Zinedine Zidane wraca do Realu Madryt!
Nie masz cwaniaka nad marsylczyka… Zinedine Zidane dziewięć miesięcy temu odchodził z Realu Madryt jako trener opromieniony sukcesami, ale stosunkowo słabo opłacany i będący w cieniu gwiazdy zespołu – Cristiano Ronaldo. Wraca jako król, zbawca, odnowiciel, Bóg nieledwie, a jego pensją nie pogardziłby i sam Krojsos, król Lidii, Krezusem zwany.
LESZEK ORŁOWSKI
Z tymi zarobkami Zidane’a w trakcie jego pierwszej kadencji sprawa nie jest do końca jasna. Zaczynał w styczniu 2016 roku od 2,5 miliona euro rocznie. Po wygraniu pierwszej Ligi Mistrzów dostał piątkę na rękę, po zdobyciu drugiej uszatki – 7,5 (plus premie), a trzeciego triumfu nie zdążył skonsumować, bo podał się do dymisji. Ile mu wtedy Florentino zaproponował, żeby tylko zmienił zdanie – nie wiadomo, może nawet około 20 milionów. Ale w każdym razie przez długi czas to Francuz musiał chodzić i się prosić, a jako najlepszy trener świata – bo skoro wygrał trzy razy z rzędu Champions League miał się prawo za takiego uważać – bez żadnej łaski winien był zarabiać mniej więcej tyle, ile ma w City rocznie Pep Guardiola, czyli 21 mln netto niezależnie od wyników. A u niego ciągle istotną część pensji miały stanowić premie za rezultaty.
Cała władza w ręce Zizou
Na pewno jednak nie był to główny powód tego, że 31 maja 2018 ZZ roku rzucił zabawkami. Bardziej niż kasy brakowało mu władzy. Florentino Perez wraz ze swym zausznikiem Angelem Sanchezem owszem, pytali go o zdanie w kwestiach transferowych, ale tylko przez grzeczność. Zidane powtarzał, że trzeba sprzedać Garetha Bale’a, a oni go zatrzymywali (i po finale w Kijowie mogli sobie pogratulować, bo to Walijczyk wygrał Realowi mecz z Liverpoolem). Zidane jako ostatni dowiedział się, że Real kupuje bramkarza Kepę z Athletiku, którego on nie chciał mieć w zespole (może wiedział coś, o czym Maurizio Sarri miał się dopiero dowiedzieć). Ostatecznie udało mu się zablokować tę operację, ale miał dosyć tego, że tak mało ma do powiedzenia. Czarę goryczy przelała informacja, że Perez i Sanchez planują sprzedać Cristiano Ronaldo i sądzą, że bez niego zespół nadal ma szanse triumfować, nawet jeśli nie kupią żadnej wielkiej gwiazdy.
To wcale nie było tak, że Zidane przez te dwa i pół roku pracy z zespołem nie chciał transferów. Wręcz przeciwnie, nie podobało mu się, że inni szkoleniowcy wielkich klubów co roku dostają nowych wybitnych zawodników, a Real od czasu transferu Jamesa Rodrigueza w 2014 roku nie pozyskał żadnego asa. Wyciskał z tych, których miał, wszystko, co umieli. Wygrywał, ale nie czuł się ważny. Wtedy jednak, gdy usłyszał o zbyciu CR7, zrozumiał, że wobec szaleństwa szefów, wobec mundialu i Superpucharu Europy, które skrócą przygotowania do sezonu 2018-19, zespół Los Blancos nie ma żadnych szans na sukces w tej kampanii. Nie chciał więc firmować klęski swoim nazwiskiem. Powiedział parę komunałów o tym, że zespół potrzebuje nowego impulsu, więc odchodzi – i się pożegnał. Owe słowa, że było to wtedy rozwiązanie najlepsze dla wszystkich, chętnie zresztą powtórzył na konferencji prasowej powitalnej, 11 marca 2019.
Przez 284 dni, które upłynęły między tymi dwiema datami, Zizou nie podjął żadnej pracy. – Mieszkałem w Madrycie, robiłem swoje rzeczy, ładowałem baterie – przyznał. Dodał, że nigdy innego zespołu, poza Realem, nie poprowadzi. Wszyscy mu wierzą i wszyscy wiedzą dlaczego: jego hiszpańska żona Veronique nie ma zamiaru wyprowadzać się ze stolicy Hiszpanii, ani zgodzić się na to, by mąż zamieszkał poza domem. Wchodziła więc w grę tylko posada selekcjonera reprezentacji Francji, jednak ta, po zdobyciu przez trójkolorowych złota mundialu w Rosji, pozostaje dobrze obsadzona. Na emeryturę w wieku 46 lat jest zdecydowanie za wcześnie, więc Zizou czekał na ofertę ponownego objęcia Realu. Zapewne wolałby poczekać z tym do zakończenia sezonu, bo teraz niczego już nie wygra, za to może stracić miejsce na podium ligowej tabeli, co skwasiłoby nastroje na całe lato. Jednak Perez nie zamierzał ciągnąć eksperymentu z Santiago Solarim. Gdyby Zidane odmówił, mógłby zatrudnić Jose Mourinho, ku czemu się skłaniał ku przerażeniu zresztą znacznej części socios i kibiców Realu wręcz nie znoszących Portugalczyka.
