ZBIGNIEW MUCHA: Czas na Galę, a więc grawer wchodzi do gry!
Już w poniedziałek poznamy bohaterów minionego roku w polskim futbolu. To wtedy będziemy też mogli dopisać nowych laureatów do historycznej listy. Listy, która w najbardziej tradycyjnych kategoriach sięga 1973 roku. A wśród gości Gali będą zarówno współcześni herosi, jak i laureaci sprzed półwiecza.
Zbigniew Mucha
fot. ŁUKASZ SKWIOT
Pierwszy raz przestąpiłem progi redakcji „Piłki Nożnej” latem 1998 roku. Jeszcze w Alejach Jerozolimskich. Nie uczyniłem tego jak Jerzy Gorgoń, który przybywszy ze Szwajcarii po wielu latach, udał się na Roosevelta, na stadion Górnika Zabrze i wzruszony progi budynku klubowego przekroczył zdejmując buty, w samych białych skarpetach – o czym opowiadał mi nieżyjący już Bolesław Niesyto. No więc ja w sierpniu ’98 wzruszony nie byłem, ale przejęty na pewno. W redakcji byli już wtedy, obecni i dziś, Zbyszek Mroziński, Leszek Orłowski, Tomek Lipiński… No i były też tuzy, legendy, na czele z Romanem Hurkowskim. Kilka miesięcy później, w grudniu, odbywała się Gala tygodnika „Piłka Nożna” – wówczas jeszcze w hotelu Marriott, ledwie 200 metrów od siedziby redakcji. Piłkarza Roku z lotniska Okęcie, pamiętam, osobiście pilotował w dniu Gali Leszek Orłowski. Nim jednak ogłoszono, że został nim Mirosław Trzeciak z Osasuny Pampeluna, najpierw należało go wybrać. Jak zawsze, głosowano w redakcji, z tym że najmłodsi stażem, choćby ja, luźni jeszcze współpracownicy, nie głosowali.
Na Galę przybyli wszyscy wówczas trzej laureaci, bo tyle było kategorii. Oprócz Trzeciaka był również Janusz Wójcik, najlepszy spośród trenerów i był Tomasz Frankowski, uhonorowany tytułem Odkrycia Roku. Przypomniałem sobie o tym wszystkim całkiem niedawno, kiedy ogarnęła nas w redakcji gorączka tegorocznej Gali. Kiedy już wreszcie zakończyły się wszystkie głosowania – niezmiennie, jak ponad dwadzieścia lat temu, a pewnie i wcześniej lub zgoła zawsze – przeprowadzane w szerokim gronie redakcyjnym, bo jak mówił Winston Churchill: „Demokracja to najgorszy z systemów, ale nie wymyślono niczego lepszego”, więc tego się trzymamy. Kiedy już na dobre rozpoczęły się przygotowania do samej imprezy, która odbędzie się w tym roku 27 stycznia. Tyle że nie w Marriotcie, ale w Hiltonie. I nagrodzimy triumfatorów nie w trzech, ale ośmiu kategoriach.
No więc przypomniałem sobie o tym 1998 roku dzwoniąc to Tomasza Frankowskiego, by zaprosić go na imprezę, tyle że już nie w charakterze laureata, ale gościa. Frankowski akurat związany jest z Białymstokiem, tam się urodził i z Jagiellonią odnosił piękne sukcesy, choć nie tak efektowne jak z Wisłą Kraków. Klub z Podlasia na tegorocznej Gali będzie zapewne mocno reprezentowany, jako że ma swoich przedstawicieli wśród nominowanych w kilku kategoriach. Wisła z kolei tylko w jednej, ale na Gali zapewne też się pojawi. Czy wyjadą z Warszawy ze statuetkami? Zobaczymy. Na pewno tytuły i nazwiska laureatów zostaną zapisane w historii polskiego futbolu, bo to niezmiennie najbardziej prestiżowe, indywidualne, piłkarskie wyróżnienia w naszym kraju. Ale i same statuetki – wierzcie – stanowią obiekt pożądania. Niejednokrotnie widziałem podczas Gali kolejki chętnych do pamiątkowych zdjęć ze statuetką. To oczywiście kwestia gustu, jednemu ona podoba się bardziej, drugiemu może podobać się mniej (moim zdaniem idealne jest tylko jedno piłkarskie trofeum, cudowne w każdym aspekcie, mianowicie Puchar Świata…), ale to jednak rzecz doprawdy wyjątkowa, bo każda nieco inna, kuta ręcznie przez artystę z warszawskiej Pragi w zakładzie z ponad 70-letnią tradycją, a więc jeszcze dłuższą niż wybory „Piłki Nożnej”…
Głosowanie zostało zatem dawno zamknięte, tabliczki są grawerowane. Ja już wiem do kogo trafią mosiężne statuetki. 27 stycznia wieczorem dowiecie się i Wy, drodzy Czytelnicy, dzięki transmisji telewizyjnej w Polsacie Sport oraz relacji na naszej stronie internetowej.