Czterobramkowy thriller w hicie
Aż cztery gole padły w szlagierze dwudziestej pierwszej kolejki Premier League, w którym Chelsea zmierzyła się z Liverpoolem. Zwycięzcy wyłonić się nie udało.
Tuchel nie może być w pełni zadowolony z wyniku. Choć mogło być gorzej… (fot. Łukasz Skwiot)
Stawka rywalizacji na Stamford Bridge była znacznie wyższa niż trzy punkty. Te były tylko środkiem do podtrzymania nadziei na zdobycie tytułu mistrzowskiego. Przed pierwszym gwizdkiem arbitra gospodarze tracili do przewodzącego stawce Manchesteru City jedenaście punktów. Goście, którzy rozegrali dwa spotkania mniej od The Citizens – dwanaście. Strata oczek mogła przekreślić marzenia o końcowym triumfie.
Napięcie czuć było od początku do końca potyczki. Emocji było co niemiara. Po 26 minutach Liverpool prowadził 2:0, a na liście strzelców widniały nazwiska Sadio Mane i Mohameda Salaha. Według pierwotnego planu obaj mieli już przebywać na zgrupowaniach reprezentacji przed Pucharem Narodów Afryki. Kto wie, jak wtedy potoczyłby się mecz?
Do przerwy było jednak 2:2. Chelsea odpowiedziała zjawiskowym uderzeniem zza pola karnego i z powietrza autorstwa Mateo Kovacicia oraz golem Christiana Pulisicia. Dopiero drugi raz w historii Premier League w pierwszej połowie starcia ekip z czołowej czwórki tabeli obie strony zdobyły po dwie bramki.
Po przerwie zapanowała strzelecka posucha. Ani jedni, ani drudzy nie zdołali zmienić wyniku. Kilka dobrych interwencji zanotowali Edouard Mendy oraz Caoimhin Kelleher.
Remis nie satysfakcjonuje ani Chelsea, ani Liverpoolu. Szansa na dogonienie Manchesteru City staje się coraz mniejsza.
sar, PiłkaNożna.pl