90 minut z Tymoteuszem Puchaczem
Przebojowy – to określenie chyba najlepiej do niego pasuje. Tymoteusz Puchacz jest kolejnym wychowankiem poznańskiego Lecha, który hartował się na wypożyczeniach, by potem zostać podstawowym piłkarzem Kolejorza.
Dlaczego nie lubisz rozmawiać o nagranym przez siebie utworze „Kante”?
Za dużo było w związku z tym pytań, a także pretensji, również ze strony dziennikarzy – mówi Puchacz. – Absolutnie tego nie żałuję, wyszło super, spełniłem marzenie. Po pewnym czasie jednak ten temat zaczął mnie męczyć. Pojawiałem się gdzieś jako piłkarz i słyszałem pytania o muzykę, zupełnie jakbym uczestniczył w jakimś rapowym wydarzeniu. Ostatnio to się zmieniło, bo ludzie zaczęli mnie kojarzyć bardziej jako zawodnika Lecha. Wcześniej patrzono na mnie jak na ewenement: chłopaka z I ligi, który nagrał sobie piosenkę.
Zyskałeś dzięki temu kontakty w branży muzycznej?
Z pewnością to otworzyło nowe drogi, ale już wcześniej z paroma muzykami miałem kontakt poprzez Instagram. To są środowiska, które dość mocno się przenikają – piłkarze słuchają raperów, a raperzy oglądają mecze z udziałem piłkarzy. Naturalne, że chcesz zamienić kilka słów z przedstawicielem tej drugiej grupy.
Piszesz teksty do szuflady?
Lubię coś stworzyć, zwłaszcza podczas długiej podróży. Jak nie mam nic innego do zrobienia w autobusie lub pociągu, oglądam seriale albo piszę teksty utworów.
Planujesz jeszcze kiedyś coś nagrać?
Teraz nie jest na to czas oraz miejsce, ale w przyszłości chciałbym. Na przykład Memphis Depay gra w piłkę na wysokim poziomie i jednocześnie robi karierę muzyczną.
Których raperów cenisz najbardziej?
Lubię przedstawicieli nowej szkoły, jak duet Bedoes i Lanek, Jan Rapowanie, Reto czy Żabson. Długo mógłbym wymieniać. Cenię też reprezentantów nieco starszej generacji: Chadę, Palucha, Kaliego. Słucham mnóstwo rapu. Także zagranicznego, w wydaniu niemieckim, rosyjskim czy francuskim. Scena amerykańska to oczywiście podstawa. Ten rodzaj muzyki towarzyszy mi od dawna. Rap pomagał w czasie wypożyczeń, kiedy czułem się samotny, nie mając wokół siebie przyjaciół.
Pochodzisz z województwa lubuskiego, które na piłkarskiej mapie kraju jest białą plamą. Ani jednego klubu grającego wyżej niż w III lidze…
… za to ilu wartościowych piłkarzy. W pierwszej reprezentacji już jest trzech: Tomasz Kędziora, Dawid Kownacki i Kamil Jóźwiak. Po prostu wylęgarnia talentów.
Z czego wynika ta nietypowa zależność?
W regionie dominują żużel oraz koszykówka, przede wszystkim w te dyscypliny inwestowane są pieniądze. Nie ma tam klubów piłkarskich oferujących wybitne szkolenie, a jest sporo utalentowanych chłopaków z mniejszych miejscowości. Na wsiach gra się w piłkę praktycznie bez przerwy. A gdy robisz coś bardzo często, stajesz się w tym niezły. Ważne, żeby w odpowiednim wieku trafić do dobrej akademii.
Jak z perspektywy kilku miesięcy oceniasz mistrzostwa świata do lat 20? 1/8 finału była szczytem możliwości reprezentacji Polski?
Mieliśmy lepszą drużynę, niż wskazuje na to osiągnięty wynik. Jeśli chodzi o styl gry, zaprezentowaliśmy się słabo. Nie sprzedaliśmy pełni umiejętności. Potrafimy znacznie więcej, co pokazał choćby niedawny mecz ze Szwajcarią, który wygraliśmy aż 5:1.
Indywidualnie nie możesz być zadowolony: zaczynałeś turniej jako kapitan, a kończyłeś jako wchodzący z ławki rezerwowych.
