40 lat minęło: Grzegorz Lato wspomina mundial ’74
Grzegorz Lato reprezentował Polskę w trzech finałach mistrzostw świata. Z dwóch mundiali – WELTMEISTERSCHAFT ’74 I ESPANA ’82 – przywiózł medale. Z tego pierwszego turnieju dodatkowo tytuł króla strzelców. Ech, łza kręci się dziś w oku na wspomnienie tych pięknych chwil… Właśnie mija 40 lat od pierwszego powojennego startu biało-czerwonych w czempionacie globu. Niezapomnianego, bo zakończonego wywalczeniem miejsca na podium.
ROZMAWIAŁ ADAM GODLEWSKI
Proszę darować, ale nawet nie podejmę się oceny, na którym mundialu byliśmy lepsi – w Niemczech czy może w Hiszpanii. Inne były już czasy, inna nasza drużyna, inne okoliczności przygotowań – mówi „PN” Lato, jedyny Polak, który zdobywał bramki w trzech mundialach i w sumie uzbierał okrągłą dziesiątkę. – Dla mnie osiągnięcie trzeciego miejsca w 1982 roku było równie cenne jak osiem lat wcześniej.
Tyle że nie został pan już królem strzelców.
W Hiszpanii inna była moja rola na boisku, także poza nim. Też ważna, ale zgodzę się, że to w Niemczech osiem lat wcześniej zapisałem się w historii tak, że już nikt mnie z niej nie wymaże. Po zdobyciu siedmiu bramek w turnieju finałowym nie ma na to szans. Proszę jednak przypomnieć młodszym czytelnikom, że w 1974 roku w Niemczech także tytuł wicekróla przypadł Polakowi. Drugi w klasyfikacji najskuteczniejszych był Andrzej Szarmach. We dwóch wbiliśmy wówczas rywalom aż 12 goli. To ponad dwa razy więcej niż cała nasza drużyna w dwóch startach w mundialach w XXI wieku.
(…)
Jak przeżywaliście mundial w Murrhardt?
Atmosfera całej imprezy była wspaniała, naprawdę niepowtarzalna. Niemcy zorganizowali turniej wszech czasów, co udzielało się wszystkim uczestnikom. My mieszkaliśmy 40 kilometrów od Stuttgartu i byliśmy królami miasteczka, w którym nas zakwaterowano. Kina, bary i wszystko, co chcieliśmy, były pootwierane tak długo, jak sobie życzyliśmy. Po powrocie, z reguły zwycięskim, lały się szampany, było naprawdę wesoło. Za każdym razem.
Ostro imprezowaliście w trakcie turnieju?
Piwko się wypiło zawsze po meczu. A nawet dwa, nikt nie był mnichem, nie będę przekłamywał historii. Trener Górski nie robił jednak żadnego problemu, pozwalał, żebyśmy się rozluźnili. Wymagał tylko, aby następnego dnia szybko wracać do normalnego rytmu. I nie miał problemu z utrzymaniem dyscypliny.
Cały wywiad przeczytacie w najnowszym numerze tygodnika Piłka Nożna
PilkaNozna.pl