Przejdź do treści
10 kluczowych wydarzeń w Serie A 2021-22

Ligi w Europie Serie A

10 kluczowych wydarzeń w Serie A 2021-22

Sezon, który zaczęła dumnie jako liga mistrzów Europy, a na koniec musiała rumienić się za brak awansu na mistrzostwa świata, tylko z tego tytułu musiał być niezwykły. A pośrodku było co najmniej dziesięć innych powodów wartych zapamiętania.



W telegraficznym skrócie było tak: mistrzem został wicemistrz z poprzedniego sezonu, który tak jak tamten mistrz, teraz usadowiony na drugim miejscu, czekał na tytuł 11 lat. Po raz ósmy w historii oba mediolańskie kluby finiszowały na dwóch pierwszych pozycjach. Piąty razy układ wyglądał lepiej dla Milanu. Za to obie ekipy zrównały się pod względem ogólnej liczby wygranych mistrzostw – po 19. Na podium Napoli podmieniło Atalantę, która po pięciu latach nie pokaże się w Europie. Z najmniej wartościowego pucharu na europejskiej scenie Jose Mourinho uczynił przedmiot największego pożądania, który Roma skonsumowała. Przy okazji warto zaznaczyć, że w ostatniej pięciolatce żaden inny włoski klub nie rywalizował tak często na poziomie półfinałów i finału, jak właśnie rzymianie. Na samym dole znalazła się Venezia i jako jedyny beniaminek oddaliła się w kierunku Serie B. Nigdy tak mało (punktów), nie dało tak dużo ostatniemu z utrzymanych.

10. Powrót starszych panów

Trio Silvio Berlusconi – Adriano Galliani – Ariedo Braida stało kiedyś za sukcesami Milanu i to w nieporównywalnie większym stopniu niż teraz Paolo Maldini – Frederic Massara – Ivan Gazidis. A że nic nie trwa wiecznie, to i ich drogi się rozeszły i oddali Milan w cudze ręce. Być biernymi obserwatorami piłkarskiej teraźniejszości i wieść życia emerytów nie zamierzali. Po zagranicznych wojażach Braida wziął się za budowanie Cremonese i jak przystało na futbolowego inżyniera wysokiej klasy na efekty swojej pracy nie kazał długo czekać: klub z Lombardii świętował awans po 26 latach. Papużki nierozłączki, Berlusconi z Gallianim sięgnęli po Monzę po sąsiedzku (niedaleko stoi willa Silvia) i z sentymentu (z tych okolic pochodzi Adriano). W 2018 roku grała w dolnych rejonach trzeciej ligi i kosztowała ich niecałe 3 miliony euro, od razu nie zmajstrowali awansu, ale po dwóch latach wprowadzili w szeregi Serie B. Kolejna przeszkoda wydawała się o tyle trudna do pokonania, że w trwającej od 1912 roku historii Monza nigdy wyżej nie podskoczyła. Żaden klub nie spędził więcej sezonów na zapleczu, nieosłodzonych przynajmniej jednym awansem. W przypadku Monzy uzbierało się 50 takich sezonów. Nic dziwnego, że mówiło się o drugoligowej klątwie. I o tym mieli się przekonać starsi panowie dwaj. Za pierwszym podejściem Monza odpadła w play-offach, mimo że miała w kadrze takie gwiazdy jak Mario Balotelli i Kevin-Prince Boateng. Za drugim – też coś złowieszczego wisiało w powietrzu. W ostatniej kolejce wystarczyło jej przecież zremisować z Perugią, po czym rozpocząć fetę. Porażka zepchnęła do baraży. Po wielu dramatach i dogrywce udało się pokonać Pisę. Czteroletnie rządy kosztowały Berlusconiego 70 milionów euro.

9. Drągowski razy 85

W przełomowym dla siebie sezonie w bramce Empoli zdarzyło mu się bronić jak w transie z Atalantą, kiedy stawił opór 47 strzałom rywali. Tym razem jego praca z tą samą Atalantą polegała głównie na grze nogami. Zaliczył 85 kontaktów z piłką. Więcej niż jakikolwiek zawodnik z pola. Najwięcej odkąd statystycy z Opta prowadzą tego rodzaju obliczenia. Od przykładu Polaka, który w tym sezonie niespecjalnie czymś więcej się wyróżnił, można wyjść do ogólnego wniosku na temat, jak bardzo zmieniła się taktyka w Serie A. Wszyscy poszli za europejską modą i forsowali rozgrywanie od tyłu. Na pograniczu ryzyka, często na siłę i za cenę błędów. Najwyższą zapłacił Inter. Wpadka Ionuta Radu, który tylko na ten jeden mecz zastąpił Samira Handanovicia, kosztowała porażkę w zaległym meczu z Bologną i nie pozwoliła odrobić dystansu do Milanu.

