2. Bundesliga jak Dziki Zachód
Jeśli po siedemnastu kolejkach o awans dalej realnie może walczyć czternaście drużyn, a różnice punktowe są takie, że co weekend wywraca się układ tabeli, to „wiedz, że coś się dzieje”. 2. Bundesliga wyjątkowo zadbała w tym roku o swoją atrakcyjność i nieprzewidywalność – kolejka po promocję jest dłuższa i ciaśniejsza niż do sklepów za czasów PRL.
fot. PressFocus
MACIEJ IWANOW
Portal Hessenschau przyrównał 2. Bundesligę do Dzikiego Zachodu, pisząc o niej „Wild West Liga”. Aż szkoda, że ostatnia kolejka nie odbędzie się wzorem klasycznych westernów – w samo południe, bo ciągłe przetasowania w układzie tabeli powodują, że emocje związane z awansem będziemy mieć zapewne do ostatnich minut sezonu. Jeśli obecna tendencja się utrzyma, 18 maja SOR-y w całych Niemczech będą przepełnione. Tradycyjnie w tym sezonie nie zawodzi też frekwencja. W czołowej krajowej piętnastce jest aż osiem drugoligowych klubów, a Schalke zamyka podium, ustępując tylko Borussii Dortmund i Bayernowi Monachium. Tylko jeden klub w 2. Bundeslidze ma średnią poniżej dziesięciu tysięcy, a i to minimalnie (SV Elversberg – 9276). Podobnie imponująco prezentują się liczby wyjazdowe, gdzie prym naturalnie wiodą Schalke, Koeln (dwie najlepsze drużyny w całych Niemczech) i HSV. Ta liga zasługuje na specjalne uznanie.
KOZIOŁKI ZNOWU BRYKAJĄ
Tegoroczna zima w Koeln jest znacznie przyjemniejsza niż poprzednia. W 2023 roku na klub spadły wszystkie plagi egipskie z zakazem transferowym, odejściem Steffena Baumgarta i kontuzją Daviego Selke na czele. Przed startem nowego sezonu przed spadkowiczem wieszczono czarne scenariusze – wspominano nawet o możliwej walce o utrzymanie. Początek rozgrywek może nie był zły, ale za to bardzo chaotyczny. Coś przeskoczyło przy okazji pucharowego zwycięstwa nad Kilonią. Od tego momentu Koziołki wygrały sześć z siedmiu ligowych spotkań, dorzucając awans do ćwierćfinału Pucharu Niemiec. Dyrektor sportowy, Christian Keller, w podsumowaniu jesieni stwierdził, że trzydzieści punktów było cichym celem na rundę jesienną. Wprawdzie udało się go przebić o punkt, ale chyba nikt w Kolonii nie spodziewał się, że wystarczy to do mistrzostwa jesieni. Ba, od czasu gdy w 1995 roku wprowadzono zasadę trzech punktów za zwycięstwo, żaden jesienny mistrz 2. Bundesligi nie miał mniej punktów. Tylko Alemannia Akwizgran w 2003 i Mainz w 2008 miały tyle samo. Przy takiej ciasnocie w tabeli, trzy punkty przewagi nad miejscem barażowym to już spory handicap przed wiosennym startem.
Drugim równie ważnym i dobrym prognostykiem jest odwieszony zakaz transferowy, dzięki któremu Keller będzie mógł zimą się wykazać, zwłaszcza że najprawdopodobniej już teraz straci najlepszego strzelca Tima Lemperle, który przeniesie się do Hoffenheim. Największym zwycięzcą rundy jesiennej jest z pewnością trener Gerhard Struber. Od czasu zatrudnienia był nieustannie pod presją, a przed zwycięską serią znajdował się na gorącym krześle. – Momentami byłem piorunochronem, ale fakt, że wspólnie przetrwaliśmy słabszy etap, dał nam siłę. Wygrane z Kiel i później z Herthą były kluczowymi momentami, były jak odkupienie – mówił w rozmowie z „Koelner Stadt-Anzeiger”.
NIEPASUJĄCE ELEMENTY
Zabawa zaczyna się poniżej Koeln. Pomijając HSV na trzecim miejscu, pozycje 2-6 okupują zespoły, których obecności tutaj nie przewidziałby nikt. Ot, niepasujące elementy w układance wielkich mocarstw. Wicemistrzostwo jesieni zdobył Karlsruher SC dzięki fenomenalnej formie gruzińskiego napastnika Budu Zivzivadze i jego dwunastu bramkom. Z końcem roku badeński klub otrzymał jednak potężny cios, bo zawodnik postanowił przenieść się do Heidenheim. Niemniej w Karlsruhe praca Christiana Eichnera przynosi wymierne rezultaty, zwłaszcza gdy popatrzymy na letni masowy exodus. Nikt nie wiedział, na co będzie stać KSC, a ten stał się klubem gwarantującym spektakle. Odejście Zivzivadze zaboli i jeśli szybko nie znajdzie się solidny zastępca, marzenia o końcowym sukcesie będą ciężkie do zrealizowania, ale rządy Eichnera charakteryzuje konsekwencja. Rozwija podopiecznych, dzięki niemu Marvin Wanitzek stał się jednym z najlepszych piłkarzy w lidze. Kto wie czy w drugiej połowie sezonu nie eksploduje podobnie Fabian Schleusener, który już teraz rozgrywa znakomity sezon i zastąpi Gruzina.
