Przejdź do treści
90 minut z Aleksandarem Vukoviciem

Polska Ekstraklasa

90 minut z Aleksandarem Vukoviciem

Wsiadł na wysokiego konia. Jeśli w najbliższych trzech miesiącach utrzyma się w siodle, o kolejne oferty pracy w Polsce będzie spokojny. Awans bądź jego brak do fazy grupowej Ligi Europy zdefiniują rozpoczętą w Legii Warszawa karierę trenerską Aleksandara Vukovicia na najbliższe lata.



PRZEMYSŁAW PAWLAK

– Jeśli takie myśli pojawiają się w głowie, zajmują odległe miejsce. Nie zastanawiam się teraz nad nagrodami związanymi z awansem do fazy grupowej Ligi Europy, ani nad konsekwencjami jego braku. Wybrałem ten zawód z pełną świadomością, nie mam wątpliwości, że umiem go wykonywać. Nie zrezygnuję z tej drogi ani za trzy miesiące, ani za trzy lata – mówi Vuković

Ale czy nie robi pan za dużego kroku – nie mając doświadczenia, został pan trenerem największego klubu w Polsce?
– A ja mam odwrotne wrażenie – idę bardzo małymi krokami. Karierę piłkarską skończyłem w 2013 roku, od tego czasu uczyłem się tego zawodu, przygotowywałem się, sześć lat to jest spory okres spędzony w branży. Gdybym wtedy objął Legię, nie dałbym sobie rady, wiem w jakim byłem punkcie. Nie neguję tego, że w tym czasie zbyt wiele samodzielnie nie pracowałem, ale teraz w moim życiu nie dokonał się niesamowity przeskok, nie zacząłem nagle odczuwać innych emocji. Jestem przygotowany do wykonywania zawodu trenera, jestem gotowy do zmierzenia się z samodzielną pracą w Legii. Nie rozpisałem sobie ścieżki kariery, pojawiła się propozycja objęcia zespołu i nie zamierzam się z tego wycofać. Zresztą, czy gdybym miał za sobą trzy lata pracy w innych klubach – udane lub mniej udane – tak wiele by to zmieniło? Stałbym dokładnie w tym samym punkcie, również by się zastanawiano, czy dam sobie radę. 

– Na kursie UEFA Pro pan tak się dokształcił, w Polsce podobno trenerzy są źle nauczani?
– W stopniu w jakim mogą pomóc, kursy UEFA Pro czy UEFA A mi pomogły. Te zajęcia nie produkują trenerów, odnoszących wyłącznie sukcesy. Jose Mourinho nie dlatego jest Jose Mourinho, bo przeszedł dobry kurs UEFA Pro. Te zajęcia mają zwrócić uwagę na pewne aspekty, otworzyć umysł przyszłego trenera, przygotować na określone sytuacje. Natomiast o tym, jakim jesteś szkoleniowcem w największym stopniu decyduje twoja osobowość, to kim jesteś. Tylko laik może na kurs trenerski zwalać winę za to, że czegoś w warsztacie szkoleniowym danego człowieka brakuje. Trener cały czas musi się rozwijać, uczyć, doczytywać szczegóły, wprowadzać nowe rzeczy do gry drużyny, treningów. Ale też ważna jest świadomość, że fundamenty wykonywania tego zawodu z biegiem lat się nie zmieniają. 

Co pan ma konkretnie na myśli?
– Trener zawsze musi być sprawiedliwy. Stanowczość i uczciwość wobec drużyny są obowiązkiem. To nie ulega zmianie wraz z ewolucją piłki. Moje największe szczęście polega na tym, że od kilku lat pracuję w Legii. W tym pokoju siedziałem ze Stanisławem Czerczesowem, Jackiem Magierą, za czasów Ricardo Sa Pinto może zaglądałem tu trochę rzadziej, ale byłem wystarczająco blisko, aby poznać jego warsztat. Jacek jest człowiekiem poukładanym, świetnym organizatorem, wszystko miał dopięte na ostatni guzik, z nim na drodze nic cię nie zaskoczy. Czerczesow doskonale zarządzał szatnią, był do bólu sprawiedliwy – to jedna z najważniejszych cech trenera. U niego nie było świętych krów. Zrobił świetny wynik na mundialu z reprezentacją Rosji, a ja mogłem wcześniej obserwować, jak pracuje na co dzień, zaznajomić się ze sposobem jego myślenia, reakcjami, komunikacją z mediami i z drużyną za zamkniętymi drzwiami. W ten sposób dokształcałem się. Pracując z Legią, w określonych sytuacjach myśli wracają do podobnych zdarzeń w przeszłości. Nie muszę podejmować identycznych decyzji, natomiast wiem, jak zachowali się poprzednicy i jaki był później efekt. Pewne kwestie w piłce są powtarzalne, ja mam punkt odniesienia. To jest mój kapitał, największa wartość w prowadzeniu pierwszego zespołu.