8. Zieliński + Żurkowski = Zalewski

Liczy się ostatnie wrażenie wsparte czymś konkretnym i również dlatego Nicola Zalewski wywarł tak duże wrażenie. Największe z Polaków występujących w tym sezonie. Pierwsza runda należała do Piotra Zielińskiego. Grał równo na dobrym poziomie, zbierał liczby do punktacji kanadyjskiej, od czasu do czasu odpalił fajerwerki. Najwyższy pik, który osiągnął z Barceloną na Camp Nou w Lidze Europy, okazał się też początkiem jego stromego zjazdu. Chyba jeszcze nigdy tak długo nie leciał w dół. Wypadł z podstawowego składu, pod jego adresem kierowano pretensje o zmarnowaną szanse na scudetto. Natomiast Szymon Żurkowski powoli, ale systematycznie wchodził na coraz wyższe obroty w Empoli. Wyrobił sobie nazwisko i pozycję. Czas Zalewskiego nastał z początkiem wiosny. Wtedy, kiedy coraz mniej wierzył, że zagra u Mourinho, a już w ogóle nie brał pod uwagę, że zagra na pozycji wahadłowego. On przecież urodził się fantasistą. W juniorach dostrzegali w nim następcę Francesco Tottiego. Gdzie Portugalczyk kazał, tam biegał i zdobywał doświadczenie oraz pewność siebie. Kiedy co trzeba nauczył się wykonywać jak trzeba, to dodawał coś od siebie i wychodziło pięknie. Miał asysty, wygrał Ligę Konferencji, zabrakło tylko gola. Na niego przyjdzie pora w następnym sezonie.


7. Pellegrini z Juventusem

Ustawił piłkę na tyle daleko od bramki, że Szczęsny mógł jego przymiarkom przyglądać się ze względnym spokojem. Pomocnik Romy musiał kopnąć z odpowiednią siłą i zegarmistrzowską precyzją, żeby osiągnąć swój cel. I zrobił to. Lepiej z rzutu wolnego niepodobna było strzelić. Z tamtym meczem i golem wiążą się dwa paradoksy. Pierwszy – jak można było tak fenomenalnie zachować się przy rzucie wolnym i tak beznadziejnie przy rzucie karnym, dzięki któremu Roma mogła doprowadzić do wyrównania. Drugi – Pellegrini trafił na 3:1 dla Romy, a skończyło wygraną Juventusu 4:3.

6. Karne Szczęsnego i Insigne

Wspomniany wyżej rzut karny na Stadio Olimpico był drugim z rzędu obronionym przez bramkarza Juventusu. Wcześniej wygrał pojedynek z Jordanem Veretout, też z Romy. Skompletował karnego hat-tricka w meczu z Sampdorią, kiedy nie dał się pokonać Andrei Candrevie. Robiło się tym ciekawiej, że cztery jedenastki z rzędu obronił w Serie A tylko Emiliano Viviano, który swego czasu nosił piłki za Szczęsnym i Łukaszem Fabiańskim w Arsenalu. Nadszedł mecz z Interem i do pojedynku stanął Hakan Calhanoglu. Turek strzelił, Polak obronił, w wyniku powstałego zamieszania piłka jednak wpadła do bramki. Zanim to nastąpiło sędzia użył gwizdka, zauważając faul, którego nie było. Trzeba więc było jakoś wyjść z twarzą z niezręcznej sytuacji, w czym pomógł VAR, który dowiódł, że w momencie strzału któryś z graczy Juve tkwił nogami w polu karnym. Zatem całość nadawała się do powtórki. Calhanoglu nie pomylił się za drugim razem i z wyrównania przez Szczęsnego rekordu wyszły nici. Natomiast aż cztery pudła zdarzyły się Insigne (historyczny prymat to pięć i dzielą się nim Francesco Totti i Paulo Barreto). Mimo to zachłannie zabierał się za wykonywanie rzutów karnych. W sumie 13 razy, a nawet 14, ponieważ za ostatnim sędzia na jego szczęście i korzyść zarządził powtórkę, z której strzelił swojego ostatniego gola w Serie A przed wyjazdem na kontrakt do Toronto.


5. Finał Pucharu Włoch

Był ostatnią szansą na uratowanie sezonu dla Juventusu. Już podchodząc do meczu z Interem, Massimiliano Allegri wiedział, bo mu to gorliwie wypominano, że spisał się gorzej od swojego poprzednika. Z Pirlo Stara Dama zdobyła więcej punktów w lidze i dwa krajowe trofea, z Allegrim mogła już tylko jedno. I była blisko, prowadziła 2:1 i współtworzyła piękne widowisko zakończone dogrywką. W niej siła fizyczna i techniczna Interu wzięła górę.

