Przejdź do treści
Zdrowie wasze, w gardło nasze

Polska Ekstraklasa

Zdrowie wasze, w gardło nasze

Sezon 2020-21 rozkwita w najlepsze na wszystkich frontach – grają profesjonaliści, półprofesjonaliści, amatorzy, kobiety i dzieci. Kibice wrócili na trybuny, a wraz z publicznością wrócił doping, żarty i hektolitry hejtu wylewane na zawodników, sędziów czy trenerów. W sumie przelewane są nie tylko litry krytyki.


O „komitecie oszalałych rodziców” słyszy się od kilku lat. Tatusiowie i mamusie krzyczą na synków, sterują nimi niczym na konsoli, oczywiście podważają decyzje arbitrów czy trenerów swoich drużyn. Są to zachowania nieodpowiednie, często skandaliczne, ale mieszczące się jeszcze w pewnych kanonach. W środowisku „oszalałych rodziców” jest jednak jeszcze jeden problem, o którym mało kto mówi publicznie – spożywanie alkoholu na meczach dzieci i młodzieży.

ZAKRAPIANA INTEGRACJA

Na niektórych turniejach dziecięcych picie alkoholu jest nawet dozwolone. Są specjalne stanowiska i wyznaczone strefy, w których mogą przebywać tylko dorosłe osoby.

– Jest to rozwiązanie z zachodnich krajów, gdzie jest trochę inna kultura picia alkoholu – mówi Mateusz Zieliński, organizator międzynarodowych turniejów w Polsce i za granicą. – W Austrii, Niemczech czy Francji to normalne, że ludzie wypiją jedno czy dwa piwa do meczu, ale nie ma to w zasadzie większego wpływu na ich zachowanie. Oczywiście, w Polsce też jest mnóstwo normalnych rodziców, którzy znają umiar, ale trafiają się jednostki, którym puszczają hamulce i w kilka godzin potrafią wypić kilkanaście sztuk. Wiadomo, jak się może kończyć takie zachowanie…

Polskie kluby i akademie w okresie pomiędzy sezonami czy rundami coraz chętniej korzystają z ofert turniejów. Rozgrywki są podzielone na kilka kategorii: krótki turniej z małą liczbą zespołów, całodniowa rywalizacja na kilkanaście drużyn, a czasami nawet kilkudniowe zmagania z udziałem kilkuset zawodników. Rodzice, szczególnie w tych najmłodszych kategoriach, zazwyczaj chcą zobaczyć swoje pociechy, jak sobie radzą, jadą kilkadziesiąt kilometrów, aby z wysokości trybun wspierać syna czy córkę.

W każdej drużynie potrzebna jest integracja, zarówno zawodników jak i ich opiekunów. Dlatego co sprytniejsi rodzice często potrafią zorganizować wyjazd autobusem, tak aby nie ciągnąć kilku samochodów, ale pojechać wspólnym środkiem transportu, a przy okazji w trakcie drogi można się zintegrować. A jak integracja wśród dorosłych, to wiadomo, że pojawiają się napoje wyskokowe. Często te z dwucyfrową liczbą procentów.

– Po kilku latach obserwacji śmiało mogę powiedzieć, że zdecydowanie największym zainteresowaniem wśród rodziców cieszą się wyjazdy na turnieje kilkudniowe. Jest okazja, aby dziecko sobie pograło, a rodzic może poprawić lub czasami pogorszyć swoje relacje z tatusiami czy mamusiami innych zawodników. Od kilku lat jestem organizatorem takich kilkudniowych turniejów i zauważyłem, że z drużyną przyjeżdża dość pokaźna grupa kibiców. Przez pierwsze lata pozwalaliśmy rodzicom na korzystanie z tych samych obiektów noclegowych co zawodnicy. Od jakiegoś czasu jednak nie zgadzamy się na przyjazdy zorganizowanych grup rodziców. Oprócz trenera z drużyną może przebywać dwóch, a w najmłodszych kategoriach trzech opiekunów. Zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie, ponieważ przez lata notorycznie łamana była cisza nocna i to nie przez młodych piłkarzy, a właśnie ich opiekunów. Były imprezy, zdarzały się grille przed wejściem do budynku. Oczywiście wszystkiemu towarzyszył alkohol, a wiadomo, że takie sytuacje mogą się czasami różnie potoczyć – dodaje nasz rozmówca.

