Czesi remisują rękami
Czesi przeważali, byli lepszym zespołem, ale w ostatniej akcji meczu to Gruzini mieli piłkę meczową. Skończyło się remisem 1:1, który obie reprezentacje stawia w ekstremalne trudnej sytuacji jeśli idzie o szanse awansu do fazy pucharowej.
Redakcja
FOT. JAROSŁAW TOMCZYK
JAROSŁAW TOMCZYK, HAMBURG
W pierwszej serii spotkań jedni i drudzy zeszli z boiska pokonani. Czesi długo prowadzili z Portugalią, by w końcówce przegrać 1:2 i zostać z niczym. Gruzini postawili się Turkom, ale ostatecznie ulegli 1:3. W tej sytuacji mecz w Hamburgu urastał dla obu ekip do rangi „być albo nie być”.
W biurze prasowym nastroje wśród czeskich dziennikarzy był przed meczem ostrożnie optymistycznie. – Wygramy 2:0 – prognozował David Cermak z praskiego dziennika „MS Dnes”. Michal Kvasnica z czeskiego „Sportu” był bardziej sceptyczny. – Daj Boże choćby 2:1. Lekko nie będzie, Gruzini się nie położą, a my z Portugalią nie zagraliśmy olśniewająco. Uważam, że to był brzydki mecz w naszym wykonaniu – mówił.
W wygraną wierzył też Mamuka Kvararskhelia, doświadczony dziennikarz gazety „Lelo” z Tbilisi. – Tu już nie ma miejsca na kalkulacje, remis nikogo nie zadowoli. Z Turcją mogliśmy się podobać, stworzyliśmy kapitalne widowisko, ale to rywalom wychodziły takie strzały jakie wychodzą raz w życiu – komentował na trybunie prasowej chwilę przed pierwszym gwizdkiem.
Na widowni Volksparkstadionu od samego początku panowała nie mniejsza wrzawa niż kilka dni temu podczas spotkania Albanii z Chorwacją. Gruzini, których było dwa razy więcej, zrywali się z miejsc przy każdym podejściu ich piłkarzy pod pole karne rywali i każdej dobrej interwencji własnego bramkarza i obrońców. Tych drugich było przed przerwą więcej, bo Czesi przeważali, nawet zdobyli gola, ale został on anulowany przez VAR, bo Adam Hlozek pomógł sobie ręką. Gdy wydawało się, że pierwsza odsłona skończy się bezbramkowo, VAR znów dopatrzył się czeskiej ręki. Tyle że tym razem we własnym polu karnym. Georges Mikautadze pewnie trafił do siatki a trybuny dosłownie eksplodowały. Łącznie z tą prasową, na której już wcześniej wielu gruzińskich dziennikarzy nie ustępowało w zachowaniu kibicom. Zrywanie się z miejsc, łapanie za głowę, walenie pięścią w pulpit były na porządku dziennym, a oficerowie UEFA dbający o standardy pracy wśród żurnalistów, uważnie monitorowali sytuację. Czesi jeszcze przed przerwą mogli wyrównać, Patrick Schick stanął oko w oko z Giorgi Mamardashvilim, ale bramkarz Valencii popisał się kapitalną interwencją.
Schick zrehabilitował się niespełna kwadrans po przerwie gdy klatką piersiową wepchnął do siatki piłkę odbitą od słupka. Na Gruzinach zemściła się niewykorzystana chwilę wcześniej okazja po kontrataku. Po wyrównaniu Czesi dominowali, ale nie potrafili znaleźć drogi do siatki kapitalnie się spisującego Mamardashvilego, który wybrany został graczem meczu. W ostatniej z pięciu doliczonych minut mogli za to zapłacić najwyższą cenę. Gruzini wyszli z atakiem trzech na jednego, ale wyprowadzony na strzał Saba Lobzhanidze huknął nad poprzeczką.