Przeprowadzenie ligi przez najtrudniejszy czas pandemii nie było zadaniem łatwym, skoro w kwietniu wydawało się niemożliwe. Kiedy więc wszyscy załamywali ręce, w Ekstraklasie S.A. i Polskim Związku Piłki Nożnej głowiono się nad scenariuszami wznowienia rozgrywek. I dziś można mówić o sukcesie.
Szef Ekstraklasa S.A. (foto: 400mm.pl)
PRZEMYSŁAW PAWLAK
Doprowadzenie do zakończenia na boiskach sezonu 2019-20 było największym wyzwaniem pana blisko już trzyletniej kadencji?
Jednym z trzech największych, po rekordowej sprzedaży praw mediowych i podwojeniu budżetów marketingowych w wyniku podpisania umów z PKO Bankiem Polskim, Totalizatorem Sportowym i ponad 30 innymi partnerami. Z pewnością jednak wyzwanie związane z COVID-19 było najmniej spodziewanym. Potwierdziło się jednak, że nasza organizacja jest przygotowana na kryzysy. Jestem dumny z pracowników Ekstraklasy, z klubów, bo jako jedni z pierwszych w Europie dostaliśmy zgodę rządu na restart rozgrywek. Dzwonili do nas przedstawiciele ligi szwajcarskiej, duńskiej, niemieckiej i pytali, jak udało się przekonać rząd do wydania zezwolenia na grę, a potem na powrót kibiców na trybuny – mówi prezes Ekstraklasy S. A., Marcin Animucki. – Nie to jednak jest najważniejsze, a fakt, że w zdrowiu doprowadziliśmy sezon do końca. To zasługa wielu ludzi, szybkiej reakcji, wymiany informacji dotyczących procedur bezpieczeństwa, uczestniczenia w grupach roboczych na poziomie Europy. Dlatego wszystkie rozstrzygnięcia w Ekstraklasie zapadły na boisku, zachowana została integralność rozgrywek, mamy gotowy protokół medyczny, co zaprocentuje w przyszłym sezonie. I uratowana została biznesowa strona ligi – zachowanych zostało wiele miejsc prac, ale i w pełni zrealizowaliśmy kontrakty telewizyjne i marketingowe. Do klubów trafiły już wszystkie obiecane środki. Legia Warszawa otrzymała 31 milionów złotych, to prawie tyle, ile Ajax Amsterdam dostaje z tytułu praw mediowych w Holandii. Piast Gliwice, który zakończył sezon na trzeciej pozycji, zarobił blisko 21 milionów złotych, a więc więcej niż przed rokiem, gdy został mistrzem Polski. Ponadto, 8 milionów złotych trafiło do Polskiego Związku Piłki Nożnej. Jesteśmy rozliczeni ze wszystkimi akcjonariuszami spółki Ekstraklasa.
Nie wszyscy w grupach roboczych powołanych przez Ekstraklasę wiosłowali w jednym kierunku, były kluby, które nie chciały powrotu na boiska.
Nie ma to już znaczenia, zdecydowana większość opowiadała się za wznowieniem rozgrywek. I była w zrealizowaniu tego celu zdeterminowana. Kluby wprowadziły procedury bezpieczeństwa, poradziły sobie z reżimem sanitarnym, bardzo dobrze układała się współpraca z PZPN, pracownicy i zawodnicy przeszli trzy fazy testów na obecność COVID-19. Przez wzburzony ocean niepewności przeszliśmy w miarę suchą stopą. A nawet sprzedaliśmy w kilkunastu państwach prawa międzynarodowe do rozgrywek Ekstraklasy. W sumie liga była dostępna na siedemnastu terytoriach. Dzięki temu, że na zasadzie po części barterowej pozyskaliśmy angielski komentarz meczów, mogliśmy wejść na rynek skandynawski i rosyjski. Część tych umów będzie kontynuowana także w przyszłym sezonie, tam gdzie kontrakty wygasły po zakończeniu rozgrywek 2019-20, prowadzimy rozmowy o ich przedłużeniu. Część od razu została podpisana dłuższy okres. Niemniej, decydując się na taki model współpracy, przyświecały nam nie tylko przychody, z tytułu praw międzynarodowych liga zarabia około 7 milionów złotych rocznie, ale przede wszystkim promocja Ekstraklasy na zagranicznych rynkach. A także naszej platformy OTT, Ekstraklasa. tv, bo w kilku umowach dwa mecze dostępne były w tradycyjnej telewizji, a reszta za pośrednictwem internetu. Jeśli chodzi o przychody z praw międzynarodowych, docelowo chcemy dojść do poziomu Belgii, Holandii czy Szkocji.
