alarmy bombowe, widziałem wojsko, wiedziałem, że nie jestem w stu procentach bezpieczny. Zresztą, nikt nie jest w stanie zagwarantować ci bezpieczeństwa w takich warunkach.

Jak długo wyjeżdżałeś z Ukrainy?
27 godzin. Miałem do pokonania sześćset kilometrów, a po drodze zaliczyłem mnóstwo przystanków. Jak łatwo się domyślić, nie były to przystanki na tankowanie samochodu czy jedzenie. Staliśmy w korkach, musieliśmy zbaczać z trasy, przechodziliśmy kontrole wojskowe. Gdybym wybrał wyjazd z Ukrainy przez Polskę, wszystko trwałoby jeszcze dłużej. Kolejki na granicy były znacznie dłuższe.

Masz kontakt z kolegami z Dnipro?
Tak, rozmawiam czasami z nimi i pytam, czy wszystko w porządku. Opowiadają, że w trakcie meczów ligowych zdarzają się regularnie sytuacje, kiedy słychać alarm bombowy i muszą uciekać do schronu.

Zakończmy temat wojny i porozmawiajmy o aktualnej sytuacji. Jak się czujesz po pierwszych tygodniach w Legii?
Mieszkam w pięknym, dużym mieście. Jest sporo świetnych restauracji, gdzie można dobrze zjeść, wypić kawę. To jest mój styl życia. W Warszawie mogę funkcjonować trochę podobnie jak w mieście, w którym się wychowałem, czyli w Barcelonie. Legia jest wielkim klubem, który ma bardzo dobrą markę w polskiej piłce. Piłkarz tutaj nie musi się o nic martwić, każdy element jest dopięty na ostatni guzik.

To które miasto jest ładniejsze – Warszawa czy Barcelona?
Są inne. W Polsce jest chłodniej, w Warszawie nie ma plaży, a kiedy jestem w domu, to spędzam czas nad morzem. Oba miasta są jednak bardzo duże i to lubię. Mam porównanie z Białymstokiem, gdzie w zasadzie każdy zna każdego.

Czego oczekujesz od pobytu w Legii?
Nie przychodzę tu, aby zostać ponownie królem strzelców Ekstraklasy. Jeśli by się to udało, super, ale przede wszystkim trafiłem do Legii, aby stać się w niej postacią, która ma realny wpływ na wyniki zespołu. A te mają być najlepsze! Jesteśmy świadomi, o co gramy – chcemy zdobyć mistrzostwo i Puchar Polski. Do tego oczywiście dochodzą europejskie puchary, do których Legia wróciła po dwuletniej przerwie.



Jak oceniasz szanse na to, aby stać się ważnym piłkarzem w układance Kosty Runjaica?
Jestem zawodnikiem, który nie ma problemów z pewnością siebie. Wiem, że stać mnie na to, aby realnie pomagać Legii w osiąganiu konkretnych celów. To ustawienie taktyczne, w którym obecnie funkcjonujemy, sprawia, że jest sporo miejsca dla piłkarzy ofensywnych. Po pierwszych tygodniach już coraz lepiej rozumiem się z kolegami na boisku, a dla mnie ważne jest, aby dokładnie poznać, jak kto gra, jakie ma zachowania i przyzwyczajenia na murawie. Na początku sezonu na pewno jeszcze będę adaptował się do zespołu i jego zasad. Nasz sztab często powtarza jedno słowo: pokora. Swoją przydatność obronię tylko na boisku.

Kto cię wprowadzał do zespołu?
Carlitos, znałem go jeszcze z czasów gry w Hiszpanii. Na zgrupowaniu mieszkaliśmy w jednym pokoju, sporo mi tłumaczył.

Tęsknisz za Jesusem Imazem?
Pewnie! Mamy świetne relacje nie tylko na boisku, ale też poza nim. Żartowałem, aby Jesus poszedł do Warszawy razem ze mną, jednak widzisz jak wyszło. A zupełnie poważnie: Jesus to świetny człowiek, który pomagał mi w Jagiellonii na każdym kroku. Mieliśmy wręcz braterską relację…

…która przerodziła się w rywalizację o miano najlepszego strzelca PKO Bank Polski Ekstraklasy.
W statystykach tak, ale w normalnym życiu – nie. Nie zwracaliśmy uwagi na to, kto ma ile goli. Kiedy trafiałem do Jagiellonii, nie myślałem o tym, aby zostać królem strzelców w lidze polskiej. Chciałem pomóc zespołowi. Moje liczby schodzą trochę na drugi plan, choć dla napastnika są ważne.

