Do ideału daleko, ale powrót dopingu na PGE Narodowy trzeba docenić
Inaugurujący boje w eliminacjach MŚ 2026 mecz z Litwą, ze względu na klasę rywala, nie generował wielkich emocji. Rangę spotkania miał podnieść jednak zorganizowany doping, który wrócił na mecze reprezentacji Polski. Jak na PGE Narodowym wypadło stowarzyszenie To My Polacy?
Mniej więcej w okresie poprzedzającym Euro 2012 nastąpiła całkowita wymiana publiczności na meczach reprezentacji Polski. Zorganizowane grupy kibiców klubów z całej Polski, które (przynajmniej w teorii) zakopywały topór wojenny na czas meczów kadry i zgodnie wspierały biało-czerwonych, zostały wyparte przez fana konsumpcyjnego, który na stadionie kupi piwo/colę/popcorn/hot-doga i w spokoju obejrzy występ drużyny narodowej. PZPN przy okazji ME 2012 panicznie bał się kompromitacji na skalę światową i wprowadzając słynne karty kibica, chciał ograniczyć ryzyko ewentualnych burd, mając pełną kontrolę nad tym, co będzie działo się na trybunach. Większość sympatyków drużyny narodowej zbojkotowała jednak tę akcję.
Dla jasności, każdy ma prawo oglądać z trybun mecze najważniejszej drużyny piłkarskiej nad Wisłą, w taki sposób, w jaki mu się podoba. Niemniej, polska federacja jednej grupie ograniczyła możliwość przeżywania spotkań, w sposób taki, jaki lubi, przez co atmosfera na nich zrobiła się piknikowa. Na innych nowoczesnych polskich stadionach było identycznie. Mecze kadry straciły cząstkę swojej magicznej otoczki.
Kim jesteśmy? Obejrzyj video, poznaj założycieli i historię Stowarzyszenia Kibiców Reprezentacji 'To My Polacy!'
Nasz cel? Najlepszy doping na meczach reprezentacji w Europie!
— Stowarzyszenie 'To My Polacy!" (@ToMyPolacyOrg) February 6, 2025
Tą ponad 10-letnią pustkę stara się teraz wypełnić stowarzyszenie To My Polacy, które w lutym zawarło umowę z PZPN na zorganizowany doping przy okazji meczów z Litwą i Maltą. Od początku budziło to jednak trochę podejrzeń u niektórych fanów, że federacja chce mieć swoich koncesjonowanych kibiców. Tyle że to nie do końca prawda, bo stowarzyszenie, bez żadnego glejtu ze strony związku, pojawiło się już na Euro 2024 w Hamburgu i Dortmundzie. Jak widać na załączonym poniżej obrazku oddania nie można członkom To My Polacy odmówić. – Mamy przygotowany szczegółowy plan działań. Mogę zdradzić, że będą bębny, megafony oraz mała niespodzianka, która powinna ucieszyć oko każdego Polaka – zapowiadał w rozmowie z weszło.com, prezes stowarzyszenia Mateusz Pilecki. Jak zatem wyglądało debiut TMP na PGE Narodowym?
Szedłem na czele przemarszu polskich kibiców spod Bramy Brandenburskiej na Stadion Olimpijski w Berlinie. Niezapomniane! pic.twitter.com/wqUmC56Hys
Zaczęło się od małego zgrzytu. Zarówno rozgrzewka przed meczem w pubie Champs Sport Bar przy Wybrzeżu Kościuszkowskim, jak i sam pochód na PGE Narodowy nie cieszył się taką frekwencją, jak zakładano. W międzyczasie na stadion zmierzali litewscy fani w liczbie ok. 250-300. Natknęliśmy się na nich, zmierzając po akredytację, zatem mogliśmy się przekonać o ich fanatyzmie. Nieliczni, ale dobrze zorganizowani. Szykował się zatem ciekawy pojedynek „na gardła” fanów obu reprezentacji.
Głośne i donośne „Lietuva, Lietuva” wybrzmiało po raz pierwszy już w czasie rozgrzewki. Litwinom w niczym nie przeszkadzał fakt, że ich sektor był zlokalizowany między sektorami polskich kibiców. Głośni byli przed meczem, jak i w jego trakcie. Ale i naszym fanom trzeba oddać, że gdy już zabrzmiał pierwszy gwizdek sędziego, było ich dobrze słychać. Co więcej, nie tylko dedykowany dopingowi sektor D15 był aktywny, ale bardzo często przyśpiewki intonowały również pozostałe sektor. „Czasami” to jednak słowo, które najlepiej oddaje wczorajsze wydarzenia. Bo też nie było tak, że TMP prowadzili regularny doping. Owszem, byli głośni i aktywni, ale nie był to doping stały, 90-minutowy.
Mógł irytować jednak ubogi repertuar przyśpiewek. Było ich zaledwie kilka, co po dłuższym czasie stawało się nieco monotonne. Największe pobudzenie spowodowały inne okrzyki – „Polska grać, k…. mać”. Takich haseł na PGE Narodowym do tej pory nie mieliśmy okazji słyszeć. Frustracja jednak była zrozumiała, bo im dłużej trwała druga połowa, tym bardziej sensacyjny remis stawał się możliwy.
Widać i słychać było przede wszystkim chaos organizacyjny. Całość miała wrażenie samowolki i braku synchronizacji. Jak poinformował również dziennikarz goal.pl, Przemysław Langier, który był obecny w sektorze D15, część kibiców kupując bilet… nie miała nawet pojęcia o tym, że zmuszona będzie być głośno przez całe 90 minut. Niewątpliwie nie ułatwiało to zadania. – Czuć było różnicę. Wielka słowa uznania dla chłopaków, bo to była fajna rzecz – pochwalił jednak kibiców Robert Lewandowski.
Na pewno na PGE Narodowym otrzymaliśmy namiastkę piłkarskiego święta. Wiadomo, że fanom zadania nie ułatwili piłkarze, rozgrywając tragiczny mecz z Litwą. Do poprawy jest oczywiście wiele aspektów, niemniej stowarzyszenie próbuje zrobić coś, co dawno się nie udało, a więc nadać meczom kadry kibicowską atmosferę.