Przejdź do treści
Cisi bohaterowie wielkiego Realu

Ligi w Europie La Liga

Cisi bohaterowie wielkiego Realu

To piłkarze grają, prezydent Florentino Perez rządzi, a trener Carlo Ancelotti daje wielkiemu Realowi twarz – także zresztą na naszej okładce. Jednak za sukcesami zespołu w tym sezonie stoi praca całego zastępu ludzi o nie wszystkim znanych nazwiskach. Można i trzeba by o nich napisać książkę. My poświęcimy najważniejszym z nich tylko ten artykuł.



Skoncentrujemy się na czterech postaciach o największym znaczeniu, innych kilkanaście wymieniając z nazwiska i funkcji.

1. Davide Ancelotti – syn i asystent trenera

Urodził się w Parmie w 1989 roku. Chciał zostać piłkarzem jak ojciec, ale szybko zdał sobie sprawę, że nie ma wystarczającego talentu. Tata przygarnął go więc do swej załogi trenerskiej. Pierwszy raz pracowali razem w PSG, gdzie jednak odpowiadał za przygotowanie fizyczne ekipy młodzieżowej. W Realu, za pierwszej kadencji Carletto, Davide też był w jego sztabie, ale na dalekim planie, pomagał trochę pracującemu z pierwszym zespołem jako specjalista od przygotowania fizycznego Giovanniemu Mauriemu. Rolę asystenta trenera pełnili najpierw Zinedine Zidane, a następnie Fernando Hierro. Potem junior był z ojcem w Bayernie, Napoli i Evertonie, gdzie już pełnił posługę przy pierwszym zespole. Jednak pierwszym po Bogu został dopiero w Napoli, gdy skończył studia trenerskie i wgryzł w zagadnienia taktyczne. Co do studiów, to jego praca licencjacka dotycząca zagadnienia kształtowania pożądanych cech motorycznych u piłkarzy została najwyżej oceniona na całym kursie UEFA kategorii B – otrzymała 137 na 140 możliwych punktów. Praca potrzebna do zdobycia kategorii A uzyskała 13 na 15 punktów. Pierwszy raz przyszło mu zastąpić tatę na ławce 2 listopada 2019 roku, podczas meczu Roma – Napoli. Jego zespół przegrał 1:2. W minionym sezonie dyrygował ekipą w trakcie spotkania z Celtą w Vigo, gdy tata miał covida.

Wiele z pomysłów rozegrania stałych fragmentów gry stosowanych przez Real oraz koncepcji przeprowadzania akcji narodziło się w jego głowie. Ktoś powiedział nawet, że dla ojca Davide jest prawdziwym taktycznym guru, a piłkarze też uważnie słuchają, kiedy przemawia. Jako rówieśnik futbolistów ma też i zawsze miał z nimi bardzo dobre relacje towarzyskie. W Bayernie dla przykładu zaprzyjaźnił się z Thiago i ta relacja trwa do dziś. Posiada podobnie otwarty charakter jak rodziciel, często można go było spotkać w restauracjach kolejnych odwiedzanych miast na kolacjach z piłkarzami. W Evertonie jako 30-latek był najmłodszym asystentem w Premier League. „The Athletic” poświęcił duży artykuł by omówić zmiany wprowadzone przez Davide do organizacji gry defensywnej The Toffees, oceniając je niezwykle pozytywnie.

Ojciec powierzał mu zresztą różne zadania, także związane ze skautingiem. Gdy Carlo przymierzał się do pracy w Napoli, to Davide przez rok obserwował w Betisie Fabiana Ruiza, by potem stanowczo zarekomendować szefom klubu z Kampanii dokonanie tego transferu i go de facto przeprowadzić.

2. Antonio Pintus – fizjo

O jego kunszcie akurat dużo pisano w tym sezonie, bo też rzeczywiście grający w zasadzie 16 zawodnikami i to w wielu przypadkach wiekowymi zespół zadziwiał wręcz znakomitym przygotowaniem fizycznym. Do Realu ściągnął go Zinedine Zidane, który pamiętał, że nigdy nie czuł się tak znakomicie fizycznie jak w czasach, gdy z Pintusem pracował w latach 90. w Juve. To Pintus był obok trenera główną osobą odpowiedzialną za dublet, jaki Real wywalczył w sezonie 2016-17. Potem jednak obaj panowie się poróżnili, gdy Zizou odszedł z Realu, Pintus został, ale potem też się pożegnał, by w sezonie 2019-20 pracować z Antonio Conte w Interze. W drugiej kadencji ZZ miał już innego speca, Gregory’ego Duponta, którego pracy nie wspomina się jednak dobrze. Perez ściągając na powrót Ancelottiego dogadał się jednocześnie z Pintusem i postawił Carletto warunek zaakceptowania osoby rodaka w sztabie, przyjęty bez wahania.