Tuż pod podium melduje się największa sensacja tego sezonu, czyli SV Elversberg. Kolejka po kolejce wraz z władzami Elversbergu zadajemy sobie pytanie: jak daleko może zajść wiejski klub? I kolejka po kolejce ten klub ciągle zaskakuje. W tegosezonowym portfolio ma już wygrane z wielkimi ligowymi firmami. Objawieniem jest wypożyczony z Hoffenheim 22-letni Fisnik Asllani, który zdobył już dziesięć bramek. Nic dziwnego, że chętnych na jego usługi i to już zimą jest wielu.
Magdeburg już oficjalnie i na dobre przestał kojarzyć się tylko i wyłącznie z piłką ręczną. 50 lat po triumfie w Pucharze Zdobywców Pucharów saksoński klub znowu zachwyca. Pytany o sekret dobrych wyników trener Christian Titz odpowiedział: – Nie przegrywaj meczów. Ktoś powie, że Ameryki nie odkrył, ale faktem jest, że Magdeburg przegrał tylko trzykrotnie – najmniej w lidze wraz z HSV i Paderborn. Mimo iż Magdeburg już ma za sobą najlepszą drugoligową rundę jesienną w swojej historii. – Nikt nie może być jeszcze usatysfakcjonowany – mówi jednak w rozmowie z „MDR” Baris Atik.
Komplet niespodzianek kończy Paderborn, w którym największą gwiazdą jest urodzony w Gliwicach trener Łukasz Kwasniok. Już był niedawno mocno łączony z HSV, a po sezonie również nie zabraknie na niego chętnych. W Paderborn zdecydowanie się już zasiedział, sam zresztą zauważył, że nie zrobi tu kolejnego kroku do przodu, publicznie krytykując zespół po grudniowym kryzysie. – Odkąd tu jestem, co pół roku zdobywamy od 24 do 29 punktów. Zawsze jesteśmy na granicy. Ale po prostu mamy problem z jakością, żebyśmy mogli utrzymać się na szczycie – mówił w rozmowie z Transfermarkt.
TERCET EGZOTYCZNY
Jeśli w lidze dzieje się coś kontrowersyjnego, jeśli zapada dziwna decyzja personalna lub ktoś się kompromituje na boisku, w ciemno można obstawiać jednego z tych trzech ancymonów – HSV, Hannover 96 bądź berlińską Herthę. Jaki kraj i liga, taki tercet egzotyczny. HSV skończył rundę jesienną na trzecim miejscu. Absurdalnym wręcz faktem jest, że przez całą kadencję Steffena Baumgarta ani razu nie plasował się na miejscu dającym bezpośredni awans. Jego następca, Merlin Polzin, dokonał tego od razu w następnej kolejce. Długie tygodnie trwała dyskusja nad nowym trenerem, aż w końcu dyrektor sportowy Stefan Kuntz postanowił nie dokonywać rewolucji i powierzył misję awansu 34-letniemu Polzinowi. HSV potrzebuje odrobiny magii, więc kto jak nie Merlin?
Z jednej strony punktowo była to najgorsza jesień w wykonaniu hamburczyków odkąd spadli do drugiej ligi, z drugiej – pozycja wyjściowa jest dobra, a mając w pamięci, że HSV zawsze jedną rundę miał dobrą, a drugą słabą to perspektywa udanej wiosny jest bardziej niż realna. Indywidualnie nie zawiódł Davie Selke, który pod nieobecność kontuzjowanego Glatzela jest najlepszym strzelcem i wiosną będzie parł po tytuł króla strzelców. Pelzin ma nad czym pracować, bo w wielu elementach HSV prezentuje się słabo. Wprawdzie traci najmniej piłek na mecz w całej lidze, ale blisko połowa ze strat odbywa się na własnej połowie, co już jest najwyższym odsetkiem w stawce. Drugą największą bolączką jest nieistniejący kontratak. Jesienią piłkarzom HSV nie udało się odzyskać ani jednej piłki w ciągu pięciu sekund od jej straty. Problemy mają także przy stałych fragmentach, które są z reguły nieszkodliwe dla rywali. A w drugą stronę to powodują już palpitacje serca wśród kibiców.
