Przejdź do treści
Arsenal znowu nie podołał

Ligi w Europie Liga Europy

Arsenal znowu nie podołał

Marność nad marnościami i wszystko marność. Tak w skrócie można opisać dyspozycję Kanonierów w minionych kilku tygodniach. Końca owej passy ani widu, ani słychu.


Dni Unaia Emery’ego na stanowisku szkoleniowca Arsenalu zdają się być policzone. (fot. Reuters)

Trzydzieści cztery dni to szmat czasu. W jego trakcie można zwiedzić kilkadziesiąt krajów, zarobić lub wydać miliony, a nawet kompletnie zmienić styl i sposób życia. Można również nie wygrać ani jednego meczu, jak uczynił to ostatnio Arsenal. Tak, tak, Kanonierzy przez ponad miesiąc nie zaznali smaku zwycięstwa, przegrywając z Liverpoolem i z Leicester oraz remisując kolejno z Crystal Palace, Wolverhampton, Guimaraes i Southampton. I choć Eintracht Frankfurt do żadnych potęg nie należy, przed dzisiejszym starciem obu drużyn fani londyńskiego klubu byli pełni obaw i… niepewności.


Te dotyczyły nie tylko rezultatu, ale również ustawienia, na jakie zdecyduje się Unai Emery. Tak się bowiem składa, iż w siedmiu poprzednich spotkaniach Hiszpan skorzystał z siedmiu różnych taktyk. Kontynuacji i konsekwencji nie było w tym za grosz. Piłkarze nie byli w stanie wypracować zgrania, ani wykorzystać ćwiczonych na treningach schematów. Czy potyczka z ekipą znad Menu cokolwiek w tej kwestii zmieniła? Nic bardziej mylnego.

Szkoleniowiec zespołu z Emirates Stadium znowu zamieszał w składzie, decydując się na ustawienie z trójką obrońców i posyłając w bój między innymi Mustafiego, Xhakę i Martinellego. Jego plan długo nie przynosił jednak skutku, wszak poza próbą Willocka oraz Saki Arsenal nie potrafił zagrozić bramce strzeżonej przez Ronnowa.

Niniejsza sztuka udała się gospodarzom dopiero w pierwszej minucie doliczonego czasu gry pierwszej połowy. Wtedy to Martinelli znalazł w polu karnym Aubameyanga, a Gabończyk nie miał żadnego problemu z wpisaniem się na listę strzelców. Były gracz Borussii Dortmund udowodnił tym samym, że obiekt Kanonierów stanowi jedno z jego ulubionych miejsc na strzeleckie popisy.

 


 

W 55 minucie goście doprowadzili jednak do wyrównania. Danny da Costa zagrał przed szesnastkę, gdzie Daichi Kamada zwiódł obrońcę i oddał silny, precyzyjny strzał. Mimo szczerych chęci, Damian Martinez był bez szans.

Gdyby tego było mało, niespełna pół kwadransa później podopieczni Adiego Huttera poszli za ciosem i wyszli na prowadzenie. Do siatki ponownie trafił Kamada, który zebrał piłkę po wybiciu jej przez defensywę Kanonierów i uderzył po ziemi obok bezradnego golkipera. Japończyk ustalił tym samym rezultat spotkania.

W wyniku kolejnego niepowodzenia Arsenal wciąż nie może być pewny awansu do fazy pucharowej Ligi Europy. W ostatnim grupowym meczu londyńczycy zmierzą się na wyjeździe ze Standardem Liege i jeśli tylko nie przegrają, uzyskają promocję. Nie tak to miało jednak wyglądać…

sar, PiłkaNożna.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 43/2024

Nr 43/2024