Jak przez niemal całą kadencję Mikela Artety. To paradoks, że po jedyny znaczący, powszechnie poważany laur – Puchar Anglii – pod wodzą Hiszpana Kanonierzy sięgnęli w jego debiutanckich rozgrywkach na stanowisku szkoleniowca. Występując w systemie z trójką stoperów, w składzie: Martinez – Holding, Luiz, Tierney – Bellerin, Ceballos, Xhaka, Maitland-Niles – Pepe, Lacazette, Aubameyang (ławka rezerwowych: Macey, Kolasinac, Nelson, Nketiah, Papastathopoulos, Saka, Smith, Torreira, Willock). Z sezonu na sezon stawali się coraz lepsi, taktycznie i kadrowo, ale do gabloty dostawili tylko dwie Tarcze Wspólnoty. Mało. Zbyt mało w zestawieniu z ambicjami, potencjałem i inwestycjami finansowymi.
W Premier League konsekwentnie przybliżali się do zdobycia tytułu mistrzowskiego – 8. miejsce i 56 punktów, 8. miejsce i 61 punktów, 5. miejsce i 69 punktów, 2. miejsce i 84 punkty, 2. miejsce i 89 punktów – lecz go nie zdobyli. Sporo w tym pecha. Rywalizowali z bijącym rekordy wszech czasów Manchesterem City. Gdy zaś ten osłabł, im zabrakło akurat zdrowia i mistrzowską pałeczkę przejął Liverpool. – Zdobywanie trofeów polega na byciu w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Liverpool zdobył tytuł, uzbierawszy mniej punktów niż my w poprzednich dwóch rozgrywkach – zauważył Arteta.
W pierwszym, czyli zeszłym, sezonie po powrocie do Ligi Mistrzów po sześciu latach nieobecności londyńczycy dotarli do ćwierćfinału. W drugim, to znaczy bieżącym, wystąpili w półfinale, eliminując mityczny Real Madryt i rzucając wymagające wyzwanie mocnemu Paris Saint-Germain. Zrobili progres, osiągnęli kolejny etap rozwoju. Zdaniem ich trenera byli najlepszą drużyną trwającej edycji zmagań. Nie potwierdzą tego jednak wzniesieniem uszatego pucharu.
– Jestem bardzo dumny z chłopaków, zasługują na duże uznanie za to, co robią pomimo wielu urazów – powiedział Arteta po porażce z PSG. – Przybyliśmy tu w najgorszym możliwym stanie. Oni mieli cały tydzień na przygotowania. My funkcjonowaliśmy w innych realiach. To napawa mnie optymizmem na przyszłość.
„Nie załamujcie się, Kanonierzy. Wrócimy.” – napisał Arsenal w poście opublikowanym w mediach społecznościowych.
I wrócą. Być może jeszcze silniejsi, zdolni do uzyskania awansu do finału. Ale czy wystarczająco dobrzy, by go wygrać? Przez wzgląd na wydarzenia ostatnich lat należy wątpić. Będąc kibicem Kanonierów, warto nie nastawiać się na najlepsze jutro. Co najwyżej lepsze.