Hannover 96 traci do baraży zaledwie punkt, ale mimo to postanowił już teraz zmienić trenera. Stefan Leitl musiał odejść po 2,5 roku pracy. Na pierwszy rzut oka ruch wydawał się nielogiczny, ale szkoleniowiec musiał zapłacić za permanentną niestabilność, wyjazdową indolencję oraz błędne decyzje taktyczne. Hannover zagrał va banque, ale biorąc pod uwagę, że każdy traci w tym sezonie punkty z każdym, to nie będzie łatwiej awansować do Bundesligi. Trzeba chociaż na chwilę utrzymać rytm. Tyle i aż tyle. A zadania podjął się stary znajomy Andre Breitenreiter. Wychowanek, członek legendarnej drużyny z 1992 roku, a przede wszystkim autor awansu w 2017 roku. Wtedy sytuacja była podobna. Hannover po dwudziestu kolejkach tracił punkt do baraży, dwa punkty do drugiego miejsca i Breitenreiter zastąpił Daniela Stendela, prowadząc Die Roten do upragnionego celu. Hannover ma kilka mocnych stron – z Ronem-Robertem Zielerem na czele – bez wątpienia najlepszym bramkarzem tego sezonu, ale kadra nie jest optymalna. Brakuje snajpera, brakuje playmakera, a nie zapowiada się, by zimą dyrektor sportowy Marcus Mann wystrzelił transferowe fajerwerki. Największą siłą drużyny jest domowa dyspozycja. Na Niedersachsenstadion przegrała tylko raz.
Dwunaste miejsce Herthy po rundzie jesiennej to katastrofa. Nie warto nawet wspominać, że oczekiwania były zgoła odmienne, to oczywiste. Cristian Fiel miał w odróżnieniu do swojego poprzednika wdrożyć dominującą, ofensywną i odważną piłkę. Nic z tego nie wynikło. Powolne tempo gry i przewidywalne konstruowanie akcji to woda na młyn dla rywali. – Osiem razy Hertha przebiegła mniej kilometrów na boisku niż przeciwnicy. Dwukrotnie była lepsza, bo grała w przewadze… Z tych dziesięciu spotkań Hertha przegrała siedem razy, dwa razy zremisowała i tylko raz udało się jej odnieść zwycięstwo – czytamy w raporcie „RBB24”. Bez pressingu, bez kondycji, bez zespołowego wysiłku wiosną nie będzie lepiej niż w pierwszej części sezonu. Oczywiście Fiel może narzekać na stan kadry, która nie została poprawnie zrekompensowana po odejściach Kempfa i Tabakovicia, oraz przetrzebiające kontuzje – przede wszystkim Fabiana Reese. Wydawało się, że najjaśniejszym punktem drużyny będzie Michael Cuisance, ale tak jak do dziesiątej kolejki uzbierał cztery bramki i cztery asysty, tak potem stał się niewidzialny. Mimo fatalnej jesieni, kibice Herthy nie tracą nadziei – zwłaszcza że styczniowo-lutowy terminarz jest dość optymalny.
JESZCZE ŻYJEMY
Schalke ma za sobą obfitą w turbulencje rundę jesienną, ale na sam koniec wydaje się, że wreszcie coś wyraźnie drgnęło. Początki trenera Van Wonderena bardzo złe. Pierwsze zwycięstwo – i to z czerwoną latarnią – odniósł dopiero w swoim piątym meczu. Po pucharowej porażce z Augsburgiem siedział na gorącym krześle, kolejna zmiana na stanowisku nie byłaby zaskoczeniem. A mimo to wytrzymał i zaczął punktować. Z ostatnich siedmiu spotkań przegrał tylko jedno, a w grudniu wygrał na wyjazdach w Paderborn i Elversbergu, na terenie których potknęła się połowa ligi. Sytuacja w tabeli jest na razie taka, że o podłączeniu się do walki o awans mowy na razie nie ma, ale wykluczyć tego też absolutnie nie można. Zwłaszcza że jeśli zespół podtrzyma dobrą formę, to styczeń ma obowiązek skończyć z kompletem punktów.
Zmiana trenera pomogła też w Darmstadt. Spadkowicz po czterech kolejkach plasował się na przedostatniej pozycji, po czym Florian Kohfeldt sprawił, że drużyna nie tyle zaczęła grać, co zaczęła grać wręcz niezmiernie efektownie – czterokrotnie zdobywała po pięć bramek. Gdyby nie absurdalna porażka w ostatniej kolejce z Regensburgiem, w tej chwili traciłaby do barażu zaledwie punkt. Odrodzony Darmstadt zdecydowanie może być czarnym koniem rundy wiosennej.