Co to oznacza dla Ekstraklasy pod względem finansowym, że w przyszłym sezonie rozegranych zostanie 30, a nie 37 kolejek?
Zmiana formatu rozgrywek spowodowana jest czynnikami zewnętrznymi. Sezon 2019-20 zakończył się 19 lipca, a przecież według pierwotnego planu w ten weekend miały ruszyć rozgrywki 2020-21. Przygotowania do przeformatowania ligi zaczęliśmy pod koniec kwietnia, już wtedy wiele wskazywało, że nie uda zmieścić się 37 kolejek w nowym sezonie. Czekaliśmy jednak na publikację kalendarza międzynarodowego, aby wiedzieć, ile wolnych terminów w środku tygodnia zostawiła UEFA. Takich terminów do połowy grudnia… nie ma w ogóle. Grać będą europejskie puchary i reprezentacje, a przecież musi odbyć się także Puchar Polski. Więcej – sezon zakończyć powinien się najpóźniej w okolicach 15 maja, ponieważ w czerwcu odbędą się finały mistrzostw Europy, w których nasza reprezentacja weźmie udział oraz kilka dni wcześniej decydująca faza Euro
U-21, w której Polacy mają szanse wystąpić.
Ale co ze względami finansowymi?
Pod koniec kwietnia rada nadzorcza Ekstraklasy S.A. udzieliła mi pełnomocnictwa na negocjacje kontraktów z Canal+ i TVP – zarówno pod kątem niedogrania sezonu 2019-20, ale również na wypadek konieczności zmniejszenia liczby meczów w kolejnych rozgrywkach. Postawiony przeze mnie cel jest jasny, wypłacenie klubom za przyszły sezon zbliżonych kwot do tych, które były zapisane w budżecie zakładającym ligę 37-kolejkową. Ale ja lubię duże wyzwania.
Można usłyszeć, że sprawa jest bliska finalizacji, telewizje zgodzą się na zapłacenie pełnej kwoty za kolejny sezon w zamian za wydłużenie o dwa lata umowy na tych samych warunkach.
Prowadzimy rozmowy od wielu tygodni, jest jednak za wcześnie, aby mówić o ich wynikach. Potrzebujemy kilkunastu dni na finalizację ustaleń. Liczę, że znajdziemy rozwiązanie, które sprawi, iż obie strony, akcjonariusze Ekstraklasy i nadawcy telewizyjni, będą usatysfakcjonowane.
W przypadku akcjonariuszy – w najbliższym sezonie, w kolejnym niekoniecznie, bo nawet jeśli pula będzie ta sama, zostanie rozdysponowana na większą liczbę uczestników rozgrywek, więc każdy dostanie mniej.
Czym innym jest kwestia przychodów Ekstraklasy, a czym innym podział pieniędzy ustalany przez kluby. Dyskusja o sposobie podziału środków po powiększeniu ligi zapewne jest jeszcze przed akcjonariuszami Ekstraklasy. Niemniej kluby, podejmując decyzję o poszerzeniu składu ligi o dwa zespoły, były świadome, że rozdysponowanie pieniędzy ulegnie zmianie. Inna sprawa, że obecnie kluby, które kończą sezon na dole tabeli, otrzymują 8-11 milionów złotych, a kilka lat temu takie kwoty trafiały do mistrza Polski.