Traktuję mundial jako policzek, na który odpowiedziałem pięścią. Na niepowodzenie należy zareagować dwa razy mocniej, ból zamienić we własną siłę. Niedługo po turnieju pojechałem z Lechem na obóz, podczas którego mogłem dać upust złości. Praca w okresie przygotowawczym przełożyła się później na ligę, wywalczyłem miejsce w podstawowym składzie. Dzisiaj mogę powiedzieć, że nieudane mistrzostwa podziałały na mnie pozytywnie. To było doświadczenie, które pomogło mi się rozwinąć.
W tym sezonie w klubie nie opuściłeś ani jednego meczu, do tego dochodzą regularne występy w kadrze U-20. Odczuwasz w nogach granie niemal co trzy dni?
Czuję się bardzo dobrze pod względem fizycznym i mentalnym, lubię być w takim rytmie. Jeśli dołoży się do tego odpowiednią regenerację, mecze co trzy dni nie stanowią problemu. Dzięki tak częstej grze czuję się naturalnie na murawie. Pewne zachowania przychodzą automatycznie, jest więcej swobody.
Lepiej czujesz się jako obrońca czy skrzydłowy?
Nie robi mi to różnicy. W klubie gram jako obrońca albo skrzydłowy, natomiast w kadrze na wahadle. Na każdej z tych pozycji czuję się równie dobrze.
Lewonożnemu piłkarzowi w Polsce łatwiej wybić się na pozycji bocznego obrońcy. Przynajmniej teoretycznie.
Mój profil piłkarski bardziej pasuje właśnie do gry na boku defensywy. Podpatruję bocznych obrońców z topowych lig, przede wszystkim z mojej ulubionej Premier League: Kyle’a Walkera, Trenta Alexandra-Arnolda, Aarona Wan-Bissakę czy Patricka van Aanholta. Dostrzegam, że mam odpowiednie parametry, żeby występować na tej pozycji.
Jak to jest grać na poziomie Ekstraklasy z przyjaciółmi, których znasz od lat?
Jesteśmy trochę jak dawny Manchester United. Świetna sprawa. Z drugiej strony jestem smutny, bo minęło dopiero kilka miesięcy, a lada chwila będą nas rozdzielać – ktoś wyjedzie za granicę, inny odejdzie na wypożyczenie. O tym, jak dobrze czujemy się w swoim towarzystwie, świadczy fakt, że te pół roku minęło mi błyskawicznie. Spędzamy ze sobą czas w klubie, na dodatkowych treningach, a także poza boiskiem. Właściwie cały dzień jesteśmy razem. W przyszłości będę za tym tęsknić.
Sytuacja niespotykana w innych klubach.
Spodziewałem się, że wielu z nas może trafić do pierwszej drużyny. Nasze roczniki w Lechu były bardzo mocne, w rozgrywkach juniorskich mieliśmy ogromną przewagę nad resztą Polski. To nie jest przypadek, że zaprzyjaźniliśmy się akurat w takim gronie: pasja i dążenie do celu bardzo łączą, dodatkowo napędzaliśmy się wzajemnie.
Fakt, że jesteście kumplami poza boiskiem, może być w dłuższej perspektywie atutem Lecha?
Łatwiej grać w drużynie z kimś, kto jest dla ciebie bliski. Tak liczna grupa wychowanków to przewaga Lecha – gramy o coś więcej niż swoje kariery, walczymy dla klubu, którego sami jesteśmy kibicami.
Z kim z ekipy znasz się najdłużej?
Z Kamilem Jóźwiakiem, ponieważ pochodzimy z tych samych stron. Graliśmy razem w kadrach województwa, kiedy mieliśmy po 10-11 lat.
Jesteście w tym sezonie w dość trudnym położeniu: trwa przebudowa drużyny, ale jednocześnie oczekuje się od was dobrych wyników. Bo od takiego klubu, jak Lech, wymagać trzeba.
W pierwszej połowie rundy zasadniczej brakowało nam stabilizacji. Zespół jest młody, w związku z czym występują wahania formy. Potrafimy grać w piłkę, pod tym względem jesteśmy w ligowej czołówce, ale musimy nauczyć się lepiej punktować.