Fortuna Duesseldorf jeszcze żyje, ale co to za życie… Po dziesiątej kolejce prowadziła w tabeli, by jesień skończyć na ósmej pozycji. Przez pierwszą część rundy była głównym faworytem do awansu, będąc maksymalnie efektywną. Ale gdy w ostatnich ośmiu meczach wygrywa się tylko raz… Cieszy dobry indywidualny wynik Dawida Kownackiego. W grze o ligowy tron pozostaje również Kaiserslautern. Czerwone Diabły mają za sobą całkiem udaną rundę jesienną – po piętnastu kolejkach plasowały się nawet na drugim miejscu. Były spore obawy jak w wymagającym środowisku zaadaptuje się trener Markus Anfang, ale test semestralny zdał i to na czwórkę. Kolejny szybki wzrost nikogo nie zdziwi, bo początkowy terminarz jest wymarzony. Palatynat znowu wierzy, Betzenberg płonie, a jego ubezpieczeniem na życie był Ragnar Ache ze swoimi dziewięcioma bramkami, z których praktycznie każda była kluczowa dla końcowego wyniku.
Dopiero jedenasta pozycja Norymbergi może budzić rozczarowanie, ale w klubie doskonale wiedzą, co było przedsezonowym celem – spokojny sezon pozwalający się rozwinąć na przyszłość. Niemniej, może boleć, bo gdyby nie kilka niepotrzebnych wpadek, sytuacja sugerowałaby coś więcej, choć to samo może powiedzieć każda drużyna w tej zwariowanej lidze. Dla kibiców FCN najważniejsze były jednak wygrane aż 4:0 Frankenderby. To również 1. FC Nuernberg było autorem zwycięstwa 8:3 nad Regensburgiem. Miroslav Klose ma młody zespół, często wręcz naiwny, ale z biegiem czasu zaczął prezentować atrakcyjny i dojrzalszy futbol. Taki jest urok 2. Bundesligi – w każdym zespole można znaleźć powód, dla którego warto włączyć telewizor. Równie interesująco i desperacko będzie wyglądać rywalizacja o utrzymanie pomiędzy beniaminkami a Eintrachtem Brunszwik.
KOWNACKI I… CAŁA RESZTA
Polska kolonia w 2. Bundeslidze nie ma szczególnych powodów do radości po rundzie jesiennej. Tylko Łukasz Poręba ze swoim HSV znajduje się na miejscu barażowym. Ale mimo iż Steffen Baumgart go cenił, to był tylko stałym rezerwowym – zaledwie dwa razy wyszedł w pierwszym składzie w lidze. Polzin wychodzi z tego samego założenia. A już niedługo do gry po kontuzji wróci Ludovit Reis i sytuacja Polaka może ulec pogorszeniu. Damian Michalski stracił pierwszą połowę rundy w Fuerth. Gdy wrócił do pierwszego składu, to na grudniową końcówkę znowu został zdegradowany do roli rezerwisty. 26-latek po poprzednim, w miarę udanym sezonie mógł mieć inne oczekiwania. Na berlińską falę kontuzji załapał się Michał Karbownik. Zdrowy grał w pierwszym składzie i był pewnym wyborem Cristiana Fiela, ale przez urazy stracił aż osiem spotkań. Na pocieszenie, wrócił do gry w ostatnim jesiennym meczu z Hannoverem. Początkowo rezerwowy Marcin Kamiński w listopadzie wrócił do łask i znowu gra w Schalke od deski do deski. Ale to tak naprawdę koniec dobrych wiadomości. Kontrakt Kamińskiego został przedłużony tylko dzięki klauzuli, paradoksalnie jednak cieszy się zaufaniem trenera Van Wonderena kosztem Tomasa Kalasa. A że odkąd Polak wrócił do pierwszego składu Schalke przegrało tylko jeden mecz, to…
W Hannoverze zgodnie z zapowiedziami pewne miejsce w składzie ma Bartłomiej Wdowik. Polak miał świetne wejście i w pierwszych kilku meczach był czołowym zawodnikiem zespołu. Ba, od razu też zaliczył dwie asysty. Kibice zaczynali się nad nim rozpływać, bo pozycja lewego obrońcy jest w stolicy Dolnej Saksonii od dawna bardzo newralgiczna. Im dalej w las, tym jednak gorzej – coraz częściej Wdowikowi brakowało przebojowości. O ile na początku wydawało się, że H96 skorzysta z opcji wykupu zawodnika z Bragi, tak teraz jest to mocno wątpliwe. Bez wątpienia więc indywidualnie najlepiej spisał się Kownacki. I choć jego Fortuna Duesseldorf gra poniżej oczekiwań, on sam cieszy się niesłabnącym zaufaniem Daniela Thioune. Polak zdobył pięć bramek i dołożył dwie asysty, udowadniając, że 2. Bundesliga jest jego naturalnym środowiskiem.