Przejdź do treści
Gdzie się podział Marco Reus?

Ligi w Europie Bundesliga

Gdzie się podział Marco Reus?

Z obiegu wypadł na ostatniej prostej przed mistrzostwami Europy, wrócić do gry miał w połowie sierpnia. Mamy początek października, a po Marco Reusie w składzie Borussii Dortmund wciąż ani widu, ani słychu.

Foto: Grzegorz Wajda

Co się dzieje z jedną z największych gwiazd niemieckiego futbolu? Jaką rzeczywistość zastanie w drużynie po opuszczeniu lekarskich gabinetów?

Pechowiec dekady

Udzielenie odpowiedzi na pierwsze pytanie jest łatwe tylko w teorii: truchta wokół treningowego boiska w Brackel, próbuje kopać piłkę. I to w zasadzie tyle, co wiadomo na pewno. Reszta to domysły, plotki i życzeniowe myślenie. Powiedzenie czegokolwiek więcej jest trudne, bo wokół leczenia i rehabilitacji zawodnika panuje tajemnicza atmosfera. Jeszcze kilka miesięcy temu lekarze Borussii wydawali jasne komunikaty co do daty powrotu, teraz żadne prognozy już nie padają. Pojawiają się natomiast – co dziwne nie jest – pytania dziennikarzy do trenera Thomasa Tuchela, który tylko delikatnie rozwiewa chmury. 

– Postanowiłem nie dzielić się publicznie prognozami co do tego, kiedy Marco będzie znów do mojej dyspozycji. Nie chciałem tworzyć sztucznego i niepotrzebnego napięcia między mną a piłkarzem – mówił niedawno szkoleniowiec Borussii na łamach dziennika „Bild” i dodawał: – Szczerze mówiąc, widujemy się rzadko, bo Marco wciąż trenuje indywidualnie i nie ćwiczy w zasięgu mojego wzroku. Wciąż poddawany jest rehabilitacji, wprawdzie są to już zajęcia z piłką, ale wciąż tylko indywidualne. Jego wielkim życzeniem do nas było, aby dać mu tyle czasu na walkę o stuprocentowe zdrowie, ile tylko będzie potrzebował. Chce wrócić bez bólu, ograniczeń i w jak najlepszej formie. I my oczywiście na to życzenie przystaliśmy. Stąd brak pośpiechu.

Nie ma w Niemczech – i chyba w całym środowisku profesjonalnej piłki – pechowca większego od Reusa. Piłkarz Borussii Dortmund nie pojechał na mundial do Brazylii, bo w jednym z ostatnich meczów kontrolnych przed mistrzostwami doznał kontuzji więzozrostu. Joachim Loew zostawił go w domu, przez co umknęła mu szansa zostania mistrzem świata. A to, że Niemcy z Reusem byliby w Brazylii jeszcze silniejsi, jest oczywiste, bo w tamtym okresie w niemieckiej kadrze nie było zawodnika znajdującego się w lepszej dyspozycji. Sytuacja powtórzyła się w maju 2016 roku. Joachim Loew usiadł za konferencyjnym stołem i zaczął odczytywać listę zawodników, których nie weźmie do Francji na Euro. – Julian Brandt, Karim Bellarabi, Sebastian Rudy… – wymieniał kolejnych odstrzelonych, zrobił dłuższą pauzę, po czym zakomunikował: – Oraz Marco Reus.

Szok, niedowierzanie, szepty wśród dziennikarzy i szaleństwo w mediach społecznościowych. To była ogromna, niemiła niespodzianka. Rozgoryczenie było tym większe, że tłumaczenia selekcjonera nie oddawały powagi urazu pomocnika Borussii. Ze słów Loewa można było wywnioskować, że gwiazdor wicemistrza Niemiec będzie zdolny do gry za kilkanaście dni, a już na pewno przed startem przygotowań do nowego sezonu. – Reprezentacyjni lekarze, ale także ich koledzy po fachu, z którymi się konsultowali, nie są w stanie dać jasnej prognozy co do tego, kiedy Marco znów byłby do mojej dyspozycji. Nie ma pewności, że zdążyłby przed końcem turnieju, stąd decyzja o zostawieniu go w domu – mówił selekcjoner.

I rzeczywiście, do końca Euro nie wyleczył przywodzicieli. Ba, okres rekonwalescencji trwa już prawie cztery miesiące. Serwis Transfermarkt.de spekuluje, że potrwa jeszcze dwa tygodnie, ale to bardziej wróżenie z fusów niż dokładna orientacja w temacie. Z sygnałów docierających z klubu i mglistych komunikatów funkcyjnych osób w BVB można zakładać, że powrót piłkarza nastąpi w październiku.

W młodości siła

A pod nieobecność Reusa w kadrze BVB będącej do dyspozycji Tuchela zaszły spore zmiany, żeby nie napisać: doszło do rewolucji. Klubowe kierownictwo przekonało do transferu Mario Goetze, Andre Schuerrle, Ousmane Dembele i Emre Mora, czyli piłkarzy, którzy bez większych problemów mogą wskoczyć na skrzydło i uzupełnić lukę po Reusie. Dodatkowo może tam także grać Christian Pulisic, wynoszony w ostatnich tygodniach pod niebiosa. Zresztą jak radzi sobie wicemistrz Niemiec bez Marco Reusa widzieliśmy w ostatnich tygodniach, w których BVB przypominało rozpędzony walec drogowy – 6:0 w Warszawie, 6:0 z Darmstadt, 5:1 w Wolfsburgu – trzy mecze, 17 goli strzelonych i jeden stracony: trudno bez szperania w internecie wskazać podobny przypadek roznoszenia kolejnych rywali na takim poziomie rozgrywkowym.

Może się więc zdarzyć, że Reus – gdy będzie już w pełni zdrów – wcale nie wskoczy do wyjściowego składu. Zachodnie media zresztą, choćby angielskie bulwarówki wieszczą już odejście MR z Borussii. Pojawiły się informacje, według których Reus w najbliższym oknie transferowym trafi do Arsenalu Londyn. Arsene Wenger miał już ponoć Niemca na oku w 2014 roku, robił wszystko, żeby ściągnąć go do Londynu, ale ostatecznie panowie się nie dogadali, a na Emirates Stadium trafił Alexis Sanchez. Teraz francuski menedżer ma podjąć drugą próbę przekonania pomocnika do zmiany otoczenia. Nie nam rozstrzygać, ile w tych plotkach prawdy, ale jasne jest jedno: na ponowne wskoczenie na karuzelę przez Reusa czeka całe piłkarskie środowisko, nie tylko dortmundzkie.

Paweł Kapusta

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ RÓWNIEŻ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024