Z gwizdkiem wśród facetów
Coraz więcej sędziujących pań pojawia się na najwyższych szczeblach męskich rozgrywek. Kobieta w roli arbitra głównego prowadziła już mecze Bundesligi, Ligue 1 czy Superpucharu Europy. Czy w najbliższym czasie pani z gwizdkiem może pojawić się również w Ekstraklasie?
MATEUSZ SOKOŁOWSKI
Początek listopada. Do roli sędziego asystenta w meczu Lechia – Pogoń wytypowana została debiutantka, Paulina Baranowska. Wiadomość nabiera rozgłosu. Nic dziwnego. Kobieta w roli sędziego na najwyższych szczeblach rozgrywek to w Polsce ewenement. Wcześniej Ekstraklasę „na linii” sędziowały tylko dwie panie: Katarzyna Wierzbowska (wówczas Nadolska) oraz Kinga Seniuk-Mikulska. Jeśli chodzi o sędzie główne, w 2007 roku jeden mecz I ligi poprowadziła Emilia Wnuk, a w latach 2015-18 w II lidze pojawiała się Monika Mularczyk. I to wszystko. Dziś wśród sędziów głównych szczebla centralnego nie ma ani jednej przedstawicielki płci żeńskiej.
10 listopada. Lechia przegrywa z Pogonią 0:1. Praca sędziów nie budzi żadnych zastrzeżeń. – Paulina świetnie sobie poradziła. Byłem zaskoczony, bo wypadła lepiej od wielu asystentów-mężczyzn – powiedział Michał Listkiewicz, były sędzia i eks prezes PZPN. Takie komentarze sprawiają, że Baranowskiej kamień spadł z serca. Wiedziała, że jakość jej pracy może rzutować na całe kobiece środowisko sędziowskie w Polsce. – Z tyłu głowy miałam obawę, żeby nie zrobić niczego źle, bo niechcący mogłabym zablokować koleżankom drogę do pójścia wyżej. Na szczęście poszło dobrze – mówi.
Baranowska zapisała się na kurs sędziowski w 2006 roku. Jej tata grał w piłkę, zabierał ją na swoje mecze. Na jednym z nich poznała sędziującą dziewczynę. Porozmawiały, złapała bakcyla. Tak się zaczęło. 13 lat później trafiła do Ekstraklasy. Podobną drogą stara się podążać coraz więcej dziewczyn. Drogą, którą na Zachodzie wytyczają Niemka Bibianna Steinhaus i Francuzka Stephanie Frappart. Pierwsza w 2017 roku zadebiutowała jako sędzia główna w Bundeslidze. Druga w tym roku zaczęła regularnie prowadzić mecze Ligue 1, sędziowała też sierpniowy Superpuchar Europy pomiędzy Liverpoolem a Chelsea.
ODWOŁANA TRANSMISJA
Ich wypłynięcie na szerokie wody męskiej piłki wzbudzało sensację. Frappart w debiucie w Ligue 1 przywitały transparenty na trybunach: „Niech żyją kobiety w piłce nożnej!”. Obawy były te same. W wywiadach mówiła o dodatkowej presji i o tym, że ludzie będą wyjątkowo uważnie patrzeć jej na ręce i wytykać każdy błąd przez sam fakt, że jest kobietą.
Za sprawą Steinhaus odwołano transmisję meczu Augsburg – Bayern w publicznej telewizji w Iranie. Ze względów religijnych nie pokazuje się tam kobiet w skąpych strojach, a za taki uznano krótkie spodenki sędziowskiego uniformu. Pojawiały się też mniejsze lub większe uszczypliwości. Mniejsze, kiedy Franck Ribery ustawiając sobie piłkę do wykonania rzutu wolnego, rozwiązał sędzi sznurowadło w bucie. Później zastanawiano się, czy zrobiłby to samo, gdyby obok stał arbiter-mężczyzna. Większe, kiedy w Czechach w hitowym meczu Sparta – Slavia błąd popełniła asystentka, Lucie Ratajova. Sytuację doskonale pamięta Listkiewicz, który przez pewien czas był szefem sędziów w tamtejszej federacji.
– Pomyliła się ze spalonym. Dwaj zawodnicy Sparty w obraźliwych słowach powiedzieli, że kobiety są od kuchni, a nie od piłki. Zrobił się z tego skandal, zostali ukarani przez federację, ale dowcipnie ukarał ich własny klub. Kazał im przez dwa miesiące nieodpłatnie prowadzić treningi kobiecej drużyny – mówi.
Była sędzia międzynarodowa Katarzyna Wierzbowska początki kariery wspomina bardzo pozytywnie. Nie spotykała się ze złośliwościami, były za to zabawne historie. – Przyjechaliśmy samochodem na mecz we trójkę, dwóch sędziów mężczyzn i ja. Wysiadamy, wychodzi miejscowy kierownik. Patrzy na nas i pyta: trzeci sędzia dojedzie osobno? Teraz takie sytuacje już się nie zdarzają, bo obecność kobiety w składzie sędziowskim jest traktowana jako coś normalnego – mówi.
