Groziło atakiem serca
Serbskie media miały już przygotowane tytuły o porażce. Niektórzy kibice ekipy Orłów lada moment mogli dostać ataku serca. Pogodzony z losem Dragan Stojković na ławce trenerskiej wyglądał jakby po zażyciu środków uspokajających zastanawiał się, czy to jest jego pożegnalny mecz w roli selekcjonera.
Zbigniew Mroziński
FOT. DEFODI IMAGES/newspix.pl / 400mm.pl
Wtedy Luka Jović wyprzedził ostatni w tym meczu gwizdek sędziego i strzałem głową zepsuł świętowanie słoweńskim kibicom. Ich reprezentacja była bowiem o krok od pierwszego w historii zwycięstwa w finałach mistrzostw Europy, a z 4 punktami na koncie byłaby już jedną nogą w 1/8 finału. Teraz Słowenia ma 2 punkty i przed sobą bardzo trudne starcie z Anglią w Kolonii.
Serbowie ratując remis 1:1 przedłużyli swoje nadzieje na awans do fazy pucharowej Euro 2024. Do tego jednak droga daleka, bo po dwóch meczach mają na koncie zaledwie jeden punkt. Tak samo jak ich sąsiedzi i wrogowie Chorwaci. Tyle że oni dzień wcześniej w spotkaniu z Albanią w podobnych okolicznościach, bo w końcówce stracili prowadzenie i padł remis 2:2. Serbska federacja piłkarska po tym meczu złożyła protest do UEFA z powodu wrogich okrzyków kierowanych na stadionie w Hamburgu przez fanów obu drużyn w kierunku obywateli ich państwa. Na trybunach pojawiły się też flagi nieprzyjazne państwu Serbia.
W czwartkowe popołudnie w Monachium nie było jednak aż takich emocji jak na Euro 2000 w belgijskim Charleroi, gdy Słowenia zmierzyła się w spotkaniu grupowym z reprezentacją Jugosławii, którą wówczas w większości tworzyli Serbowie. Wtedy prowadziła bowiem już 3:0, a mimo to skończyło się rezultatem 3:3.
Reprezentacja byłej Jugosławii upodobała sobie bowiem mistrzostwa Europy: w 1960 i 1968 roku zajęła w nich drugie miejsce, a w 1976 była czwarta. Po raz ostatni w czempionacie kontynentalnym wystąpiła właśnie w roku 2000, ale w składzie już okrojonym, bo bez piłkarzy z republik, które wybiły się na niepodległość. Została wyeliminowana w ćwierćfinale, a jej kapitanem był aktualny selekcjoner Serbów Dragan Stojković.
Piłkarze żadnego z państw, które powstały po rozpadzie Jugosławii nigdy nie zakwalifikowały się do najlepszej czwórki Euro.
Chorwaci dotarli do ćwierćfinału w 1996 i 2008 roku, Słoweńcy udział w Euro 2000 zakończyli na fazie grupowej, tak samo jak reprezentacja Macedonii Północnej przed trzema laty. Natomiast Serbia właśnie zalicza debiut w mistrzostwach Starego Kontynentu. Po meczu z Anglią, mimo porażki 0:1, zespół Stojkovicia zebrał pochwały, co mu chyba zaszkodziło, bo w roli faworyta przeciw Słowenii, wypadł poniżej oczekiwań. O postawie zespołu w Monachium najlepiej świadczy to, że najwyższe oceny otrzymał bramkarz Predrag Rajković.
Po meczu ze Słowenią na stronie sportal.rs napisano: „Serbia miała problemy z tworzeniem akcji, szczególnie w pierwszej połowie, kiedy nie potrafiła połączyć kilku podań. W przeciwieństwie do meczu z Anglią, tym razem było znacznie więcej problemów w obronie”.
Serbowie, żeby w ogóle myśleć o wyjściu z grupy muszą wygrać z Danią. Pixie Stojković powinien wymyślić dobrą strategię na to spotkanie i odpowiednio zmotywować podopiecznych. A Słoweńcy pokazują, że mają nie tylko świetnych kolarzy i skoczków narciarskich, bo i w piłkę nożną też sobie dobrze radzą.
ZBIGNIEW MROZIŃSKI