Zderzenie ze ścianą, czyli jak Polacy robili kariery za granicą
Zagraniczne wojaże polskich piłkarzy nie zawsze są dobrym rozwiązaniem. Jeden z drugim kopnie prosto piłkę, strzeli kilka goli, czy zaliczy parę naprawdę świetnych interwencji w bramce i od razu myśli, że cały świat leży u jego stóp. Szybki transfer do klubu z innej ligi i zdarzenie z bolesną prawdą. Takich zawodników w ostatnich latach ekstraklasa wydała wielu. Nieliczni sobie radzili, reszta wracała.
Miał już nie wracać do tego brudu i smrodu. A jednak!
Znani piłkarze do wzięcia za darmo! – KLIKNIJ!Nie ma jednej reguły, ale zdecydowana większość była po prostu za słaba, nawet na grę w dość przeciętnym zagranicznym klubie. Wszyscy zapewne pamiętają przypadek
Radosława Matusiaka, który po jednej dobrej rundzie w ekstraklasie zdecydował się na podbój słonecznej Italii. Napastnik GKS Bełchatów myślał, że cały świat stoi przed nim otworem. Pierwsze powołania do kadry, świetna pensja w Palermo, debiut w meczu z wielkim Milanem i… to by było na tyle. Od momentu transferu jego kariera przypominała równię pochyłą i rzecz jasna Radomatu wrócił do Polski. Był już jednak wtedy cieniem zawodnika, który tak zachwycał swoją grą w Bełchatowie i ani Wiśle, ani Cracovii, ani tym bardziej Widzewowi nie pomógł. Najlepiej na tej transakcji wyszli Brunatni, których konto zostało zasilone kwotą 2,6 miliona dolarów.
Szału poza granicami nie zrobili także bracia Brożkowie. W kraju przez lata stanowili oni o sile Wisły Kraków, jednak ich jakość bardzo szybko zweryfikowała liga turecka. Nad Bosforem mieli zrobić furorę, a tymczasem w Trabzonsporze bardzo szybko dowiedzieli się, że ich umiejętności są niewystarczające. Paweł Brożek, który przecież w ekstraklasie strzelał jak na zawołanie, nie wyciągnął z tego doświadczenia żadnej lekcji i porwał się na jeszcze większy klub, a konkretnie szkocki Celtic. Chciałoby się powiedzieć „Gdzie Rzym, a gdzie Krym?” lub „Z czym do ludzi?”. The Bhoys to przecież duża europejska firma i zgodnie z oczekiwaniami polski snajper furory w nim nie zrobił. Podobnie jak w hiszpańskim drugoligowcu Recreativo Huelva. Jakie było tego następstwo? Oczywiście Brożek wrócił do kraju i niemal z marszu stał się jednym z najważniejszych ogniw Białej Gwiazdy.
Czasu emigracji na pewno nie będzie dobrze wspominał także Tomasz Frankowski. Legenda ekstraklasy, jeden z najlepszych strzelców w jej historii i postrach bramkarzy, za granicą nigdy wielkiej kariery nie zrobił. Próbował we Francji, Japonii, Hiszpanii, Anglii, a nawet Stanach Zjednoczonych, ale bez rezultatu. Najlepszy zawsze był nad Wisłą… właśnie w Wiśle, a następnie w Jagiellonii Białystok.
Nigdy nie wrócę…
Idźmy dalej. W sierpniu 2012 roku Wojciech Pawłowski, świeżo upieczony bramkarz Udinese Calcio złożył taką oto deklarację: – Nie mam zamiaru więcej grać w polskiej lidze. Przez tych szesnaście meczów (młodzian rozegrał na najwyższym szczeblu jedną rundę) poznałem ekstraklasę od środka i zdążyłem się przekonać, jaki to brud, smród i obłuda. Wolałbym zakończyć karierę, zamiast znów grać w Polsce – wyznał. Cóż, Italii Pawłowski raczej nie podbił i jedyne czym zasłynął, to wywiadem udzielany po włosku. Dzisiaj jest już piłkarzem Śląska Wrocław i odwołuje dawne słowa. Do kraju wrócił jako gwiazda, ale to właśnie zagraniczny wyjazd bardzo boleśnie zweryfikował jego umiejętności.
Niewykluczone, że taki sam los czeka Dariusza Dudkę, chociaż akurat on za granicą karierę zrobił. Kilka lat spędzonych we francuskim Auxerre, to na pewno najjaśniejszy punkt w CV byłego już reprezentanta Polski. Potem było już nieco gorzej, bo epizody w Levante i Birmingham City wielkiej chwały Dudce raczej nie przynoszą. Dzisiaj łączy się go z powrotem do kraju, ale tu pojawia się ważne pytanie. Czy Dudce będzie się chciało odbudować karierę, czy jednak będzie odcinał kupony od dawnej sławy? Jeśli ta pierwsza opcja, to chętni na jego zatrudnienie powinni się znaleźć.