– Już pan chwilę z Legią pracuje, ale dopiero ten sezon w pełni pójdzie na pana konto, jakiego stylu gry możemy spodziewać się po zespole trenera Vukovicia?
– Obojętnie jak zakończyłby się poprzedni sezon, dopiero w tym momencie mam wyczuwalny wpływ na kształt kadry, a pełny na przygotowania, treningi i grę. Mogę powiedzieć, że chcemy dominować, rządzić na boisku, tylko po co? Już kilku takich tutaj było, co różne rzeczy obiecywali w mediach. Zamiast opowiadania w gazetach o filozofii, wolę ciężką pracę. Przed nami bardzo trudny początek sezonu. Może nie mam dużego doświadczenia w roli pierwszego trenera, ale jeśli chodzi o doświadczenie w Legii, nie ma takiego szkoleniowca, który ma je większe ode mnie. Przy Łazienkowskiej liczą się zwycięstwa. Nikt tu nie wybacza porażek. Ostatnie trzy sezony zaczynałem u boku Hasiego, Magiery i Klafuricia – żaden nie przeżył trzech miesięcy. 

– Nie jest to dobry moment na kombinowanie na przykład z ustawieniem zespołu.
– O przejściu na grę trzema obrońcami nawet w tej chwili nie myślę, Legia będzie ustawiona z czwórką z tyłu. Mam natomiast pewien pomysł, co do delikatnej modyfikacji przedniej formacji. Carlitos, według mojej wiedzy temat jego odejścia z Legii w tym momencie nie istnieje, nie będzie występował na pozycji numer dziewięć, widzę go w roli cofniętego napastnika, nawet dziesiątki. W Wiśle Kraków grając przy Zdenku Ondrasku, wyglądał bardzo dobrze. Cofnięcie Hiszpana to w pewnym sensie przejście do systemu 1-4-4-2, ponieważ jego walory defensywne wyglądają nieco inaczej w porównaniu z tym elementem u Waleriana Gwilii bądź Domagoja Antolicia, wciąż jednak mowa o korekcie taktyki, nie o rewolucji. W poprzednim sezonie Carlitos dobrze współpracował z Kasprem Hamalainenem. Fin jest inteligentnym piłkarzem, uzupełniał miejsce Hiszpana, gdy go w polu karnym nie było. Zdarzało się to dość często, teraz chcemy tego uniknąć. Obecna kadra daje również możliwość zmian w strukturze drugiej linii, nie mamy jednak czasu na tak dalece posunięte eksperymenty. W tym roku nie walczymy o Champions League, ale z ręką na sercu nie powiem, że miejsce Legii jest w Lidze Mistrzów. Zachowujemy pokorę, odpadaliśmy z pucharów z Sheriffem Tyraspol, z Dudelange, z Trnawą, niemniej na miejsce w Lidze Europy Legia zasługuje. Gdy jednak nie uda się awansować, nie ma potrzeby popadać w histerię, cały klub się nie przewróci. Być może przewróci się Vuković, ale nie Legia. Dwa lata temu nie awansowaliśmy do fazy grupowej europejskich pucharów i miało za chwilę klubu nie być, rok później sytuacja się powtórzyła. Legia nadal jest i zawsze będzie. Nie twórzmy mitów.