A co z umowami marketingowymi, również zachowają ten sam poziom finansowy?P
Plan był następujący – dokończenie rozgrywek, negocjacje z nadawcami telewizyjnymi, które są kluczowe dla planowania budżetu na kolejny sezon, a następnie rozmowy z partnerami marketingowymi. Z większością partnerów budujemy relacje od lat, rozwijamy współpracę na wielu płaszczyznach, opieramy ją o wiele aktywizacji. Nie ograniczamy się tylko do sprzedaży powierzchni reklamowej. To przynosi efekty, obecnie wszystkie kontrakty marketingowe zawarte przez Ekstraklasę S.A. gwarantują ponad 35 milionów złotych w skali sezonu.
Liga z jednym spadkowiczem będzie w przyszłym sezonie nudna?
Jeśli chodzi o system ESA37, popełniliśmy jeden błąd na początku – niepotrzebnie dzieliliśmy punkty przez dwa. Dużo było dyskusji nad zasadnością tego punktu regulaminu rozgrywek, a mało kto skupiał się na zaletach walki o pierwszą ósemkę w rundzie zasadniczej czy na dodatkowych meczach Lecha Poznań z Legią bądź Wisły Kraków z Cracovią. Dodatkowe siedem kolejek pozwalało lidze w trzy lata w pewnym sensie rozegrać dodatkowy sezon – dzięki wzrostom frekwencji na stadionach i oglądalności w telewizji. Kluby wspólnie z PZPN podjęły jednak decyzję, że liga powinna składać się z 18 drużyn, więc sezon przejściowy musi się odbyć. Poza tym walka o awans do europejskich pucharów zawsze przynosi większe zainteresowanie niż gra o utrzymanie. To widać po liczbach oglądalności i frekwencji.
Niedawno lobbowano za zmianą regulaminu rozgrywek i w imię zachowania emocji utrzymania miejsca w elicie dla Arki Gdynia i Korony Kielce, jak reagował pan na takie pomysły?
Z tego co mi wiadomo przedstawiciele Arki i Korony prowadzili takie konsultacje. Tyle że tu znów w grę wchodził kalendarz. Dwa kluby więcej w lidze, to cztery kolejki więcej do rozegrania, w terminarzu nie ma na to miejsca. Gralibyśmy wtedy jak Bundesliga, po przerwie zimowej rozgrywki wznawiane byłyby w połowie stycznia. No chyba że znacznej modyfikacji uległby Puchar Polski. Drugą kwestią było uzyskanie zgody na ten pomysł klubów i federacji. To też nie należało do prostych zadań. Być może gdyby ta dyskusja odbyła się w trakcie przerwy w rozgrywkach spowodowanej pandemią, szanse na wdrożenie tego rozwiązania byłyby większe.
Że zasady zostałyby zmienione w trakcie gry to nie miało znaczenia?
Jak wspomniałem wcześniej, dogranie sezonu pozwoliło na zachowanie integralności rozgrywek. Rozstrzygnięcia zapadły na boisku, a to najważniejsze. Podejmowanie decyzji przy zielonym stoliku może doprowadzić do dochodzenia swoich praw przed sądem, na co zresztą zanosi się w kilku ligach – spójrzmy chociażby na ostatnie doniesienia z Belgii. My mamy zdrową sytuację.
W nowym sezonie trenerzy będą mogli dokonywać pięciu zmian w trakcie meczu, to kolejna nowość.
