Borysiuk: Chciałbym wrócić do Legii
– Po debiucie w Kaiserslautern przeżywałem coś w rodzaju zejścia na ziemię. Nie miałem się nawet do kogo odezwać – wspomina w rozmowie z PilkaNozna.pl gracz „Czerwonych Diabłów”, Ariel Borysiuk.
Wolski: W Barcelonie dałbym radę! – KLIKNIJ!
Zobacz aktualną tabelę i terminarz Bundesligi – KLIKNIJ!
– W barwach Kaiserslautern rozegrał pan dotychczas sześć spotkań. Niemiecki zespół zdołał wywalczyć w nich dwa bezbramkowe remisy, pozostałe mecze jednak przegrał tracąc aż jedenaście bramek, zdobywając zaledwie dwie. Z takimi wynikami trudno będzie o utrzymanie.
– Bardzo trudno, ale przed nami jeszcze osiem kolejek. Zrobimy wszystko, by wygrywać kolejne mecze i zapewnić sobie utrzymanie w Bundeslidze. W sobotę zagramy z Freiburgim, który również walczy o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ten mecz będzie dla nas niezwykle ważny i musimy go wygrać. Mimo kiepskich wyników wciąż wierzę w to, że zdołamy uniknąć spadku na zaplecze ekstraklasy.
– Co pana zdaniem jest wynikiem kiepskiej dyspozycji zespołu?
– Gdybym ja to wiedział… W starciu z Schalke w pierwszej połowie nie odstawaliśmy poziomem od rywala, mimo że do przerwy przegrywaliśmy 1:2. Dopiero po zmianie stron goście zdominowali boiskowe wydarzenia, strzelili dwa kolejne gole i zasłużenie wygrali. W dwóch wcześniejszych spotkaniach udało się nam bezbramkowo zremisować z dwoma wymagającymi rywalami (VfL Wolfsburg i VfB Sttugart – przyp. red) i muszę przyznać, że w meczach tych grało się nam naprawdę dobrze. Sądzę więc, że nasz gra nie jest przerażająco słaba, musimy jednak lepiej bronić i poprawić naszą grę z przodu, bo choć stwarzamy sytuacje podbramkowe, to ich nie wykorzystujemy.
– Po 26. kolejkach Bundesligi Kaiserslautern z dorobkiem 20 punktów zamyka ligową tabelę. Wobec sytuacji w jakiej znajduje się klub każdy mecz jest czymś w rodzaju finału – może okazać się kluczowy w walce o ligowy byt.
– Zawsze gram o zwycięstwo, obojętnie czy walczyłem z Legią o mistrzostwo Polski, czy z Kaiserslautern o utrzymanie. Kiedy pytają mnie, czy nie żałuje przeprowadzki do Niemiec to śmieję się, bo nikt mi nie powie, że decydując się na grę w Bundeslidze nie zrobiłem kroku do przodu. W obecnym klubie mam nóż na gardle, dlatego w każdym meczu trzeba punktować. Zostało osiem spotkań, jeżeli unikniemy spadku z niemieckiej ekstraklasy to będzie to dla mnie równie ważne co zdobycie mistrzostwa Polski z Legią. W Kaiserslautern jestem od dwóch miesięcy i widzę co się tu dzieje. To klub z tradycjami, masą kibiców, których tylko na ostatnim meczu było około pięćdziesiąt tysięcy. I właśnie dlatego drużyna ta zasługuje na pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
– O co jeżeli się nie uda? Pan będzie grał w 2. Bundeslidze, Legia najprawdopodobniej w europejskich pucharach…
– Nie wiem, póki co nie dopuszczam takiej myśli. Ostatni mecz ligowy mam 5. maja, wówczas będę mądrzejszy, bo będę wiedział w jakim miejscu jestem i o co będę grał w kolejnym sezonie. Legia faktycznie powinna występować w europejskich pucharach, ale przecież nie wiadomo jak długo to potrwa. Żeby było jasne, chciałbym aby Legia sięgnęła po mistrzostwo Polski i żeby potem grała w Lidze Mistrzów, ale wcale nie jest powiedziane, że owe cele zrealizuje. Forma, którą prezentują legioniści nie powala przecież na kolana.