– Jakiego stylu przygotowań do sezonu jest pan zwolennikiem?
– Nie ma możliwości, żeby zespół korzystał z tego, co wypracował zimą. Końcówka poprzedniego sezonu pokazała, że drużyna potrzebowała kolejnych bodźców. Natomiast sposób przygotowań determinują daty rozpoczęcia i zakończenia rund oraz sezonów. I jest to duży problem polskiej piłki. W czołowych ligach europejskich zawodnicy po zakończeniu rozgrywek dostają miesiąc wolnego, wracają do klubu z wyczyszczonymi głowami, wypoczęci i mają kolejne półtora miesiąca na przygotowanie bazy fizycznej na cały następny sezon. To jest ich ogromna przewaga. W styczniu wystarczy im kilka dni odpoczynku i mogą grać od nowa. W Polsce taka możliwość nie istnieje, już na początku lipca startujemy w kwalifikacjach europejskich pucharów. Na to wpływu nie mamy, należałoby więc przestawić zwrotnicę na zimę i wtedy zrobić podbudowę fizyczną na cały rok. Ale też się nie da – liga kończy się przed świętami Bożego Narodzenia, a zaczyna już na początku lutego. Te daty wpływają na niską liczbę dni odpoczynku, ale również na natężenie, intensywność pracy zimą. Co z tego, że może chciałbym przeprowadzić przygotowania takie, jakie kiedyś Legii serwował Dragomir Okuka, skoro w polskiej lidze na takie podejście nie ma dziś miejsca. Za czasów Okuki kończyliśmy rundę jesienną pod koniec listopada, a wracaliśmy do gry w marcu. Piłkarz mógł odpocząć, zresetować głowę, po ponadmiesięcznym urlopie czuł głód piłki, treningu – był gotowy, aby przez miesiąc tylko biegać. Teraz to jest niemożliwe, piłkarz w polskiej lidze nie może przez miesiąc pracować wyłącznie nad przygotowaniem fizycznym, bo na nic więcej nie starczy czasu. Gdybym zaaplikował drużynie metody Drago, byłbym kompletnym idiotą – wszystko jedno czy zdecydowałbym się na to latem, czy zimą.

– W Ekstraklasie rozgrywanych jest za dużo kolejek?
– Polska liga najmocniejsza w Europie nie jest, ma wiele słabości, ale to, że w ostatnich latach tylko Legia i rzadziej Lech potrafiły sobie poradzić z tym intensywnym początkiem sezonu, nie jest przypadkiem. Brak awansów do faz grupowych nie odzwierciedla rzeczywistego poziomu ligi, nie jest ona aż tak słaba, jak wskazują wyniki w Europie. Z czegoś ten brak jednak wynika. Runda finałowa toczona jest w dużej intensywności, na przestrzeni około miesiąca rozgrywamy po siedem meczów. Krótki reset, za krótki, i wracamy do przygotowań, a w lipcu znów zespoły walczące w europejskich pucharach wskakują w rytm gry co trzy dni. Przed chwilą pod względem mentalnym wykańczał cię finisz sezonu, a po chwili znów jesteś pod dużą presją w Europie. W finale Ligi Mistrzów Liverpool nie był tym samym zespołem, co w końcówce sezonu Premier League. To była drużyna o połowę słabsza – pod względem fizycznym, wydajności zawodników. Liverpoolowi było na rękę, że w finale mierzył się z angielskim klubem, gdyż Tottenham też czekał trzy tygodnie na mecz. Dało się zauważyć zjazd, mówił o tym Juergen Klopp. Oglądając mecz, miałem myśl, że Liverpool jest w pewnym sensie Legią z początku sezonu. Z czymś podobnym spotykamy się w Polsce. Intensywnie kończymy ligę i bardzo szybko wchodzimy w najważniejsze mecze kolejnego sezonu, czyli te w europejskich pucharach. Polskie drużyny mają z tym problemy. 

– Przed nowym sezonem zmienia się nie tylko zespół Legii, ale też sztab szkoleniowy.
– Zabiegałem o zatrudnienie Aleksandara Radunovicia. Znam go całe życie, nie dlatego jednak chciałem go w Legii – wiem w jaki sposób rozumie piłkę, jest mi w stanie wiele dać. Jeśli chodzi o Janka Muchę, pomoże Krzyśkowi Dowhaniowi w pracy z bramkarzami, była to wspólna decyzja – klubu i moja. Pomysł narodził się w rozmowach z dyrektorem sportowym Radkiem Kucharskim i prezesem Dariuszem Mioduskim. W sprawie trenera przygotowania fizycznego byłem otwarty na propozycję klubu, o Łukaszu Bortniku wiedziałem już coś wcześniej, a po pierwszych rozmowach nabrałem pewności, że to człowiek na właściwym miejscu. Nie zamykam się na nowe osoby, być może znajdziemy ludzi ze specjalizacjami, których dziś nikt nie ma w sztabie, ale jego trzon nie ulegnie zmianie. 

Żeby mówić o przyszłości, najpierw trzeba wrócić do przeszłości, do konferencji prasowej po ostatnim meczu sezonu. Powiedział pan, że obali niektóre mity, czyli które?
– Wokół Legii istnieją dwa światy – realny i wirtualny. Ja chcę kierować się realnym. Tym co widzę, czuję, wiem. Jest wiele sytuacji, gdy odbiór zewnętrzny różni się od rzeczywistości. Dla mnie najważniejsza jest prawda, a nie to co na zewnątrz, w świecie wirtualnym, może zostać odebrane lepiej. 