Zarobki Zidane’a według obecnego, podpisanego do 2022 roku kontraktu, nie zostały ujawnione. „France Football” podał na podstawie swoich źródeł, że będzie to 17 milionów euro netto bez bonusów – a więc wciąż daleko od zarobków Pepa Guardioli czy Diego Simeone, który w myśl nowej umowy dostanie w Atletico 25 milionów. Tak czy owak – pensja jest solidna. O wiele bardziej niż ona cieszy Francuza obietnica złożona przez Pereza, że będzie miał pełnię władzy na odcinku sportowym. Oznacza to, że obejmuje de facto stanowisko nie trenera, lecz menedżera w angielskim rozumieniu tego słowa. Bez jego wiedzy nikt nie zostanie kupiony ani sprzedany, bez jego placetu nie zostanie zamknięta kadra na dany sezon.
Po francusku
Media podają także, że Zizou od razu ustalił z Perezem minimalny budżet na transfery na najbliższe okno, a wynosi on 300 milionów euro i nie obejmuje 50 zapłaconych Porto za Edera Militao, co było dealem dogranym już dawno, przy czym jeśli nie starczy to na sprowadzenie trzech gwiazd, zostanie zwiększony. Kogo za to kupi? Tutaj na razie można tylko spekulować, za to kilka spraw wydaje się logicznych.
Po pierwsze: przybycie do zespołu Edena Hazarda. Chelsea ma zakaz transferów, nie chce nikogo sprzedawać. Ale Belg od dawna głosi, że jego marzeniem jest gra w Realu, a gdy stanowisko objął zawsze go wielbiący i przezeń uwielbiany Zizou, można przypuszczać, że już przypina skrzydła, by na nich lecieć do Madrytu. Ma kontrakt tylko do czerwca 2020 roku, odmawia przedłużenia go, więc za rok będzie mógł odejść za darmo; trudno zatem sądzić, że Roman Abramowicz nie wyda ostatecznie zgody na transfer, tym bardziej że Maurizio Sarri nie ma chęci pracować z niewolnikiem.
Po drugie: rozpoczęcie batalii o sprowadzenie Kyliana Mbappe. Zidane bardzo o niego zabiegał, gdy latem 2017 roku napastnik odchodził z Monaco. Dzwonił osobiście do rodaka, przekonywał go do Madrytu, jednak Kylian wybrał PSG. Teraz wprawdzie oświadczył, że mimo klęski w Lidze Mistrzów zostaje w Paryżu, ale mówiąc to jeszcze nie wiedział, iż Zidane wraca do Realu.
Po trzecie: wzrastają szanse na przybycie do Madrytu Paula Pogby. Florentino Perez nie znosi agenta pomocnika MU Mino Raioli, ale zawodnik i nowy trener Realu tak bardzo chcą ze sobą pracować, że chyba jednak wielki Flo wybierze numer Włocha. Władze Czerwonych Diabłów stawiają sprawę jasno: 150 milionów i Pogba jest wasz.
Po czwarte: wróci zapewne temat Sadio Mane. Skrzydłowy Liverpoolu to zawodnik niezwykle ceniony przez Zizou, a „France Football” pisze, że gdyby 31 maja Zidane nie podał się do dymisji, Senegalczyk zostałby kupiony na obecny sezon, bo wszystko było uzgodnione, tyle że Julen Lopetegui z transferu zrezygnował.
Jeszcze we wtorek, 12 marca rano, wydawało się też, że pojawi się kwestia powrotu Cristiano Ronaldo. Tyle że Portugalczyk nie przypadkiem akurat, gdy sytuacja w Realu zrobiła się gorąca, udzielił w Włoszech wywiadu, w którym powiedział: – Nie tęsknię ani za Hiszpanią, ani za Madrytem, ani za La Ligą. Jestem szczęśliwy we Włoszech, podobnie jak moja rodzina. Poziom Serie A jest wyższy, niż się spodziewałem. Wywalczyłem już Superpuchar Włoch, jesteśmy na dobrej drodze by zdobyć mistrzostwo kraju… A wyeliminowanie Atletico zamknęło temat, gdyż jasne stało się, że na rozwodzie stracił Real, a nie piłkarz.