– Dlaczego zdecydował się pan na transfer właśnie do Kaiserslautern?
– Przyznam szczerze, że wbrew powszechnej opinii nie myślałem o tym, że z Bundesligi będzie mi bliżej do reprezentacji Polski. Wiadomo jaka jest moja sytuacja – selekcjoner Franciszek Smuda ma raczej innych faworytów do gry w kadrze. Było kilka meczów towarzyskich, na które nie byłem powołany, dlatego nie łudzę się, że znajdę się w drużynie narodowej na Euro 2012. Nie ukrywam jednak, że jest to moje marzenie, dlatego furtki sobie nie zamykam, ale zdaje się że będzie trudno mi przez nią przejść. Wybierając ofertę Kaiserslautern chciałem po prostu spróbować swoich sił w niemieckiej ekstraklasie i uważam że był to odpowiedni wybór.
– Zanim rzeczywiście złożył pan podpis pod umową z niemieckim klubem, już wcześniej była informacja, że pan to zrobił. Następnie okazało się że jednak nie i wkrótce zwiąże się pan z FC Brugge. Skąd się wzięło te zamieszanie wokół pańskiego transferu i o co tak naprawdę chodziło?
– Przede wszystkim Legia pośpieszyła się z nadaniem informacji. Kaiserslautern i FC Brugge to kluby, które wówczas były gotowe mnie pozyskać, a decyzja o tym gdzie będę grał zależała już tylko ode mnie. Miałem spory dylemat – z jednej strony FC Brugge liczące się w rywalizacji o mistrzostwo kraju, z drugiej walczące o utrzymanie Kaiserslautern, ale za to w pięć razy mocniejszej lidze niż belgijska. Różne pomysły chodziły mi po głowie. Wybrałem się nawet na badania do Brugge, ale do transferu nie doszło. Po tym co tam zobaczyłem stwierdziłem, że przenosiny do Belgii nie są dobrym pomysłem. Pojawiły się głosy, że nie spodobał mi się stadion. Artur Sobiech powiedział, że jak przyjechał z Hannoverem na mecz z FC Brugge w Lidze Europy i zobaczył obiekt gospodarzy to poczuł się jakby wrócił do Chorzowa. I miał rację, bo gdyby porównać stadion tej drużyny z obiektami zespołów T-Mobile Ekstraklasy to byłaby to jedna z gorszych aren. Nie ukrywam, że wygląd stadionu również był dla mnie ważny, ponieważ wybierałem miejsce swojej pracy. W dodatku klub nie był tak zorganizowany jak to sobie wyobrażałem, a że Kaiserslautern wciąż było mną zainteresowane to postanowiłem skorzystać z propozycji i podpisałem kontrakt.
– Obecnie jest pan podstawowym graczem swojej drużyny i zdaje się, że wobec pechowego debiutu, w którym otrzymał pan czerwoną kartkę spadł panu kamień z serca. Gdy próbowaliśmy się z panem kontaktować po premierowym występie nie był pan skłonny do rozmów. Chyba nie bez powodów?
– Nie lubię rozmawiać z mediami, ponieważ nie jest mi to do niczego potrzebne. Wolę w spokoju trenować i jak najlepiej wykonywać pracę. Faktem jest jednak to, że po meczu z FC Koeln (debiutanckim występie w Kaiserslautern – przy. red.) nie było mi łatwo, szczególnie że byłem sam, bez rodziny. Wspomniany mecz grałem trzy dni po podpisaniu kontraktu, mieszkałem jeszcze w hotelu i przeżywałem coś w rodzaju zejścia na ziemię. Nie miałem się nawet do kogo odezwać, dlatego kilka kolejnych dni było bardzo trudnych. Potem musiałem wziąć się w garść, zacisnąć pięści i na maksa trenować, bo tu nie jest tak jak było w Legii, gdzie po dwóch-trzech słabszych występach grałem dalej. W Kaiserslautern konkurencja nie śpi, jest pięciu środków pomocników, a na boisku jest miejsce tylko dla dwóch. Trenuję po to, by w każdą sobotę czy niedzielę wychodzić na boisko i dawać z siebie wszystko grając dla „Czerwonych Diabłów”.