Przy okazji Gali Ekstraklasy wiele osób było zdziwionych twoim ubiorem.
Ha, ha! Lubię takie kolory i na co dzień też potrafię się w takie ubierać! Znam swoją wartość, jestem pewny siebie, więc nie mam problemów z tym, aby się wyróżniać na boisku i poza nim.

Opuszczenie Jagiellonii na rzecz Legii było trudną decyzją?
Łatwą. Naprawdę. Wiem, że prezentuję taki poziom piłkarski, który pozwala walczyć o mistrzostwo Polski, a nie utrzymanie się w lidze. Legia jest odpowiednim miejscem, aby się rozwijać piłkarsko, a w dodatku była zdeterminowana, aby mnie pozyskać. Nie miałem najmniejszego problemu, aby trafić do Warszawy. Rozmawiałem szczególnie z Jesusem o tej sytuacji. On wie, że podjąłem odpowiednią decyzję, ponieważ mogę stać się jeszcze lepszym piłkarzem.

Jaka była reakcja kolegów z szatni, kiedy oficjalnie Runjaic na konferencji przed meczem z Jagiellonią poinformował, że będziesz piłkarzem Legii?
W drużynie wszyscy wiedzieli wcześniej, że latem przejdę do Warszawy. Zareagowali różnie. Nie jest tajemnicą, że w Białymstoku Legia nie jest zbyt lubiana. Przyjaciele powiedzieli mi, że dobrze robię, niektórym się to nie spodobało. Normalne, nie mam nikomu niczego za złe.

A kibice?
Byli źli, ale spodziewałem się tego. Dostałem setki wiadomości od fanów Jagi w mediach społecznościowych. Nie muszę chyba tłumaczyć, jaka treść tam była. Kilka przeczytałem, a później nawet nie zwracałem na to uwagi. Czekałem aż zbierze się kilkadziesiąt i kasowałem za jednym razem. Podchodziłem do tego ze zrozumieniem, bo wiem, że kochają Jagiellonię i nienawidzą Legii. Takie transfery zawsze wywołują emocje – po jednej stronie pozytywne, po drugiej negatywne. Można powiedzieć, że to jest działanie w afekcie. Wiele osób rozumie, że piłkarz, który chce się rozwijać, czasami przechodzi do nielubianego zespołu.

Sztab Jagiellonii raczej nie powinien mieć do ciebie pretensji o zaangażowanie w ostatniej fazie sezonu. Strzeliłeś nawet gola Legii już po podpisaniu z nią kontraktu.
To było dziwne uczucie, ale o moim zachowaniu po golu powiedziano już dużo. Mam czyste sumienie i wiem, że do końca umowy dawałem z siebie sto procent w Jagiellonii. Wiem, że mam duży wkład w utrzymanie drużyny w Ekstraklasie, strzeliłem przecież sporo goli.

Przez półtora roku w Jagiellonii miałeś trzech trenerów. Jak wspominasz Piotra Nowaka, Macieja Stolarczyka i Adriana Siemieńca?
Każdy z nich był inny. Najlepiej współpracowało mi się z trenerem Siemieńcem, który potrafił przykryć nasze słabe strony i wyeksponować atuty. To utalentowany szkoleniowiec, przejął zespół w bardzo trudnym położeniu i potrafił uratować Ekstraklasę w Białymstoku.

Jak dzisiaj patrzysz na przeprowadzkę do Polski?
To była świetna decyzja. Miałem sporo propozycji z innych krajów zanim trafiłem do Jagiellonii, ale dzisiaj wiem, że postąpiłem właściwie.

W Hiszpanii grałeś w Realu Madryt, Barcelonie czy Sevilli. Nie ma raczej zbyt wielu piłkarzy na świecie, którzy mają w CV te kluby.
Ale nie były to pierwsze drużyny klubów, tylko rezerwy czy zespoły młodzieżowe. Wyniosłem z każdej ekipy bardzo dużo doświadczenia i dowiedziałem się czegoś nowego: jak grać z piłką, jak poruszać się bez niej i tak dalej. Widziałem różne pomysły na futbol, to mnie mocno rozwinęło.

Jesteś kibicem Realu czy Barcy?
Sympatyzuję z Barceloną, w której grałem jako dzieciak.