LATAJĄCE KRZESEŁKA

Polacy jednak nie są pod tym względem wyjątkiem. Rodzice z innych krajów też potrafią dać popis. – Kilka lat temu mieliśmy patologiczną sytuację ze Słowakami. Rodzice pijani przyszli na mecz w kategorii żaków U-8. Nakręcali swoich synów, aby z całej siły kopali przeciwników, podważali każdą decyzję sędziego, a kiedy arbiter przez przypadek oberwał piłką w głowę, wybuchnęli śmiechem. Dzieci to podłapały i zachowywały się identycznie. Musieliśmy podjąć radykalne kroki i wyprosiliśmy wszystkich kibiców z obiektu, grożąc walkowerem. Poskutkowało. Na turnieju we Włoszech miałem natomiast nieprzyjemną sytuację z rodzicami z Rumunii, którzy zaczęli wchodzić w coraz ostrzejszą dyskusję z kibicami drugiej drużyny. Kilku tatusiów nie wytrzymało i… rzuciło krzesłami w kierunku rodziców przeciwnego zespołu. Po chwili wbiegli na boisko i uderzyli sędziego. Patologia – opowiada Zieliński, który przez blisko 10 lat pracował również jako trener. – Graliśmy mecz z jedną z większych akademii w Polsce, mojej drużynie zdarzyło się kilka ostrzejszych wejść i przybiegł do mnie jeden z rodziców. Miał twarz bardzo blisko mojej, trochę pluł i bez problemu wyczułem, że nie jest trzeźwy. Oczywiście, miał pretensje, że gramy zbyt agresywnie. W takich sytuacjach powinien zareagować trener drużyny, której rodzic się tak zachowuje. Wtedy takiej reakcji nie było i po spotkaniu powiedziałem mu, że takie zachowanie ojca jest niedopuszczalne, ale równie fatalne było zachowanie mojego kolegi po fachu, że nie zwrócił temu człowiekowi uwagi. 

Nie wszyscy trenerzy pozwalają jednak na takie zachowania. – Znam przypadek, że trener miał nieciekawą sytuację z dwoma rodzicami – mówi Marcin Błażejczyk, trener UEFA B w jednym z podwarszawskich klubów. – Dwóch tatusiów lubiło sobie wypić w trakcie meczu i zawsze głosiło swoje mądrości. Oczywiście, wszystko zależało od tego, ile ich synowie zagrali, jak zagrali, jakie decyzje podjął trener, jak mecz prowadził sędzia. W zasadzie tych zmiennych było sporo, można było się do wszystkiego przyczepić.

POJEMNE KURTKI

Obrywają zawodnicy, dostają trenerzy, ale tak naprawdę największym wrogiem dla „komitetu oszalałych rodziców” są sędziowie. Młodzi chłopcy, często pasjonaci, dostają pod swoim adresem niezliczoną liczbę wyzwisk i pretensji. Ślepak, niewidomy, nieudacznik, nierób, grubas, gnój – to tylko niektóre z cenzuralnych epitetów, które są używane w kierunku arbitrów.

– Sędziowałem sparing dzieciaków w Bielsku Podlaskim i przyjechała drużyna z Białorusi – opowiada Marcin Jakubowski z WS Białystok. – Wraz z zawodnikami przyjechała liczna grupa rodziców, bardzo głośna. Od początku widziałem, że coś było nie w porządku, bo nie zachowywali się do końca racjonalnie. W pewnym momencie zaczęli buczeć po każdej mojej decyzji, która była przeciwko ich drużynie. Na szczęście nic poważniejszego się nie wydarzyło, ale nie było zbyt przyjemnie.

– Jesienią tamtego roku sędziowałem turniej dzieci U-8 i pierwszy raz widziałem jak dwóch tatusiów było odsuniętych od reszty i miało dziwnie ułożone kurtki – mówi z kolei Dominik Wasilewski, również arbiter z WS Białystok. – U nas w okręgu liga żaków gra systemem turniejowym. Była końcówka października, maksymalnie początek listopada, ale temperatura była blisko zera. Dzieci grały ostatni mecz, było może z pięć minut do końca, kiedy spostrzegłem, że dwóch panów oddaliło się od reszty widzów i wyjmowało jakieś butelki spod kurtek. Nie chciałem jednak nawet interweniować, nikomu nic nie zgłaszałem, bo stwierdziłem, że trzeba posędziować do końca i pakować się do domu. Gdyby taka sytuacja była na pierwszym meczu, na pewno zgłosiłbym do organizatora.

Sezon rozgrywek dziecięcych w Polsce potrwa do połowy listopada. Później czeka nas kolejna edycja zimowych turniejów, a z nią…

PAWEŁ GOŁASZEWSKI

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024