Angielski szlagier przez wielkie s
Piłkarze Tottenhamu i Liverpoolu sprawili sympatykom Premier League przedwczesny prezent świąteczny. Ich rywalizacja spełniła oczekiwania, jakie wiążą się ze szlagierami.
Kane się przełamał, choć powinien zdobyć więcej niż jedną bramkę. (fot. Reuters)
Niemal dokładnie rok temu Juergen Klopp określił drużynę Kogutów mianem „counter-attacking monster”. Ówcześni podopieczni Jose Mourinho rzeczywiście świetnie czuli się w szybkich wypadach ofensywnych po przejęciach piłki, co zaprowadziło ich na pozycję lidera tabeli Premier League. Na Anfield jednak przegrali.
Dzisiaj piłkarze Antonio Conte również bardzo dobrze wyprowadzali kontry. Nie potrafili ich jednak w pełni wykorzystać. Dogodne sytuacje marnowali Heung-min Son, Harry Kane oraz Dele. Gdyby nie to, na Tottenham Hotspur Stadium triumfowaliby gospodarze. Gdyby nie to, Klopp mógłby powtórzyć swoje słowa sprzed dwunastu miesięcy.
Szlagier weekendu w Anglii przyniósł bardzo dobry, zacięty i bogaty w dramaturgię mecz, który zakończył się remisem.
Strzelanie w 13. minucie zaczął Kane, który wykorzystał kapitalne prostopadłe podanie Tanguya Ndombele. W 35. minucie odpowiedział Diogo Jota, któremu asystował Andy Robertson. Reprezentant Szkocji doświadczył dziś rollercoastera emocji. W drugiej połowie najpierw strzelił gola, a potem obejrzał czerwoną kartkę za faul na Emersonie Royalu.
Wynik ustalił Son, który skarcił błąd Alissona Beckera.
Zarówno Tottenham, jak i Liverpool mogą mieć poczucie niewykorzystanej szansy. Jeśli tak, bardziej doskwiera ono Kogutom, wszak biorąc pod uwagę liczbę okazji bramkowych, londyńczycy powinni byli cieszyć się z trzech punktów.
sar, PiłkaNożna.pl