Wynik meczu z Romą nic nie znaczył. Wszyscy wiedzieli, że Sergio Conceicao odmówił Wolverhampton, bo miał już dograny w najdrobniejszych szczegółach kontrakt z Milanem. Dla zachowania pozorów przyzwoitości nie stawił się osobiście na trybunach San Siro, tylko z bezpiecznego dystansu i nie niepokojony przez nikogo oglądał w akcji nowych podopiecznych. Oczywiście można zadać sobie hipotetyczne pytanie, czy gdyby Milan wygrał 5:0 i porwał tłumy, to również doszłoby do zmiany szkoleniowca?
WYBÓR ZLATANA
Ten Milan nie miał prawa wygrać tak wysoko i przekonująco, nie miał prawa porwać. Właśnie dlatego dziennikarze nie musieli czekać do oficjalnego komunikatu, który pojawił się przed północą 29 grudnia, ale zawczasu przygotowali teksty o zwolnieniu Fonseki i odpowiednie okładki. Wystarczyło pomiędzy włożyć sprawozdanie z meczu i numer był gotowy do druku. A mecz był w formie i stylu taki, jak wiele poprzednich w tym sezonie. Cienie przesłaniały blaski: marginalne role nietykalnych u Stefano Piolego Theo Hernandeza i Rafaela Leao (akurat on w ogóle nie zagrał z powodu kontuzji), zagubiony Alvaro Morata, bardziej chcąca coś zrobić niż potrafiąca młodzież, nerwowo reagujący trener (głównie na decyzje sędziego), który już w pierwszej połowie został wyrzucony na trybuny, a z blasków – Tijjani Reijnders niczym diament na dnie popiołów. Jego oszlifowanie portugalskiemu jubilerowi udało się znakomicie. Właściwie tylko to.
Tak wyglądał ostatni akt dramatu z reżyserem, który w ogóle nie powinien zostać wpuszczony na taką scenę jak San Siro. I na tym polegał główny problem. Nie jego, ale tych, którzy go wybrali. Bo czym legitymował się Fonseca przy ubieganiu o tę pracę? Miał nawet ciekawe, ale zupełnie przeciętne CV. Przy całym szacunku, ale pasmo sukcesów w Ukrainie na nikim we Włoszech nie robiło wrażenia, jakiś ślad w pamięci zostawił awans do półfinału Ligi Europy z Romą, co jednak później rozmyło się we francuskiej mgle i nieskutecznej walce o podium z Lille w Ligue 1.
Szwed jednak założył w ciemno, że używając swojego autorytetu i wstawiając się za trenerem wciśnie milanowemu ludowi tę zaskakującą kandydaturę. Oj, grubo się przeliczył i za postawienie własnego ego nad racjonalnymi argumentami, być może przyjdzie mu jeszcze zapłacić. Już w krótkiej karierze działacza wysokiego szczebla usłyszał więcej gwizdów ze strony własnych kibiców niż podczas długiej kariery piłkarskiej. Wymowne były sceny podczas meczu z Romą. Kiedy tylko na stadionowych telebimach pojawiał się jego wizerunek, złowiony na trybunie VIP przez operatora kamery, to fani natychmiast reagowali złością. Podobnie źle został potraktowany podczas obchodów 125-lecia klubu. Kiedyś jego pewność siebie i buta imponowały, teraz coraz bardziej denerwują.
SERIA NIEWYPAŁÓW
Reprezentuje zupełnie inny model władzy niż Paolo Maldini, który został ukarany przez szefa Gerry’ego Cardinale niewspółmiernie surowo do popełnionych win. Zresztą, czy z dzisiejszej perspektywy ściągnięcie Charlesa De Ketelaere należy rozpatrywać w kategoriach błędu? Maldini łączył, cementował klub na różnych poziomach: władze-trener-drużyna, tymczasem Ibra bardziej dzieli i niezmiennie występuje w roli nieomylnego samca alfa, uważając, że cała reszta nie dorasta mu do pięt. A Milan – jak podkreślają krytycy obecnych rządów – podupadł na wielu poziomach: pierwszej drużyny, drugiej drużyny, drużyny juniorów i kobiecej.
Za odbudowanie wyników i morale tej najważniejszej wziął się wraz z nowym rokiem Sergio Conceicao: charyzmatyczny, twardy, temperamentny, portugalski odpowiednik Conte albo Diego Simeone, z którym grał kiedyś w Lazio. W Milanie wierzą, że to właściwy człowiek na trudne czasy. Pozostała tylko wiara, bo w ostatniej dekadzie więcej trenerskich strzałów przechodziło obok tarczy niż trafiało w 10. A jeśli jeden trafił, to przez kompletny przypadek.
Pioli zapisał się w historii klubu 1726 dniami pracy i przede wszystkim mistrzostwem Włoch. Ale przecież nie byłoby go w klubie po góra trzech fatalnych miesiącach, podkreślonych na czerwono klęską 0:5 w Bergamo, gdyby Ralf Rangnick zmiękczył trochę swoje stanowisko w rozmowach z Maldinim i gdyby później nie wybuchła pandemia. Dopiero po niej Milan Piolego zaczął grać na miarę oczekiwań i potencjału.
ZDRADZONY
W związku z tym konfliktem stało się coś nieoczekiwanego. Im mocniej Portugalczyk trzymał się swoich zasad, tym wzbudzał większy szacunek u kibiców. Doceniali go. Miał ich poparcie w tym konflikcie. Zdobył ich.
Zobaczyli w roli trenera człowieka z krwi i kości, który to, co myślał, mówił otwarcie. Nie owijał w bawełnę, nie uciekał w banały, mówił szczerze i bezpośrednio. Często po nazwiskach. Szedł po bandzie, ale to, co podobało się dziennikarzom i kibicom, którzy gwiazdki Milanu sami chętnie pogoniliby do cięższej roboty, nie mogło podobać się w szatni. Tam nie było chemii. Tam nie miał oficerów gotowych za niego umrzeć.
W trakcie tych 186 dni miało się zbyt często wrażenie, że niektórzy piłkarze wybierali sobie mecze. Na co dzień szli na minimalizm, oszukiwali i złapani za rękę byli na krótko odsuwani od składu, natomiast od święta, jak derby z Interem czy występ z Realem Madryt na Santiago Bernabeu, stawali się najlepszą wersją samych siebie. Fonseca robił, co było w jego mocy, ale bez pełnego wsparcia nie mógł wiele zdziałać. Poległ w obronie własnych zasad, których nawet na moment nie zdradził. Zdradzili go inni.
Pamiętam wielki AC Milan z z lat 90 z Van Bastenem Gulitem Rejkardem a potem z Szewczenką Kaką czy Inzaghim. Czy Milan znów będzie wielki na miarę swoich sukcesów w LM ?
Pamiętam wielki AC Milan z z lat 90 z Van Bastenem Gulitem Rejkardem a potem z Szewczenką Kaką czy Inzaghim. Czy Milan znów będzie wielki na miarę swoich sukcesów w LM ?