Jak to się stało, że Barcelona cię sprowadziła?
Miałem siedem lat i grałem w Badalonie. Po jednym ze spotkań przedstawiciel Barcy podszedł do moich rodziców i zapytał czy nie chciałbym zmienić klubu. Tata i mama powiedzieli mi o tym, że mogę iść do Barcelony. Nie miałem nawet momentu zawahania. Miałem dwa tygodnie testów, po których stwierdzili, że prezentuję odpowiedni poziom, aby dołączyć do nich na stałe. Grałem na przykład z Adamą Traore, który prezentował niesamowitą szybkość. Chyba do dzisiaj jest najszybszym i najsilniejszym piłkarzem, z którym występowałem. Ja przy nim byłem jak nitka makaronu spaghetti. To dawało mu wielką przewagę nad nami, bo kiedy brał piłkę, to był nie do złapania.

Dlaczego odszedłeś z Barcelony?
Powiedzieli mi, że jest duża rywalizacja, robi się ciasno i lepiej będzie, jeśli zmienię otoczenie. Nie miałem z tym problemu. Wróciłem do Badalony na trzy lata. Później zgłosił się Espanyol. Dla kibiców Barcy to jeden z największych rywali na świecie, ale tak jak mówiłem wcześniej: piłka to praca i nie mam z tym problemu, aby grać w dwóch rywalizujących ze sobą zespołach. Tak jakbyś pracował dzisiaj dla Mercedesa i zgłosiłoby się Ferrari z lepszą ofertą, ciekawszym projektem. Dla mnie to normalne, że tam idziesz. Później grałem też w drugim zespole Realu Madryt i również nie miałem wątpliwości, aby tam trafić. Mogę być kibicem Barcelony prywatnie, ale kiedy idę do pracy w koszulce Realu, daję z siebie maksimum, bo to mój zawód.

W Madrycie twoim trenerem był Raul Gonzalez.
I dlatego zdecydowałem się na ten transfer! Raul jest jedną z największych legend w historii hiszpańskiego futbolu. W dodatku był wybitnym napastnikiem, więc wiedziałem, że jako snajper mogę na tej współpracy tylko skorzystać i czerpać z jego doświadczenia. Zadawałem mu setki pytań na każdym treningu, pytałem o najdrobniejsze detale, znał odpowiedzi na wszystkie!

W rezerwach Realu miałeś świetne wejście – dwa mecze i dwa gole. Co poszło nie tak?
Przebicie się do pierwszego zespołu Realu było niemożliwe. Musiałbym chyba strzelać po dwa gole w każdym spotkaniu.

Kto był najlepszym piłkarzem, z którym byłeś w jednym zespole?
Ever Banega w Sevilli. Nie zaliczyłem z nim co prawda oficjalnego występu, ale byłem na trzech obozach z pierwszym zespołem i widziałem go z bliska. Znakomity piłkarz.

W Sevilli nie zagrałeś, ale znalazłeś się w kadrze meczowej na mecz w europejskich pucharach.
To były eliminacje Ligi Europy. Byłem na ławce, ale nie zadebiutowałem. Paliłem się do tego, aby wejść chociaż na minutę… W nocy przed spotkaniem bardzo się denerwowałem, mało spałem. Wiem, że dzisiaj takiego problemu bym nie miał, ponieważ jestem już znacznie bardziej doświadczonym zawodnikiem.

Jako zawodnik Sevilli dostałeś powołanie do hiszpańskiej reprezentacji U-21.
Myślałem, że ktoś sobie robi ze mnie jaja. Serio. Byłem przekonany, że dzwoni któryś z kolegów i mnie wypuszcza. Pojechałem na zgrupowanie jako jedyny piłkarz z drugiej ligi. Praca i przebywanie z tymi piłkarzami, którzy już wchodzili do wielkiej piłki, również dużo mi dały. Kilku z tych chłopaków dzisiaj jest w największych klubach w Europie. Był też Nahuel Leiva, który obecnie jest piłkarzem Śląska Wrocław, a wtedy grał w Villarreal.

Kto był wtedy najlepszy?
Dani Ceballos. W tamtym okresie był w znakomitej dyspozycji. Świetnie prezentował się także Brahim Diaz, który potrafił zrobić wszystko z piłką zarówno prawą jak i lewą nogą.

PAWEŁ GOŁASZEWSKI

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024