– Czy w zespole, w których jest tak duża rywalizacja o miejsce w wyjściowym składzie, a wyniki drużyny pozostawiają wiele do życzenia, ma pan kogoś z kim może pan swobodnie porozmawiać?
– Mam dobry kontakt ze wszystkimi chłopakami. Nie spotkałem się z tym, żeby ktoś był dla mnie niemiły czy też nie chciał służyć pomocą. Mimo że na boisku radzimy sobie średnio, atmosfera w szatni jest dobra. Wszyscy zmierzamy w tym samym kierunku, łączy nas wspólny cel jakim jest utrzymanie. Cieszę się, że jest tu Kuba Świerczok, z którym mogę rozmawiać po polsku. Jest z nami również trener Artur Płatek, dlatego nie mam powodów do narzekań.
– Tego szczęścia nie ma jednak Świerczok, który wprawdzie w poprzednim meczu spędził na boisku około trzydziestu minut, ale poprzednio nie było go nawet na ławce rezerwowych.
– O zestawieniu składu decyduje trener, a czym się kieruje – nie wiem. Kuba początek miał dobry, następnie z nieznanym mi przyczyn został odsunięty od drużyny, ale ważne że ostatnio znów zagrał. To ambitny piłkarz, który ma umiejętności potrzebne do zdobywania bramek w Bundeslidzie. Wierzę, że wkrótce Kuba potwierdzi moje słowa na boisku, czego serdecznie mu życzę. Mimo że znam go dopiero dwa miesiące, zdążyliśmy się już zaprzyjaźnić.
– Czy w natłoku obowiązków związanych z pracą i rodziną znajduje pan czas na śledzenie rozgrywek polskiej ekstraklasy?
– Staram się, szczególnie jeśli chodzi o mecze Legii, w której spędziłem wiele lat i z którą wciąż czuje się emocjonalnie związany. Oglądałem piątkowe spotkanie derbowe z Polonią, szkoda tylko że zakończone takim, a nie innym wynikiem. Mimo to Legia wciąż jest liderem rozgrywek i skoro już mnie nie ma w tej drużynie to może wreszcie sięgnie po mistrzostwo kraju. Sądzę bowiem, że takiej szansy na triumf w rozgrywkach krajowych legioniści mogą nie mieć już bardzo długo, bo Wisła i Lech w tym sezonie wyjątkowo często gubią punkty, z kolei Śląsk słabo zaczął rundę wiosenną. Legia pokonując we Wrocławiu wicemistrza Polski rozegrała jeden z lepszych meczów za kadencji trenera Macieja Skorży. Trzeba jednak przyznać, że jego podopieczni mieli w tym spotkaniu dużo szczęścia, a gole które strzelili były trochę jakby prezentem od gospodarzy. Legia nie gra nic nadzwyczajnego i trudno mi powiedzieć co jest tego powodem. Skład zespołu jest bardzo podobny do tego z poprzedniej rundy, w której Legia grała kapitalnie. Międzyczasie trener Skorża dostał dobre transfery, bardzo chciał napastnika, a ten napastnik nie gra, co jest troszkę niezrozumiałe. W meczu z Polonią strasznie irytowała mnie postawa Nacho Novo. Wokół jego transferu do Legii było strasznie dużo szumu, a jak na razie zawodzi. Mam nadzieję, że Hiszpan z czasem zacznie grać na miarę oczekiwań i pomoże Legii zdobyć mistrzostwo.
