W pierwszej „kwarcie” równe posiadanie piłki. W pierwszej połowie najlepsza była akcja obronna Jana Bednarka. W drugiej – interwencja Łukasza Skorupskiego. Po premierowym meczu eliminacji MŚ czujemy trwogę, zawód i ulgę. W grze reprezentacji Polski nie drgnęło nic.
Z naszej strony to było 90 minut męki, cokolwiek by nie mówili piłkarze i selekcjoner. Zadecydował zryw Jakuba Kamińskiego i celne, ale po rykoszecie, uderzenie Roberta Lewandowskiego. Kapitan znów uratował punkty, dał zwycięstwo, choć oceny występu drużyny narodowej jego gol zmienić nie może.
Słusznie powiedział Zbigniew Boniek, pytany przez Mateusza Borka przed pierwszym gwizdkiem o personalne ubytki w naszej reprezentacji, że po meczu z przeciwnikiem pokroju Litwy nie powinno być dyskusji o tym, kogo w naszych szeregach zabrakło. Chodziło oczywiście o nieobecność Piotra Zielińskiego i Nicoli Zalewskiego, tyle że trójka desygnowanych do gry środkowych pomocników – Jakub Moder, Sebastian Szymański, Jakub Piotrowski – istniała w długich fragmentach tylko teoretycznie, a najlepszym pomocnikiem na boisku był być może kapitan Litwinów, Justas Lasickas.
Gvidas Gineitis, Armandas Kucys, stałe fragmenty, ochota do gry z kontry – tyle wiedzieliśmy na dobrą sprawę o Litwinach, kiedy wskazywaliśmy ich skromne atuty. W praktyce okazało się, że potrafią więcej. Że o ile starcza im sił, to czujnie bronią, sprawnie walczą w powietrzu, a jak trzeba to postraszą pressingiem i sprytnym rozegraniem. Pierwsza połowa meczu na Narodowym to był mały koszmar w naszym wykonaniu. Nie działało nic lub niewiele.
Brakowało przetrzymania piłki, sytuacji bramkowych, agresji, błyskawicznego odbioru, strzałów z dystansu. Najlepsi w naszych szeregach przed przerwą byli Bednarek i częściowo Matty Cash. Gorzej, że po przerwie wcale nie było wiele lepiej. Cierpieliśmy, a udało się wygrać dzięki bramce Lewandowskiego i refleksowi Skorupskiego.
Mierzyliśmy się z przeciwnikiem, który robi postępy, który wie co to zespołowość, ale który w zeszłym roku jeśli wygrywał, to tylko z Gibraltarem. Który w rankingu FIFA jest co prawda przed Turkmenistanem, ale za Bostwaną, Burundi, o Cyprze i Kongo nie wspominając. Liczyliśmy więc, że koszmary Ligi Narodów nie wrócą i w końcu zobaczymy zupełnie inną reprezentację.
Litwa to nie był rywal, który miał powiedzieć: „sprawdzam”. A jednak powiedział. I ta weryfikacja wypadła źle dla drużyny Probierza. Zaprezentowaliśmy się słabo na tle przeciwnika o klasie nieporównywalnie niższej od Portugalii, Chorwacji czy nawet Szkocji.
Credit: Pawel Andrachiewicz / PressFocus
Z innym nastawieniem, z inną grą i z lodem na głowie podejść trzeba do meczu z Maltą. Do meczu z reprezentacją kraju niewiele większego od powiatu pruszkowskiego, ale jakie to ma znaczenie… Od czerwca będzie już tylko trudniej. Na naszej drodze staną Finowie, a potem Hiszpanie lub Holendrzy, co w sumie jest nieistotne, bo w tej chwili jedni i drudzy znajdują się na innej półce niż my.
Oceniając tu i teraz, o 1. miejscu w grupie nie powinniśmy marzyć, a baraże mogą okazać się za trudne. Na szczęście jeśli gdzieś 2+2 nie równa się 4, to właśnie w piłce nożnej.
Polska pilka jest z roku na rok coraz słabsza.
Chleba z pewnością nie będzie jedynie zakalec. Szkoda o tym pisać. Nie rozumiem
że ludzie w ogóle na coś takiego wydają pieniądze