W Hiszpanii tęgie głowy usiłują dziś pojąć i zrozumieć, na czym w istocie rzeczy polega metoda 59-letniego dziś Pintusa, w czym tkwi jej główny sekret. On sam niechętnie dzieli się tajemnicami, podkreśla tylko, że niczego nie robi nigdy na nos, na wyczucie, lecz kieruje się jedynie ustaleniami nauki. Zresztą poza pracą trenerską cały czas publikuje w czasopismach naukowych.

Nie ukrywa też, że jest bezlitosny dla piłkarzy. W Hiszpanii nazywają Sargente del Hierro, czyli Żelaznym Sierżantem, we Włoszech piłkarze mówili o nim Latigo, co ma podobny wydźwięk. – Czasami zawodnicy mnie nienawidzą, wiem o tym. Mówię im wtedy: wchodzicie na Everest, zostały wam do pokonania ostatnie metry, musicie to zrobić – opowiadał w jednym z nielicznych wywiadów.

Pintus prowadzi badania nad pracą serca u zawodowych sportowców i jest zdania, że właśnie wydolność tego organu jest kluczowa. Dlatego by utrzymać odpowiedni rytm jego pracy przez cały czas, zadaje zawodnikom ćwiczenia domowe, do wykonania w dniach wolnych. To dzięki nim i dzięki odpowiednio wytrenowanym sercom, twierdzą niektórzy, zawodnicy Realu zamiast słabnąć w ostatnim kwadransie meczu wtedy nabierają wigoru i strzelają więcej goli niż ktokolwiek.

Jednak obciążenia treningowe serwowane zawodnikom przez Pintusa są wyliczone co do grama i co do sekundy, by broń boże nie przeciążyć ich drogocennych organizmów. Ludzie z wewnątrz mówią, że na punkcie unikania kontuzji i minimalizowania ryzyka ich odniesienia przez zawodników Włoch ma prawdziwą obsesję. Właśnie temu zagadnieniu poświęca ostatnio swoje publikacje. Umie więc też powiedzieć: stop nadgorliwym. Liczba kontuzji w tym sezonie zdecydowanie zmalała w porównaniu z ich liczbą w poprzednim. Także dlatego, że Pintus zaleca kończenie każdego treningu luźną gierką bez zaleceń taktycznych ze strony trenera, która ma mieć zbawienny wpływ na mięśnie zawodników.

Jose Luis san Martin, były szef przygotowania fizycznego w Realu napisał w „Marce”: „Nie istnieje metoda Pintusa. Istnieje wiedza o fizjologii wysiłku oddana do dyspozycji wszystkich zajmujących się tą materią”. Dalej tłumaczy, że trzeba „tylko” znaleźć odpowiednie proporcję między pracą nad siłą, szybkością oraz sprawnością aerobiczną i starannie zaplanować cykle tygodniowe, miesięczne i roczne. Łatwo powiedzieć, a trudniej wykonać. Dodać trzeba, że należy jeszcze umieć owe plany modyfikować, tak jak Pintus w minionym sezonie po odpadnięciu zespołu z Copa del Rey, który to fakt Włoch natychmiast wykorzystał do zaaplikowania drużynie serii cięższych treningów pozwalających zachować formę do finału Ligi Mistrzów.

3. Juni Calafat – super skaut

W czasach gdy, jak dowiodły wydarzenia ostatnich tygodni, Real Madryt nie jest już zdolny sprowadzić do siebie największych gwiazd współczesnego futbolu takich jak Erling Haaland czy Kylian Mbappe, klub ten chcąc pozostać na szczycie musi radzić sobie inaczej. Kiedyś Monchi, dyrektor sportowy Sevilli mówił tak o swojej pracy w kontekście rywalizacji z Realem czy Barceloną: – Musimy znajdować wybitnie uzdolnionych piłkarzy zanim giganci dowiedzą się o ich istnieniu… Teraz Real musi ich wypatrywać w świecie zanim trafią na nich szperacze PSG albo City albo zanim zabłysną na wielkiej scenie.

I otóż Real ma takiego właśnie człowieka, super skauta zdolnego właściwie ocenić skalę talentu młodego zawodnika. Nazywa się ów dżentelmen Juni Calafat (pełne nazwisko to Jose Antonio Calafat de Souza), jest Hiszpanem wychowanym w Brazylii i specjalizuję się w rynku latynoamerykańskim. To on doprowadził do zakupu Fede Valverde, Viniciusa oraz Rodrygo, ale w transferze Edu Camavingi z ligi francuskiej też maczał palce. Pozostaje człowiekiem z cienia. Podczas finału Ligi Mistrzów w Paryżu rozpoznawali go w loży honorowej tylko bliscy tychże właśnie zawodników, ale za to byli gotowi całować po rękach za to co zrobił dla ich rodzin.