Przed restartem wystosowaliśmy prośbę do PZPN o wprowadzenie regulacji zaproponowanej przez IFAB do regulaminu rozgrywek, federacja nie wyraziła jednak na to zgody. Teraz również przekazaliśmy PZPN informację, że IFAB zezwala na dokonywanie pięciu zmian w kolejnym sezonie i zapytaliśmy czy federacja rozważa akceptację tej zmiany. Okazało się, że tak. Mnie zastanawia jednak, co dalej. Być może dla czołowych lig europejskich przepis może okazać się atrakcyjny również w dalszej przyszłości. Zawodnicy grają w kilku rozgrywkach klubowych – lidze, krajowych i europejskich pucharach, meczach reprezentacji, spotkań jest coraz więcej.
Jakie zmiany zajdą w protokole medycznym w nowym sezonie?
Większość zabezpieczeń zdała egzamin. Będziemy przyglądać się procedurom, które wprowadzi UEFA w meczach Ligi Mistrzów i Ligi Europy oraz w kwalifikacjach europejskich pucharów. Jeśli chodzi o produkcję telewizyjną, najpewniej z restrykcji nie zejdziemy, podwyższony reżim sanitarny zostanie utrzymany. Zagrożenie nie zniknęło z dnia na dzień, nikt nie odłączył koronawirusa od prądu. Na stadionach sprawdził się podział na strefy zero i jeden. Przygotowujemy się do większego zapełnienia obiektów, kibice będą mogli zająć do 50 procent pojemności. Natomiast jeśli chodzi o zawodników, izolacja sportowa raczej nie będzie już konieczna. Świat uczy się życia z pandemią, poszerzyliśmy wiedzę. Nadal będą przeprowadzane ankiety, prawdopodobnie jednak zawodnicy i sztaby szkoleniowe testowani będą tylko za pomocą wymazów, zrezygnujemy z przesiewowych testów z krwi. Pobieranie wymazów jest metodą droższą, choć już zauważalnie tańszą niż w kwietniu, ale i skuteczniejszą. Nie ma obaw, że dojdzie do zatorów przy oczekiwaniu na wyniki, wydajność laboratoriów w ciągu kilku miesięcy zdecydowanie wzrosła.
Jeśli u któregoś z zawodników zostanie wykryty COVID-19, co prędzej czy później nastąpi, liga wstrzyma rozgrywki?
Kilka miesięcy temu wydawało się, że byłby to ogromny kłopot, teraz wiemy więcej. Decyzje będą należały do sanepidu, niemniej stosowanie wymazów daje stuprocentową pewność. Mogę wyobrazić sobie, że ewentualni zakażeni zawodnicy przechodzić będą kwarantannę, ale rozgrywki nie zostaną wstrzymane. Taka sytuacja ostatnio miała miejsce w Realu Madryt, gdzie u piłkarza Mariano Diaza wykryto koronawirusa. Zawodnik został odizolowany, reszta zespołu przeszła badania i dalej przygotowuje się do meczu Ligi Mistrzów.
Na czele rady nadzorczej Ekstraklasy S.A. w nowym sezonie stanie Dariusz Mioduski?
Formalnie nie można wprowadzić takiego zapisu do statutu spółki, aczkolwiek kluby uzgodniły, że funkcję przewodniczącego rady nadzorczej pełnić powinien przedstawiciel mistrza Polski. Niemniej, wybory będą musiały się odbyć. Zanim to nastąpi, czeka nas jeszcze wymiana akcjonariuszy. Zgodnie z prawem akcje spółki zostały zdematerializowane i są w sposób elektroniczny zdeponowane w domu maklerskim w jednym z banków. Kluby opuszczające Ekstraklasę sprzedają akcje beniaminkom, procedura powinna zakończyć się po 3 sierpnia.
Kiedy poznamy nowy skład rady nadzorczej Ekstraklasy S. A.?
