Przejdź do treści
Bundesliga i jej macherzy. Dyrektor niejedno ma imię

Ligi w Europie Bundesliga

Bundesliga i jej macherzy. Dyrektor niejedno ma imię

Trener w Polsce musi być prawdziwym omnibusem. Często zdarza się, że poza kompetencjami stricte szkoleniowymi musi się też wykazywać talentem menedżerskim. Musi być planerem kadry i strategiem realizującym długofalową politykę klubu. Człowiekiem absolutnie od wszystkiego.

(fot. Imago Sportfotodienst Reuters Forum)


TOMASZ URBAN

Innymi słowy, polski trener sam sobie bywa sterem, żeglarzem i okrętem. Dzieje się tak dlatego, że nasze ligowe piłkarstwo tak naprawdę dopiero uczy się funkcji dyrektora sportowego. Powoli odchodzimy od angielskiego modelu, w którym trener jest też równocześnie menedżerem i generalnym zarządcą, i zbliżamy się do modelu niemieckiego. Powoli, bo w ujęciu niemieckim trener i dyrektor sportowy to w wielu przypadkach wciąż za mało, by klub mógł sprawnie funkcjonować. Aktywny udział w bieżącej działalności klubu biorą też często członkowie zarządu, dyrektorzy zarządzający, a nawet osobistości zasiadające w radzie nadzorczej bądź prezydenci.

Myląca nomenklatura

Odpowiedź na pytanie, kto jest kim w niemieckiej piłce, jeśli chodzi o ludzi kierujących klubami, wcale nie jest taka prosta. Nie wszędzie bowiem decydujący głos mają dyrektorzy sportowi. Nie wszędzie zresztą taka funkcja występuje, a nawet jeśli występuje, to może się zupełnie inaczej nazywać bądź być w najróżniejszy sposób pojmowana. W gąszczu różnorakich określeń można się naprawdę pogubić, bo dyrektor sportowy w Bundeslidze niejedno ma imię. Sportdirektor, sportlicher Leiter, Manager, Sportvorstand, ewentualnie Geschaeftsfuehrer Sport – ich wszystkich możemy wrzucić do wspólnego worka, z jednym tylko zastrzeżeniem. Najbardziej pożądaną z nich wszystkich jest funkcja Sportvorstand. Określa ona dyrektora sportowego mającego dodatkowo miejsce w zarządzie klubu, a więc takiego, który ma faktycznie realny wpływ na wszystkie kluczowe decyzje. Jego kompetencje wykraczają wówczas daleko poza politykę personalną. Między innymi o to właśnie chodziło Phlippowi Lahmowi i Maksowi Eberlowi, których Bayern widział w strukturach, ale na stanowisku „zwykłego” Sportdirektora. A Sportdirektor w warunkach monachijskich to funkcja podrzędna, ograniczająca się w gruncie rzeczy do wystąpień medialnych przed meczami i po ich zakończeniu, a także do sprowadzania zawodników na ziemię w sytuacjach, gdy chlapną publicznie coś niepotrzebnego. W roli tej doskonale odnajdywał się Matthias Sammer, który nie miał ambicji, by zajmować się też sprawami kadrowymi. Lahm i Eberl mieli. 

Dodajmy jeszcze do tego, że ośrodków decyzyjnych w Bayernie jest aż nadto, bo przecież planerem kadry jest pełniący funkcję dyrektora technicznego Michael Reschke (odkrywca talentu między innymi Toniego Kroosa), a i tak wiadomo, że żadna ważna decyzja w monachijskim klubie nie zostanie podjęta bez aprobaty Karla-Heinza Rummenigge, a nade wszystko Ulego Hoenessa, czyli odpowiednio przewodniczącego zarządu i prezydenta klubu, pełniącego też rolę szefa rady nadzorczej.

Modele zarządzania

W większości przypadków dyrektor sportowy ma na głowie całą organizację klubu. Zarządza kadrami, podpisuje kontrakty, wciela w życie długofalową wizję klubu i pod nią układa politykę transferową. Dyrektorzy sportowi to nie są w Niemczech osoby, które zatrudnia się na chwilę. To praca, której efekty można zweryfikować dopiero po kilku latach, a nie po jednym czy po dwóch okienkach transferowych, jak się często mylnie uważa. – W Mainz wszystkie nasze decyzje podporządkowane były długofalowym celom. Często podejmowaliśmy decyzje, których na krótką metę nie było widać, ale które umożliwiały nam odnoszenie sukcesów na dłuższą metę. W Schalke pracowano inaczej. Tutaj ciągle chodziło o to, by na koniec sezonu zająć miejsce pierwsze, drugie, trzecie czy czwarte. Zapomniano z czasem, że niekiedy trzeba podejmować decyzje, które pozwolą lub ułatwią osiąganie tych celów w przyszłości – zdiagnozował problemy Schalke Christian Heidel, parę tygodni po tym, jak przejął władzę w klubie.

(…)



CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (30/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”



Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024