W drugim sobotnim meczu La Liga Real Madryt pokonał Getafe. Królewscy uczcili tym samym czwartą rocznicę zatrudnienia Zinedine’a Zidane’a w roli szkoleniowca stołecznego klubu.
Zidane jest najbardziej utytułowanym szkoleniowcem Królewskich w ostatnich latach. (fot. Reuters)
Czwarty stycznia 2016 roku był jednym z najważniejszych dni w najnowszej historii hegemona z Santiago Bernabeu. Żadne trofeum nie trafiło wówczas do bogatej gabloty, a madrytczycy nie ogłosili sprowadzenia kolejnego Galactico. Opiekę nad drużyną przejął natomiast były gracz wielkiego formatu, który miał niebawem zapewnić Realowi szereg laurów.
Był nim oczywiście Zinedine Zidane. Chyba nawet sam Francuz nie spodziewał się, co czeka jego nowych podopiecznych w najbliższych latach. Dziś wiemy, iż był to jeden z najbardziej owocnych pod względem zdobytych trofeów okres klubu na przestrzeni kilku ostatnich dekad.
W czasie niespełna czteroletnich rządów byłego pomocnika, który wraz z odejściem Cristiano Ronaldo zrobił sobie przerwę od futbolu, Królewscy sięgnęli po trzy Ligi Mistrzów z rzędu, dwa Superpuchary Europy, dwa tytuły Klubowego Mistrza Świata, mistrzostwo, a także Superpuchar Hiszpanii. Rozegrali w tym czasie 184 spotkania, wygrywając 122 z nich. Dziś dorzucili z kolei triumf numer 123.
Rywal nie był może przeciwnikiem z najwyższej półki, lecz zlekceważenie jego możliwości byłoby bardzo nieroztropne. W końcu Getafe to nie tylko siódma siła obecnego sezonu La Liga, ale też uczestnik fazy pucharowej Ligi Europy, w której za półtora miesiąca zmierzy się z rewelacją poprzedniej edycji Ligi Mistrzów – Ajaxem. I o ile piłkarze Zizou podeszli do wyzwania poważnie, o tyle zespół Jose Bordalasa postawił im niezwykle twarde warunki.
Starczy wspomnieć, że poza jednym momentem, pierwsza połowa meczu odbyła się pod dyktando gospodarzy. Ci nie pozwalali Benzemie i spółce na swobodne rozgrywanie piłki, zakładali wysoki pressing i nie bali się pojedynków fizycznych. Gdyby nie kapitalna dyspozycja Thibauta Courtoisa, ich starania przyniosłyby dwie bramki. Belg jednak najpierw obronił próbę Mauro Arambarriego ze skraju pola karnego, a w doliczonym do pierwszej połowy czasie gry fenomenalnie interweniował po strzale głową Leandro Cabrery.
Jego vis-a-vis nie był w równie dobrej dyspozycji. Wspomniany wyżej „jeden moment” to bowiem akcja bramkowa gości, w której David Soria źle obliczył tor lotu piłki po dośrodkowaniu Ferlanda Mendy’ego i skierował futbolówkę do własnej siatki. Bliski uprzedzenia go był Raphael Varane.
Co się wówczas odwlekło, to w 53 minucie nie uciekło. Wtedy to bowiem podanie w pole karne posłał Toni Kroos, a francuski obrońca podwyższył prowadzenie jego drużyny na 2:0. W samej końcówce starcia do siatki trafił natomiast Luka Modrić.
Jak się później okazało, był to ostatnie akcent tego popołudnia na Coliseum Alfonso Perez. Pierwszy w tym roku triumf Królewskich pozwolił im nie tylko na uczczenie jubileuszu ich menedżera, ale też na awans na pozycję lidera tabeli ligi hiszpańskiej. Jak odpowie Barcelona, która już o 21:00 zmierzy się z Espanyolem?
sar, PiłkaNożna.pl