Goli w Barcelonie nie obejrzeliśmy (fot. Reuters)
Na takie mecze jak El Clasico kibice czekają z zapartym tchem i to bez względu na to, czy kibicują jeden z zainteresowanych drużyny, czy przystępują do oglądania starcia Barcelony i Realu z pozycji fana neutralnego. Jeśli bowiem na jednym boisku spotykają się piłkarze tych dwóch klubów, to można w ciemno zakładać, że będzie się działo
W przypadku środowego starcia pieprzu całej rywalizacji dodawał fakt, że nie odbyło się ono w pierwotnym terminie. Mecz został przełożony z powodu napiętej sytuacji w Katalonii i braku odpowiednich gwarancji bezpieczeństwa. El Clasico przełożono na 18 grudnia, jednak także w tym przypadku sporo mówiło się o szczególnych zagrożeniach, które mogą ostatecznie wpłynąć na to, czy podopiecznych Valverde i Zidane’a zobaczymy na murawie. Miejscowe służby podjęły nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Na stadionie w wokół niego krążyło kilka tysięcy funkcjonariuszy, a oba zespoły – w towarzystwie potężnej eskorty – wyjechały na spotkanie z jednego hotelu.
Wszystkie te aspekty jednie podkreślały fakt, że mówimy o meczu absolutnie niezwykłym, który generuje ogromne emocje na każdej możliwej płaszczyźnie. O ile jednak cała otoczka była niezwykle gorąca, to wszyscy liczyli, że tym prawdziwym daniem głównym będzie to co podadzą nam gracze obu zainteresowanych zespołów.
Atut własnego boiska nie ukazał się dla Katalończyków zbyt wielkim atutem. To bowiem Real był od początku groźniejszy, bardziej nieobliczalny i stwarzający groźniejsze okazje. Marc-Andre ter Stegen był zatrudniany raz za razem i tylko dzięki jego dobrym interwencjom Barcelona zawdzięczała, że nie straciła szybko gola.
Barca próbowała się odgryzać, ale miała do powiedzenia znacznie mniej niż można było się spodziewać. Oprócz dobrych obron bramkarskich, na wysokości zadania stawali także kluczowi obrońcy po obu stronach barykady. Gerard Pique i Sergio Ramos po jednym razie ratowali swojej drużyny, wybijając piłkę z linii bramkowej.
Wydawało się, że gospodarze będą w stanie ruszyć nieco odważniej na rywala, ale nic takiego się nie stało. Wciąż lepiej grał Real, natomiast Barcelona kompletnie nie mogła sobie poradzić z tym wszystkim, co na środowy klasyk zaproponował Zidane.
Na kwadrans przed końcem zawodów piłka zatrzepotała w końcu w siatce. Bramkę zdobył Gareth Bale, który z bliska pokonał ter Stegena, jednak Walijczykowi nie było dane cieszyć się zbyt długo z gola. Po interwencji VAR okazało się, że podający mu Farlan Mendy był na pozycji spalonej i dlatego na Camp Nou wynik wciąż brzmiał 0:0.
Im bliżej końca, tym gra coraz bardziej się zaostrzała. Kibice zgromadzeni na stadionie goli ostatecznie nie obejrzeli i po ostatnim gwizdku obie drużyny mogły dopisać na swoje konto po jednym punkcie.
gar, PiłkaNożna.pl