Jesteśmy na etapie rozliczenia przed chwilą zakończonych rozgrywek. Zazwyczaj na przełomie września i października odbywa się Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy, w trakcie którego dochodzi do kwitowania roku obrachunkowego spółki. Przedstawiane jest sprawozdanie finansowe skonsolidowanej grupy kapitałowej, czyli Ekstraklasy S.A. i Ekstraklasy Live Park – już dziś mogę powiedzieć jednak, że ogólny przychód tych dwóch firm po raz pierwszy w historii zbliży się do 300 milionów złotych. Szczęście w nieszczęściu, że duży wzrost przychodów grupy kapitałowej nastąpił w dobie kryzysu spowodowanego pandemią, powinno to ułatwić klubom egzystencję w trudnych czasach. Podobnie jak fakt, że kilka lat temu zdecydowaliśmy się, wzorem Bundesligi, na budowę własnego zespołu ekspertów od sprzedaży praw mediowych. Pozwoliło nam to na rozwiązanie umowy z MP&Silva. Gdyby tak się nie stało, rocznie około 30 milionów złotych z kontraktów telewizyjnych trafiłoby do agencji. Do tego dochodzą jeszcze programy rządowe, z których korzystały kluby, ale i Ekstraklasa. Z Polskiego Funduszu Rozwoju kluby uzyskały pożyczki na łączną sumę 30 milionów złotych – do 75 procent mogą zostać umorzone. Ta kwota w dużej mierze zasypała dziurę powstałą w budżetach w związku z ograniczonymi możliwościami zarabiania na dniu meczowym.
W ogóle kluby coraz częściej korzystają na współpracy z państwem.
Gdy w 2015 roku nieśmiało pukaliśmy do drzwi Ministerstwa Sportu, przekonując, że państwo powinno włączyć się w finansowanie budowy akademii piłkarskich, pytano nas dlaczego państwo ma angażować się w pomoc prywatnym podmiotom. A to przecież ustawa wymusza, aby kluby były spółkami prawa handlowego, więc dlaczego mają być wyłączone z dobrej współpracy z ministerstwem, zwłaszcza w kontekście kształcenia dzieci i młodzieży? Ostatecznie to kluby mają w tym zakresie najlepsze wyniki. To właśnie dlatego, że państwo zmieniło podejście i w pewnym stopniu finansuje budowę infrastruktury treningowej, coraz więcej klubów decyduje się rozwijać akademie. To może być dla polskiej piłki wielki impuls rozwojowy. Niedawno otwarte Legia Training Center to fantastyczny kompleks nie tylko dorównujący, ale może nawet prześcigający europejskie potęgi. Lech Poznań, który od lat świetnie szkoli młodych piłkarzy, zainwestuje w najbliższym czasie w rozwój akademii, między innymi w Centrum Badawczo-Rozwojowe, ponad 40 milionów złotych, otrzymując blisko 20 milionów dofinansowania. Akademię rozwija Zagłębie Lubin. Nowoczesny ośrodek niedawno zbudowała Jagiellonia Białystok, trwają prace w Pogoni Szczecin i Cracovii. Nawet bez przepisu o młodzieżowcu kluby zaczynają odważnie stawiać na wychowanków. I stają się oni ważnymi postaciami zespołów, a nie tylko piłkarzami wchodzącymi na zmiany.
Kto miałby stawiać, ten by stawiał, jak Lech, ale kto nie ma akademii, jak Piast, ten musi młodzieżowca znaleźć, a bez przepisu niekoniecznie by szukał.
A ja uważam, że Piast będzie klubem, który wkrótce doczeka się akademii. Dzięki świetnej pracy Waldka Fornalika zespół znajduje się w ligowej czołówce, co pozwala mu zarabiać duże pieniądze. Z tego co słyszałem Piast podwoił budżet, zbliża się do 50 milionów złotych. Kwestią czasu jest reinwestowane tych pieniędzy w akademię. Nowoczesne stadiony też na początku posiadało tylko kilka klubów, teraz mają prawie wszyscy. Podobnie będzie z akademiami. Ich budowa to sposób na gonienie czołówki ligi i Europy.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU PIŁKA NOŻNA (31/2020)