Wniosków z pierwszej zagranicznej weryfikacji swoich możliwości nie wyciągnął Tomasz Kupisz. Przez trzy lata był on zawodnikiem Wigan Athletic, tylko cóż z tego, jeśli ciężko było szukać jego nazwiska w meczowych protokołach. Piłkarz wrócił do Polski i zasilił szeregi Jagiellonii Białystok, gdzie okazało się, że jednak w piłkę grać potrafi. Kiedy więc pojawiła się oferta z Chievo, Kupisz postanowił spróbować raz jeszcze i raz jeszcze się przekonał, że zagranica jednak nie dla niego. We włoskim klubie nie łapie się nawet na ławkę rezerwowych i coraz częściej można usłyszeć, że chciałby wrócić do kraju. Każdy ma prawo uczyć się na błędach. Byle trzeci raz go nie popełnił.
Kolejny przykład? Sebastian Mila, który w ekstraklasie jest gwiazdą pierwszej wielkości, ale już w lidze austriackiej miał problemy, żeby regularnie łapać się do kadry Austrii Wiedeń. Nieco lepiej wiodło mu się w norweskiej Valarendze, ale i tak pełnię swoich możliwości Mila mógł zaprezentować dopiero w Polsce, w przeszłości w Groclinie, a obecnie we wrocławskim Śląsku. W lecie sporo mówiło się o emigracji sympatycznego Sebastiana do jednego z klubów grających w Azerbejdżanie, ale na szczęście pokusa świetnych zarobków nie była tak mocna, by Mila de facto przeszedł na piłkarską emeryturę.
Dlaczego im się nie udało?
Takich zawodników można wymieniać jeszcze wielu. Poza ekstraklasą nie poradzili sobie m.in. Patryk Małecki, nie dał rady także Rafał Wolski oraz Marcinowie Robak i Kuś. Wbrew temu, co się jeszcze kilka miesięcy wydawało, ligi hiszpańskiej nie podbij także Bartłomiej Pawłowski. Jego początek w Maladze był obiecujący, ale od jakiegoś czasu coraz głośniej mówi się o tym, że młodzieżowy reprezentant Polski wróci do kraju, ponieważ Bernd Schuster nie widzi dla niego miejsca w składzie.
Niewykluczone, że podobny los czeka Mariusza Stępińskiego. W Norymberdze grywa on jedynie w meczach drużyny rezerw i nikt nie powie, że dla młodego zawodnika takie ochłapy są wystarczające, by mógł się rozwijać. Tymczasem, w każdym polskim zespole Stępińskiego przyjęto by z pocałowaniem ręki. Bolesna lekcję odebrał także Jakub Świerczok, który po kilkunastu niezłych meczach w barwach Polonii Bytom przeszedł do niemieckiego Kaiserslautern i słuch po nim zaginął. Bardzo szybko wrócił on na Śląsk na zasadzie wypożyczenia, ale poważna kontuzja sprawiła, że dzisiaj już tylko nieliczni pamiętają, że urodzony w Tychach zawodnik miał podbić zachodnie boiska.
Wszystkie te nieudane zagraniczne wojaże pokazują, że polscy piłkarze bardzo często zbyt pochopnie podejmowali decyzję o wyjeździe. Jedni przeliczyli się ze swoimi siłami, drudzy podejmowali decyzję o transferze w zimie, czyli najgorszym okresie dla graczy z ekstraklasy. Kolejnych mamiła wizja niezłych zarobków i gubił brak trzeźwej oceny własnych umiejętności. Niestety, mało kto uczył się na błędach swoich kolegów, którzy na zachodnich lub wschodnich frontach przegrywali. Kasa się zgadzała, ale kariery stawały w miejscu. To także jeszcze raz uświadamia nam jak słabą ligą jest ekstraklasa. Jak niewiele znaczy status lokalnej gwiazdy w obliczu światowego futbolu. Przykre to, ale takie właśnie są nasze realia.
Żeby jednak nie było, że ekstraklasa to oaza nieudaczników. Niektórym się udawało, bo jak inaczej nazwać przypadki Roberta Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego, Wojciecha Szczęsnego, Artura Boruca, braci Żewłakow czy chociażby Jerzego Dudka. Polak też potrafi, ale samą chęć wyjazdu trzeba jeszcze poprzeć talentem i ciężką pracą. Bez tego można dostać tylko jedno… bilet do domu, i to drugą klasą.
Grzegorz Garbacik
Obserwuj na Twitterze