4. Pan Nicola w jednym bucie

To nie miało prawa się udać. Zgoda, ale temu trenerowi miało. Człowiek od misji specjalnych. Włoski James Bond, a w wersji dla dzieci lepszy niż strażak Sam. To pokazał w Crotone, Genoi i Torino, gdzie dostawał zlecenia na utrzymanie i bez zarzutu je wykonywał. Do Salerno zaprosili go w lutym. Salernitana leżała na ostatnim miejscu i cud, że w ogóle oddychała. 31 grudnia o północy mijało postawione jej ultimatum: albo nowy właściciel (Claudio Lotito z Lazio nie mógł mieć udziałów w dwóch klubach), albo koniec jazdy. Za pięć dwunasta przeszła w ręce Danilo Iervolino i dopiero jazda się zaczęła. Nowy dyrektor sportowy Walter Sabatini na cito stworzył nową armię i wybrał nowego generała. A jego plan opierał się na haśle: wierzyć mimo wszystko. Żeby niemożliwe się udało, to Nicola w pierwszej kolejności wychodził ze skóry i z obuwia. Zdjęcie, na którym dzierży but w dłoni, który w przypływie złości zerwał z nogi i którym zamachnął się na swojego piłkarza, stało się symbolem determinacji, pasji i sukcesu, który cudem był. By za niego podziękować, trener ruszył w pieszą pielgrzymkę do Watykanu. 270 kilometrów. W pełnym obuwiu.

3. Padre Pio(li)

De facto nie osiągając szczytu, osiągnął go w poprzednim sezonie. Wydawało się, że wyżej drugiego miejsce nie da się wejść z tym Milanem. Nawet powtórzyć było trudno, bo Juventus z Allegrim, bo Napoli ze Spallettim, bo Roma z Mourinho, a Atalanta ciągle głodna i Inter poza zasięgiem. Dokonał tego i dla wyznawców Milanu stał się święty za życia, a dziennikarze poczęli pisać jego hagiografie. Jak to był zdolnym piłkarzem, którego świetnie zapowiadającą się karierę w Juventusie wyhamowały kontuzje, jak to w Lazio i Interze zebrał mniej niż zasiał, jak to z wyczuciem zarządzał Fiorentiną w obliczu nagłej śmierci Davide Astoriego, jak to generalnie dobrym trenerem był już wcześniej, tylko wyników nie miał. W końcu fortuna uśmiechnęła się do niego. W Milanie nawet kilka razy. Fortuna była znana z imienia i nazwiska i nazywała się Zlatan Ibrahimović. To Szwed swoim przyjściem w styczniu 2020 roku i wpływem na drużynę sprawił, że Pioli utrzymał się na powierzchni.

2. Serra w rękach Rebicia

Kamery pokazały tylko część prawdy. Też piękną. Pełen pokory sędzia w otoczeniu piłkarzy Milanu, których zrozumiała wściekłość zamieniła się na widok kompletnie rozbitego swoją pomyłką arbitra we współczucie. Ante Rebić podbiegając z zamiarem uduszenia, chwycił jego twarz w dłonie, wywiązała się w miarę spokojna dyskusja. O tym dlaczego Marco Serra dmuchnął w gwizdek i przyznał rzut wolny Milanowi, choć piłka doszła do Messiasa, który momentalnie strzelił nie do obrony. Należało zastosować przywilej korzyści. Fałszywy gwizdek go unieważnił. Ten błąd zabrał rossonerim zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry. Na domiar złego w ostatniej akcji meczu Spezia wyprowadziła kontratak i to ona wygrała. Później skruszony winowajca odsłonił całą prawdę, opowiadając o wspaniałym zachowaniu piłkarzy Milanu w szatni: słowach otuchy od Zlatana, przyjacielskim cmoknięciu w policzek od Alessandro Florenziego i tym podobnych gestach. Przez moment wszyscy ujrzeli w sędzim człowieka. Szybko wszystko wróciło do normy i każdy z nich był wrogiem publicznym numer 1.

1. Podróż Hernandeza

W 1996 roku po rzucie rożnym Verony piłkę we własnym polu karnym przejął George Weah. Nie zastanawiając się ruszył z nią do przodu. Na dystansie 85 metrów nie dał się nikomu zatrzymać. San Siro zobaczyło i zapamiętało wyjątkowego gola. Niepowtarzalnego. Theo, którego wtedy jeszcze na świecie nie było, miał inne zdanie i stworzył akcję jeśli nie piękniejszą (to zawsze rzecz gustu), ale porównywalną z oryginałem. Z zuchwałych rajdów już był znany w całej lidze. Biada temu, kto stanął mu na drodze, ale z Atalantą wybrał się w prawdziwą podróż w nieznane. Wszedł w posiadanie piłki tuż przed własnym polem karnym i zdecydował się na rajd środkiem, gdzie czekało najwięcej zasieków. Okazało się, że nie napotkał ich dużo, a z nielicznymi sobie poradził. Trochę gęściej zrobiło się przed drugim polem karnym, wybrnął i z tego i jeszcze na dokładny strzał starczyło mu sił. Na 93 metry obliczona została ta podróż i wywołała niejeden uśmiech.

TOMASZ LIPIŃSKI

TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (23/2022)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024