Juni dołączył do Realu w 2013 roku, zaproszony do pracy w klubie przez Jose Angela Sancheza, o którym napiszemy za chwilę. Od tego czasu krąży niczym pracowita mrówka po stadionach w Ameryce Południowej, a następnie po domach piłkarzy by przekonywać ich rodziców do wybrania oferty właśnie Realu. Jest w tym świetny, umie zaprzyjaźnić się z bliskimi piłkarzy i naświetlić im wszystko w odpowiednich barwach. Ma naprawdę znakomitego nosa. Gdy w 2016 roku Jurgen Klopp został trenerem Liverpoolu, zobaczył na youtubie wyczyny młodziutkiego Rodrygo. Postanowił go kupić, ale wysłannicy klubu byli gotowi zapłacić Santosowi tylko 6 milionów euro i nie potrafili dogadać się z rodzicami gwiazdeczki. Calafat nie tylko się z nimi zaprzyjaźnił, ale też tak zarekomendował Sanchezowi Rodrygo, że ten zapłacił za niego rok później 40 (45) milionów, tyle samo, co za Viniciusa. Dziś wiadomo, że warto było. Z kolei dzięki niemu Fede został kupiony za jedyne 5 milionów.

Po triumfie w Paryżu, wskutek gola strzelonego przez Viniciusa po asyście Valverde, którego gratulowali mu wszyscy jakby sam je zdobył, Calafat udał się do Monaco, by negocjować transfer Bernarda Tchouameniego. Czy to będzie kolejny sukces jego i klubu z Santiago Bernabeu?

4. Jose Angel Sanchez- dyrektor orkiestry

Mówisz albo piszesz w Hiszpanii: JAS i wszyscy wiedzą o kogo chodzi, a już ludzie ze środowiska piłkarskiego na pewno. Bo za każdym razem, gdy ktoś stawia tezę, że Florentino Perez trafił z zatrudnieniem tego czy innego trenera, albo transferem tego bądź innego piłkarza, trzeba by robić przypis, że trafił JAS, a Flo tylko znów nie popełnił błędu konfirmując tę decyzję.

Real Madryt nie ma dyrektora sportowego. Sprawami transferowymi zarządzają Dyrektor Futbolu Międzynarodowego Juni Calafat (takie formalnie pełni stanowisko) oraz Dyrektor Generalny Jose Angel Sanchez. Ten filozof z wykształcenia jest bardzo sku tecznym menedżerem. Pracował z Florentino Perezem już za czasów pierwszych Galacticos, potem pozostał w zarządzie gdy prezydentem został Ramon Calderon, a po powrocie Flo najpierw się z nim poróżnił, ale potem pogodził i otrzymał o wiele większe kompetencje niż wcześniej. W 2009 roku wygrał wojnę o władzę z Jorge Valdano. I dobrze.

JAS nie każdy transfer jest w stanie przeprowadzić, ale za to rzadko się myli. Grubo pomylił się tak naprawdę raz, kupując Edena Hazarda, choć możnaby tu było wypomnieć mu także głupie przedłużenie kontraktu w 2017 roku o pięć lat z Garethem Balem. Ale to on przekonał do przejścia do Realu Davida Alabę, on kupił Thibauta Courtoisa, Ferlanda Mendy’ego i Edera Militao (tego Calafat polecał jeszcze zanim stoper trafił do Porto), czyli zawodników, bez których też nie udałoby się wygrać decimocuarty. JAS nie chce kupować dużo, chce za to kupować dobrze. Wychodzi z założenia, że Realowi potrzebni są tylko zawodnicy klasy światowej albo wyselekcjonowani przez Calafata najzdolniejsi juniorzy i takich ściąga, nie bawiąc się w prowadzenie hurtowni z piłkarzami jak w City czy PSG, albo i Barcelonie.

Tajemnicą poliszynela jest to, że w Realu nic nie zależy od Pereza, a wszystko od JAS-a. – Nie zostałem nigdy trenerem tego zespołu, choć Florentino mnie chciał, bo veto stawiał Sanchez – powiedział niedawno Michel Gonzalez. I dobrze się stało – gdyby posadę zamiast Ancelottiego, którego powrót wymyślił oczywiście JAS, dostał Michel, źle by się działo w państwie madryckim. A tak – zdobyto dublet.

***

Co mógłby ugrać w Realu Ancelotti gdyby prócz syna Davide nie miał obok siebie Pintusa i gdyby wcześniej wspaniałej pracy nie wykonali Calafat i J. A. Sanchez? Niewiele. Jednak oczywiście z drugiej strony trzeba zapytać: na co zdałyby się wysiłki wszystkich trzech wymienionych osobników, gdyby Ancelotti nie potrafił odpowiednio dogadać się z piłkarzami. Też na nic. Wszyscy oni byli sobie niezbędni i dopiero razem zebrawszy się w jednym miejscu zdołali, odpowiednio przygotowawszy i zmotywowawszy kunsztownie zgromadzonych wcześniej piłkarzy zapewnić Realowi kolejny triumf w mistrzostwach Hiszpanii oraz w Champions League.

LESZEK ORŁOWSKI

TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (23/2022)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024