– Na konferencji padły też słowa o dokonaniu oczyszczenia, czy przypadkiem nie skupiło się ono na Michale Kucharczyku, o odejściu innych zawodników mówiło się, z Kucharczykiem klub rozmawiał o przedłużeniu kontraktu?
– Gdyby chodziło tylko o Kuchego, powiedziałbym głośno, że nie chcę w Legii Michała, bo jest naszym problemem. Tak nie było. Niemniej jestem przekonany, że Kuchy będzie lepiej funkcjonował w nowym klubie niż w Legii. Dostanie nową motywację do pracy, będzie skupiał się na tym, w czym jest najlepszy. W Legii trenowałby i funkcjonowałby trochę inaczej.

– To znaczy?
– Nie byłby zmotywowany, skoncentrowany na sto procent. Skończmy z mitem, że Michał jest słabym piłkarzem. Nie jest. Słaby piłkarz nie strzela tylu goli w Legii. Tyle że właśnie w ostatnim sezonie zdobył bramek mniej. Nie wchodząc w szczegóły, odejście Michała z Łazienkowskiej będzie obustronną korzyścią – dla niego i dla Legii. Jako trener pewne rzeczy muszę przewidzieć, uznałem, że nie dostanę od Michała tyle, ile dostali trenerzy przede mną. 

Rekomendował pan rozstanie z Kucharczykiem?
– Tak, to żadna tajemnica. Podjęcie decyzji nie przyszło łatwo, wybierałem czy kierować się emocjami, legendą Kuchego, tym, że kilka rzeczy z nim przeżyłem, czy rozsądkiem. Postawiłem na chłodną ocenę, na to, czego potrzebuję w najbliższym sezonie. Cenię Michała dużo bardziej od osób, które udają teraz jego wielkich obrońców, a jeszcze miesiąc temu włączały największą szyderę na jego widok. Jestem jednak tak mocno przekonany o słuszności mojej decyzji, że nie mogłem zachować się inaczej.

– Dostało się też panu za słowa o tym, że w Legii trzeba zapier…, ale nie za bardzo rozumiem dlaczego.
– Niektórzy eksperci przez całą karierę jechali na wślizgach, a teraz mówią, że Legia powinna przede wszystkim grać w piłkę. Ja w trakcie kariery w piłkę grałem, nie byłem drewniany. Dla mnie gra w piłkę zawsze była najważniejsza i w roli trenera Legii też będzie. Nikt mi nie musi tego tłumaczyć. Po meczu z Zagłębiem powiedział o zapier…, aby tylko i wyłącznie podkreślić, że nieważne czy mecz toczy się o trzecie czy o siódme miejsce, założyłeś koszulkę Legii, to nie chcę widzieć apatii na boisku, nie chcę widzieć, że część zawodników nie szanuje tego, w jakim klubie gra. Chodzi o zaangażowanie piłkarzy. To jest przecież fundament. W Ekstraklasie nie widzę żadnego zawodnika, który jest takim piłkarskim kozakiem, że może angażować się w grę tylko wtedy, kiedy ma piłkę przy nodze. Jeżeli w trakcie gry nie zrobisz czegoś, o czym ci nie powiedziałem, pretensje będę miał wyłącznie do siebie, moja wina, ale jeśli nie robisz czegoś, co było wymagane, ja wtedy nie widzę zaangażowania. Wcześniej rozmawialiśmy o mojej trenerskiej filozofii, to właśnie ona, jest bardzo prosta.

– Kto jeszcze z Legii może odejść?
– Są zawodnicy pod kontraktami, których nie do końca widzę w Legii, w tym momencie nie przewiduję, że dostaną dużo szans do gry.

– Salvador Agra?

– Portugalczyk ma jedną wielką wartość. Jest w stu procentach profesjonalny, pracowity. Wiosną prowadziłem Legię w dziesięciu meczach, jednym z nielicznych zawodników, który nie dostał żadnej szansy był właśnie Agra. A mimo tego cały czas pracuje na wysokim poziomie. Nie jest piłkarzem, którego rekomendowałbym do opuszczenia Legii. Zresztą, właśnie Salvador jest dowodem na to, że dla mnie zapierd… nie jest wcale najważniejsze. Agra zapier…, ale minut nie dostaje. Innym przykładem jest Iuri Medeiros. O jego rozstaniu z Legią jest cicho, nie był tak istotny w historii Legii jak Kuchy, a to chłopak z niezwykłymi umiejętnościami piłkarskimi. Wiosną dostał kilka szans, aby pokazać, że jest w stanie pracować nad mentalnością. Pod względem wyszkolenia Medeiros powinien mieć miejsce w Legii, ale w wielu sytuacjach w trakcie gry ważniejsze jest czy pobiegniesz do piłki czy nie. Zwłaszcza w polskiej Ekstraklasie, tym naszym piekiełku.