Jak widać z tej wyliczanki, z całą pewnością wzrośnie liczbowo frankofońska kolonia w Madrycie. Zidane będzie chciał się otoczyć swoimi ludźmi, mówiącymi w jego języku. Kolejnym będzie Karim Benzema, który na wieść o powrocie Zidane’a musiał się szeroko uśmiechnąć, bo ten trener nigdy nie ukrywał, że jego zdaniem KB to najlepszy napastnik świata. Poza tym akurat Benzema w trwających rozgrywkach zawiódł stosunkowo najmniej. Strzelając dublet w pożegnalnym meczu Solariego z Realem Valladolid dobił do liczby 140 goli w Primera Division i wspiął się na 24 miejsce na liście najlepszych snajperów w jej dziejach. Jak na środkowego napastnika, który przez 10 sezonów grał w Realu Madryt – szału nie ma, ale oczywiście wartość KB polegała i polega nie tylko na liczbie zdobywanych bramek. Skoro zostanie więc zapewne Benzema, to Zidane nie będzie chciał marnować setek milionów euro na Harry’ego Kane’a. Innym zawodnikiem, którego Zizou nie chce widzieć w szatni jest Neymar. Zatrudniając ponownie Francuza, Florentino Perez musiał pogodzić się z tym, że jego wieloletnie marzenie, by zobaczyć brazylijskiego napastnika na Santiago Bernabeu, nie zostanie nigdy zrealizowane. Ponadto wie też, że inny jego pupilek, Bale mianowicie, będzie musiał odejść. Tak, wniosek wynikający z tej wyliczanki jest prawidłowy: od 11 marca 2019 roku Perez jest znacznie mniej prezydentem, niż był do tego dnia.
Osobną sprawą pozostaje to, co Zidane zrobi z zawodnikami odstrzelonymi przez Solariego, którzy zresztą istotnie prezentowali słabą formę. Isco, Marcelo, Marco Asensio – każdy z nich wart jest fortunę, ze wszystkimi Zizou umiał się dogadać, więc może tak samo będzie i teraz. Dwaj pierwsi dostrzegli swoją szansę i w wolny dzień, jakim był wtorek 12 marca, dobrowolnie stawili się na trening. Tyle że ZZ nie da rady zadowolić wszystkich. Na triumfalny powrót między słupki z pewnością liczy Keylor Navas, lecz może się rozczarować.
Na pewno sporo do powiedzenia w sprawach personalnych będzie miał Sergio Ramos. Media ujawniły, że zaraz po oficjalnej prezentacji Zizou zadzwonił do kapitana drużyny i bardzo długo z nim rozmawiał. Nagranie tej konwersacji byłoby warte milion!
Jaki piłkarz, taki trener
Powrót pana ZZ jest oczywiście wydarzeniem o wiele donioślejszym niż odejście pana SS – Santiago Solariego. Nagle o Argentyńczyku zrobiło się cichutko, w jednej chwili odszedł w niebyt. Jego kadencja zasługuje jednak na kilka słów podsumowania; w końcu na ławce najlepszego klubu świata znajdował się przez 133 dni!
Solari odegrał taką rolę, jaką kiedyś przyszło wypełnić w korporacji zarządzanej przez Florentino Pereza Rafie Benitezowi: mianowicie złego sierżanta, który nie będzie się z nikim liczył, zabierze się do tresury podwładnych. Ofiary, które sobie wybrał, wymieniliśmy. Isco podpadł ponoć tym, że nie chciał się ważyć w każdy poniedziałek. Pod wodzą Solariego, nie licząc klubowego mistrzostwa świata, zespół przegrał wszystko, co tylko się dało. Nie oznacza to jednak, że o pracy SS nie da się powiedzieć niczego dobrego, że nie pozostawi ona żadnych śladów. Te ślady i owszem, będą. Solari odszedł, ale zostali piłkarze, na których postawił, a którzy swoją szansę wykorzystali. To Vinicius i Sergio Reguilon. Zidane z pewnością nie odstawi żadnego z nich, bo obaj są świetni. Będzie musiał też zweryfikować swoje stanowisko wobec dwóch graczy, których skreślił za pierwszej kadencji, a którzy pod wodzą Solariego mieli bardzo dobre mecze. To Marcos Llorente oraz Dani Ceballos. Ten drugi powołany we wrześniu do reprezentacji Hiszpanii udzielił wywiadu, w którym o francuskim trenerze wypowiedział się bardzo nieprzychylnie i teraz musi tego żałować.
Solari robił, co do niego należało. Sztorcował i odstawiał piłkarzy, którzy mu nie pasowali. Krytykował VAR, gdy system krzywdził Real, narzekał na terminarz, kiedy zespół krócej odpoczywał niż rywal, zawsze popierał we wszystkim prezydenta. Okazał się w pełni lojalny i za to na pewno spotka go nagroda. Nie wróci do zespołu rezerw, bo ten świetnie spisuje się pod wodzą Manolo Diaza, natomiast być może zostanie dyrektorem szkółki Realu, bo na tym stanowisku był ostatnio wakat. W każdym razie w listopadzie podpisał kontrakt do 2021 roku i nikt nie zamierza mu go wypowiadać ani redukować zarobków.
Zidane i Solari zawsze dobrze współpracowali i jako piłkarze, i jako trenerzy. Ostatnie miesiące pokazały jednak, że w obu tych rolach dzieli ich identyczna różnica klasy.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (12/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”