Mało jest na świecie takich trenerów, którzy po przyjściu do nowego klubu odstawiliby na boczny tor swojego najlepszego zawodnika. Jednym z nich bez wątpienia jest Jose Mourinho, który w swoich osądach pełni dla wielu rolę piłkarskiego bóstwa. Nawet jednak Portugalczyk popełnia błędy o czym dobitnie przekonaliśmy się na przykładzie Juana Maty.
Mourinho zdał sobie sprawę, że bez Maty ani rusz
Angielski dziennikarz przeprosił Polaków – KLIKNIJ!Hiszpański maestro
W sezonie 2012-13 Hiszpan rozegrał w Premier League 31 spotkań, w których udało mu się – posługując się terminologią koszykarską – zaliczyć tzw. double-double, czyli strzelić dwanaście goli i zaliczyć taką samą liczbę decydujących podań przy trafieniach swoich kolegów z Chelsea. To przecież jednak nie wszystko. Mata dorzucił jeszcze do swojego dorobku także trzy gole i trzy asysty w Lidze Mistrzów, bramkę i cztery asysty w Lidze Europy, gola i pięć asyst w Pucharze Anglii i kolejne dwa trafienia oraz cztery asysty w rozgrywkach Pucharu Ligi Angielskiej. Łącznie podczas całego sezonu zdobył on dla The Blues dwadzieścia bramek i zanotował dwadzieścia osiem asyst, co – chyba każdy się z tym zgodzi – jest osiągnięciem wybitnym.
Kibice na Stamford Bridge zakochali się w filigranowym Hiszpanie bez pamięci i wątpię, by pod koniec minionych rozgrywek znalazł się przynajmniej jeden delikwent w niebieskim trykocie, który chciałby się pozbyć Maty z drużyny. Ba, nikt się też raczej nie spodziewał, że następca Rafaela Beniteza – bez względu na to, kto by nim nie został – wpadnie na pomysł odstawienia tak znakomitego zawodnika na bocznicę. Można jedynie przypuszczać, że nie spodziewał się tego także sam Mata, no bo w sumie z jakiego powodu? Dlaczego? A jednak. Do Londynu wrócił wspomniany wcześniej Mourinho i nad głową Hiszpana zaczęły się zbierać czarne chmury.
Teorie grubymi nićmi szyte
Początkowo obecność Maty poza kadrą lub sadzanie go na ławce rezerwowych nie wzbudzało tak wielkich kontrowersji. Zawodnik po ciężkim sezonie poleciał na Puchar Konfederacji do dalekiej Brazylii i z powodu przesuniętego w czasie urlopu opuścił część letnich przygotowań Chelsea do nowych rozgrywek. 65 minut w meczu Aston Villą (2:1), 57 minut w spotkaniu z Evertonem (0:1), czy w końcu zaledwie 23 minut podczas starcia z Bazyleą w Lidze Mistrzów (1:2). Czas płynął, a Mourinho był coraz częściej zagadywany o to, dlaczego nie opiera gry swojego zespołu właśnie na Macie. W Anglii zapanowało przekonanie, że Portugalczyk traktuje swojego podopiecznego jak piąte kołu u wozu, że nie pasuje mu do koncepcji, że może odejść z klubu. Sam menedżer odżegnywał się od takiego stawiania sprawy. – Juan musi się przystosować do stylu gry nowej Chelsea. Powody, dla których nie gra on zbyt dużo są moją prywatną sprawą i będę o nich rozmawiać z zawodnikiem, ale na pewno nie za pośrednictwem mediów – komentował jeszcze we wrześniu Mourinho.
Najlepsi fachowcy od brytyjskiego futbolu zachodzili w głowę, o co chodzi z tym Matą? Powstawały nawet daleko idące teorie spiskowe, według których Mourinho ma uraz do Hiszpanów po przygodzie z Realem Madryt i dlatego skreślił Matę, a także Cesara Azpilicuetę. Oczywiście była to bardzo naciągana teoria, ponieważ na boisku regularnie oglądaliśmy innego przedstawiciela kraju mistrzów Świata i Europy, Fernando Torresa. Jeszcze inni uważali, że Mata jest izolowany przez to, że do klubu sprowadził go niegdysiejszy uczeń „Mou”, czyli Andre Villas-Boas. Obaj panowie nie darzą się aktualnie zbyt wielką sympatią, a skoro Hiszpan to „wynalazek” AVB, to Mourinho mógł go po prostu nie chcieć w swoich szeregach.
No i jeszcze jedna teoria. Twierdzono, że nie po to na Stamford Bridge trafili Willian i Andre Schurrle, by teraz Mourinho miał im nie dać szans. I faktycznie tak było. Praktycznie w każdym kolejnym meczu na skrzydłach Chelsea grali inni piłkarze. To okazję do zaprezentowania swoich umiejętności dostali wspomniani Schurrle i Willian, to z kolei grali tam De Bruyne, a nawet Ramires (!). Jedynym pewniakiem u Mourinho wydawał się być Eden Hazard, jednak ten od początku sezonu zdobył w Premier League zaledwie jednego gola, a po stronie asysty wciąż ma okrągłe zero, dlatego nic dziwnego, że podczas meczu z Norwich City (3:1) i on musiał się pogodzić z rolą zmiennika. Inna sprawa, że wszedł na boisko w 74. minucie i od razu wpisał się na listę strzelców.
Mourinho pierwszy raz pod ciężarem błędu upada
Wróćmy jednak do tematu, czyli do sytuacji Juana Maty. Kilka kolejnych słabszych występów The Blues (porażki z Evertonem i Bazyleą) sprawiły, że Mourinho musiał zweryfikować nieco swoje osądy i wprowadzić do – idealnej mogłoby się wydawać – układanki nowy, brakujący element. Tym elementem (filmowym piąty element łączy pozostałe w jedną całość) był oczywiście Hiszpan, który po zaliczeniu dobrego występu przeciwko Swindon w Pucharze Ligi Angielskiej (2:0) wszedł na boisko w drugiej połowie starcia z Tottenhamem i od razu zaliczył asystę przy bramce Johna Terry’ego. Nic więc dziwnego, że dwa kolejne spotkania: ze Steauą Bukareszt i Norwich zaczynał w pierwszym składzie, a Chelsea strzeliła w nich aż siedem bramek, tracąc zaledwie jedną.
Czy Mourinho przeprosił się z Matą już na stałe? Czas pokaże, ale jedno jest pewne. Mając w kadrze taki skarb trzeba na niego stawiać. Menedżer Chelsea się pomylił, ale dobrze, że potrafił się do tego przyznać, nawet jeśli zrobił to nieco okrężną drogą. Pytanie, kiedy uzna, że nie miał racji także w przypadku Romelu Lukaku, którego oddał na wypożyczenie do Evertonu i który jest obecnie najlepszym z napastników Chelsea, z tym że strzelającym bramki na Goodison Park. To już jednak temat na całkiem inną opowieść.