– W przerwie zimowej Legia oprócz pana pożegnała również Macieja Rybusa i Marcina Komorowskiego. Może wspomniane trio jest „tym czymś” czego brakuje drużynie z Łazienkowskiej do lepszej gry?
– Pozytywnym zaskoczeniem jest to jak „Rzeźnik” (Jakub Rzeźniczak – przyp. red.) radzi sobie na mojej pozycji. Nie spodziewałem się, że Kuba może grać aż tak dobrze. To dzięki niemu moja strata wcale nie jest odczuwalna. Na pewno brakuje trochę Maćka Rybusa, który jesienią był ważnym ogniwem legionistów, zaliczył sporo asyst, zdobył kilka bramek i miał silny ciąg na bramkę rywala, którego obecnie nieco brakuje skrzydłowym Legii. Drużyna ta ma jednak tak szeroką i wyrównaną kadrę, że nie powinna rozpaczać za piłkarzami, których w zespole już nie ma.
– A panu nie brakuje czasem warszawskiej Legii?
– Obserwując w telewizji mecz z Polonią, a przede wszystkim widząc i słysząc atmosferę która panowała na trybunach, muszę przyznać że kusiło mnie żeby zagrać w tym spotkaniu. Mimo że Polonia nie jest takim klubem jak Legia były to jednak derby stolicy, które mają swój prestiż. W piątek od rana czułem dreszczyk emocji i ten sentyment będzie towarzyszył mi do końca życia. Na Łazienkowską trafiłem jeszcze jako dziecko, Legia mnie wychowała, bardzo wiele mi dała i choć były trudne chwile, mile wspominam spędzony w niej czas, dlatego na żadną osobę z klubu nie powiem złego słowa.
– Czy jest więc szansa, że jeszcze kiedyś wybiegnie pan na boisko z „elką” na piersi?
– Chciałbym w przyszłości wrócić do Legii. Nie jako piłkarski emeryt, lecz jako doświadczony zawodnik, który będzie mógł wnieść do drużyny dużo jakości. Kiedyś mówiłem, że marzę o tym, by zostać kapitanem Legii. Nie udało się mi przez okres, który byłem w tym klubie, ale może uda mi się jak wrócę. Zawsze grając w warszawskiej drużynie dawałem z siebie sto procent, dlatego bycie kapitanem zespołu z Łazienkowskiej byłoby spełnieniem moich marzeń.
– Na podobnym etapie kariery co pan przed laty jest Rafał Wolski. Jak ocenia pan tego zawodnika?
– Rafał ma niesamowity talent. Technicznie jest to jeden z najlepszych piłkarzy, z którymi grałem w Legii, a przez ten czas trochę się ich przewinęło. Dobrze byłoby gdyby nabrał trochę masy. Wówczas miałby szansę stać się piłkarzem, którego Polska dawno nie miała, jeśli chodzi o rozgrywającego. Oby tylko się nie zagubił, bo wiadomo jakie „zasadzki” ma w sobie Warszawa. Czasem młodym graczom po kilku dobrych meczach sława uderza do głowy i robi się nieciekawie. Wierzę jednak, że Rafał jest spokojnym gościem, bo takiego właśnie go poznałem. Długo wspólnie dzieliliśmy szatnię, a podczas gierek treningowych często grał na mnie, a ja go trochę kopałem. Sądzę zatem, że jest już przygotowany także do agresywnej gry, czego potwierdzeniem jest to, że się przepycha i coraz częściej robi wślizgi. Moim zdaniem jest to jeden z trzech najlepszych zawodników Legii Warszawa.
Rozmawiał Szymon BARTNICKI
PilkaNozna.pl
fot. FCK / Legia.com
Dokładnie w tym samym czasie, gdy rozmawialiśmy z Arielem Borysiukiem, ze stanowiska trenera FC Kaiserslautern zwolniony został Marco Kurz. Polski pomocnik nie chciał jednak komentować tej decyzji. Przynajmniej do momentu, aż sytuacja w klubie się nie uspokoi i zespołu nie przejmie nowy szkoleniowiec.