Chelsea w finale Ligi Mistrzów!
Chelsea zagra w finale Ligi Mistrzów przeciwko Manchesterowi City! Londyńczycy w rewanżu na Stamford Bridge byli zdecydowanie lepsi od Realu Madryt. Trafienia na wagę zwycięstwa i awansu zdobyli Timo Werner i Mason Mount.
Mason Mount przypieczętował awans Chelsea do finału Champions League. (fot. Reuters)
„Pewnej nocy poszedłem do baru. Byłem tam z kobietą. Rozmawialiśmy całą noc. Śmialiśmy się, flirtowaliśmy, kupiłem jej mnóstwo drinków. Około piątej rano, wszedł jakiś gość, chwycił ją za ramię i wziął ją do łazienki. Czy to mnie zmartwiło? Absolutnie! Przecież większość czasu spędziłem z nią ja”.
To słowa Jorge Sampaoliego, który w dość nietypowy i obrazowy sposób skomentował niegdyś sens posiadania piłki. Ten argentyński trener miał całkowitą rację. Bo przecież w piłce nożnej liczy się przede wszystkim skuteczność pod bramką przeciwnika.
Boleśnie przekonali się o tym gracze Realu. Madrytczycy przez blisko siedemdziesiąt procent czasu gry utrzymywali się przy futbolówce, lecz jednocześnie nie byli oni w stanie przełożyć dominacji w tym aspekcie piłkarskiego rzemiosła na zdobycz bramkową. Niebagatelna w tym zasługa strzegącego dostępu do siatki Edouarda Mendy’ego, który dwukrotnie nie dał się pokonać w stuprocentowych sytuacjach Karimowi Benzemie.
Tego samego nie można powiedzieć o piłkarzach Chelsea. Podopieczni Thomasa Tuchela przyjęli zgoła odmienna strategię, którą można streścić w jednym słowie. Tym słowem jest kontratak. I właśnie dwa z nich okazał się zabójcze.
Była dwudziesta ósma minuta, kiedy to N’Golo Kante przejął futbolówkę w środkowej strefie boiska i obsłużył prostopadłym podaniem wychodzącego na wolne pole Kaia Havertza. Ten przerzucił piłkę nad głową Thibauta Courtoisa, ale jej lot zakończył się tylko na poprzeczce. Szczęśliwie jednak w pobliżu znajdował się Timo Werner, który z bliskiej odległości umieścił piłkę w pustej bramce.
Jedno strzelone trafienie jawiło się jako najmniejszy wymiar kary dla Zinedine’a Zidane’a i spółki. Chelsea mogła, powinna, musiała wręcz podwyższyć prowadzenie. Havertz ponownie trafił w poprzeczkę. Kante i Mason Mount przegrali pojedynek sam na sam z Courtoisem.
Strzelecką niemoc przełamał dopiero w osiemdziesiątej czwartej minucie Mount. Christian Pulisic zagrał wzdłuż pola karnego do ustawionego na piątym metrze reprezentanta Anglii, a temu nie pozostało nic innego, jak dopełnić formalności i tym samym przypieczętować pierwszy od 2012 roku awans Chelsea do finału Ligi Mistrzów.
A w wielkim finale o uszate trofeum Tuchel i spółka zmierzą się 29 maja na tureckim Ataturk Olimpiyat Stadyumu z Manchesterem City.
jbro, PilkaNozna.pl