– To ilu jest zawodników, których by pan chętnie wymienił?
– Na zgrupowanie w Austrii zabiorę zawodników, na których będę liczył w nadchodzącym sezonie, będzie to grupa, do której w większości nie będę miał zastrzeżeń. Jest szansa, że przed obozem dołączy do nas dwóch, trzech nowych piłkarzy.

– Na jakie pozycje?
– Potrzebujemy lewego obrońcy i dwóch skrzydłowych. Najwcześniej pod koniec lipca do gry w Legii wróci też Jose Kante, obecnie biorący udział w Pucharze Narodów Afryki. Jesteśmy już po rozmowie, Jose ma świadomość, że chcę go widzieć przy Łazienkowskiej. Natomiast największym wzmocnieniem ataku może być Jarek Niezgoda, bardzo liczę na tego chłopaka. Poważnie przyjrzymy się też Vamarze Sanogo – jedenaście bramek w spadającym z Ekstraklasy Zagłębiu Sosnowiec ma dużą wartość. 

– Brakuje panu lewego obrońcy i skrzydłowych, a na razie dostał pan od klubu środkowych: obrońcę i pomocnika.
– Ze skrzydłowych, z których korzystałem w poprzednim sezonie został tylko Dominik Nagy. Przynajmniej na razie został, gdyż Węgier wzbudza zainteresowanie innych klubów. Jestem w stałym kontakcie z Radkiem Kucharskim. Nie denerwuję się. Znam realia Legii, nie chciałbym, żeby doszło do, brzydko mówiąc, dojenia klubu, ze względu na to, że ja muszę mieć natychmiast zawodnika. Widzę piłkarzy na polskim rynku, którzy mogliby wzmocnić nasze boki, ale jeśli Legia ma być tym, który na siłę dofinansowuje innych, nie jestem tego zwolennikiem. O większą liczbę zawodników nie będę góry naciskał. 

– Na lewą obronę rozważaliście kandydaturę Mikkela Kirkeskova?

– Kirkeskov wpisuje się w profil zawodnika, którego poszukujemy na tą pozycję. Nie będę jednak mówił, jak niektórzy trenerzy: co to jest pół miliona euro? Mniej więcej tej wysokości klauzulę odejścia Duńczyk ma zapisaną w kontrakcie. Wypożyczając zawodnika do Piasta Gliwice, godzimy się dopłacać połowę jego pensji, jesteśmy dobrym wujkiem, tyle że później nie działa to w obie strony. Jako Legia musimy się szanować. 

– Na ile polityka transferowa jest zależna od pana, a na ile od dyrektora sportowego, na koniec to pan da twarz sukcesowi albo porażce, nie dyrektor?
– Trener jest najemnikiem. Dzisiaj jest, ale gdy jutro go nie będzie, klub nie może zostać z problemami w kadrze związanymi z decyzjami szkoleniowca. Mam dobry kontakt z Radkiem Kucharskim i Tomkiem Kiełbowiczem, mamy do siebie zaufanie, nie chcę narażać klubu na dodatkowe koszty czy wyskakiwać z zachciankami. Bezpośrednio transferami też nie chcę się zajmować, nie badam rynku, nie rozmawiam z menedżerami. Radek przedstawia mi kandydatów na daną pozycję, razem wybieramy najlepszego, każdy temat jest ze mną omawiany.

– Odejście Sebastiana Szymańskiego i niepewna przyszłość na Łazienkowskiej Radosława Majeckiego, w jego przypadku oferta nie do odrzucenia może pojawić się nagle, nie spędza pan snu z powiek w kontekście obowiązku wystawiania do gry młodzieżowca?
– Radek
jest jednym młodzieżowcem w Legii, który już regularnie grał. Przyglądamy się Kacprowi Kostorzowi, z pierwszym zespołem trenuje utalentowany Mateusz Praszelik. W kadrze musimy mieć czterech zawodników, spełniających wymogi młodzieżowca. 

– Jeśli odejdzie Majecki, młodzieżowca nie wystarczy w kadrze mieć, ktoś będzie musiał grać.
– Czy Radek odejdzie czy zostanie, liczymy się z tym, że i tak nie zawsze będzie miał miejsce w jedenastce – może doznać urazu lub pauzować za czerwoną kartkę. Chcę, żeby Radek został w Legii, ale nie chcę, aby myślał, że musi grać. Tak nie jest.

WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W AKTUALNYM (26/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024