WŁOSZKI MOGĄ POZAZDROŚCIĆ
Co musi zrobić kobieta, by trafić na szczebel centralny w męskiej piłce? Ścieżka jest długa, a lejek na pewnym etapie robi się bardzo wąski. Po zdaniu egzaminu przygodę z sędziowaniem rozpoczyna się na szczeblu okręgowym. Rozgrywki dziecięce i młodzieżowe, asystowanie w niższych ligach seniorów. Później możliwość „przekwalifikowania się” na sędzię główną. W swoim macierzystym okręgu można liczyć maksymalnie na trzecią ligę męską. Na tym poziomie sędziujące (jako arbiter główny) kobiety można policzyć na palcach jednej ręki, poziom niżej jest ich trochę więcej. Właśnie tu można spotkać sporo pań, które w kobiecej piłce są sędziami międzynarodowymi. Co dalej? Jeśli któraś z pań sędziujących na szczeblu okręgowym ma potencjał, dostaje awans i może sędziować mecze Ekstraligi kobiet. A jeśli tam też się wyróżnia, trafia do „większego” męskiego świata. Na początek – Centralna Liga Juniorów.
– Jakiś czas temu PZPN zaproponował, żeby w każdej kolejce CLJ część meczów prowadziła żeńska obsada – mówi Baranowska. – W CLJ, a nawet w IV lidze męskiej tempo gry jest szybsze niż w ligach kobiecych – dodaje Emilia Szymula z Warszawy, która regularnie prowadzi mecze tych rozgrywek. Tu lejek mocno się zawęża. Żeby trafić wyżej (na szczebel centralny dorosłych męskich rozgrywek, czyli przynajmniej do II ligi) potrzebna jest rekomendacja od macierzystego okręgu.
O taką zgodę jest dość trudno, a przez sito przenikają tylko nieliczne rodzynki. – W Polsce nie możemy narzekać. Są w Europie federacje, gdzie kobiety nie dochodzą nawet do czwartej klasy rozgrywkowej. Ostatnio sędziowałam na linii z Bartkiem Frankowskim mecz Youth League Juventus – Atletico. Była okazja porozmawiać o sytuacji sędziujących we Włoszech kobiet z tamtejszym obserwatorem. Potwierdził to, co mówią koleżanki Włoszki, gdy się spotykamy. Nie mają u siebie w federacji zbyt dużego poparcia, trzecia liga męska to dla nich maksymalny poziom, na którym mogą się zaprezentować. Ja naprawdę nie mogę narzekać, bo u nas wszystko idzie w fajnym kierunku i cieszę się, że obdarzono mnie takim kredytem zaufania – mówi Baranowska.
– Dla mnie droga była otwarta, ale przeszkodziły kontuzje. Nie mogę powiedzieć złego słowa, nie miałam z niczyjej strony żadnej blokady – mówi Monika Mularczyk. To właśnie ona w ostatnich latach była jako sędzia główna najbliżej piłki w męskich rozgrywkach. Tyle że najpierw odezwały się ścięgna Achillesa, później jeszcze mięsień dwugłowy. Skończyło się na trzech poprowadzonych meczach w II lidze.
JEDYNA PRZESZKODA
Organizmu czasami nie da się oszukać. I nie chodzi tylko o kontuzje. W przypadku kobiet problemem bywają ograniczenia fizyczne. – To jedyne, co może stać na przeszkodzie. Bo samo sędziowanie i przepisy są przecież dla kobiet i mężczyzn jednakowe – mówi Mularczyk. – Żeby kobieta sędziowała męskie rozgrywki na szczeblu centralnym, musi na egzaminach biegać męskie normy. A wiemy, że w lekkiej atletyce rekord świata kobiet będzie zawsze odległym wynikiem u mężczyzn – dodaje Listkiewicz.
– To trudniejsze, ale nie jest niemożliwe. Frappart udowodniła, że można być świetnie przygotowanym fizycznie i ze swoimi asystentkami zaimponowały wielu mężczyznom. Zwłaszcza to, jak poruszały się na boisku, jak nadążały. Podejmowały rewelacyjne decyzje jeśli chodzi o spalone, więc musiały być idealnie ustawione – kwituje Wierzbowska.
Obniżenie wymagań biegowych dla kobiet nie wchodzi w grę. Listkiewicz ma jednak inny pomysł. – Poluzowanie norm dla sędzi głównej jest niebezpieczne. Normy są po to, żeby być blisko akcji. Ale sędzie asystentki można traktować lżej – mówi.
RANO SZKOŁA, WIECZOREM MECZ
Trzeba zatem zacisnąć zęby i trenować. A to potrafi być nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza gdy ma się etatową pracę i rodzinę, której też trzeba poświęcić czas. W takich warunkach funkcjonuje większość sędziujących kobiet w Polsce. Baranowska pracuje na co dzień w urzędzie. Miała szczęście, bo po debiucie w Ekstraklasie wypadał dzień wolny, 11 listopada. Można było odpocząć. Ale kiedy na początku grudnia pojechała do Gdańska drugi raz (Puchar Polski z Zagłębiem Lubin, mecz w środku tygodnia), następnego dnia – po nocnym powrocie – trzeba było wstawać rano do pracy.
– Wielokrotnie muszę prosić o urlopy bezpłatne. W marcu zmieniałam pracę i proszę mi wierzyć, że nie jest komfortowo, kiedy na samym początku trzeba przyznać nowemu pracodawcy, że nie jest się w pełni dyspozycyjnym. Na szczęście moi przełożeni ze zrozumieniem umożliwiają mi spełnianie pasji – mówi.
Mularczyk jest na co dzień nauczycielką wychowania fizycznego. Kiedy sędziowała w drugiej lidze, jeden z meczów wypadł w środę. Wolne od pracy? Nie ma zmiłuj. Do południa w szkole, potem szybko do domu i w drogę na mecz. Urlop bezpłatny? Norma. Możliwe rozwiązanie? Zawodowstwo. W Polsce zawodowych sędziów jest w tej chwili dwudziestu. Dziewięciu głównych, jedenastu asystentów. W tym gronie nie ma (i nigdy nie było) kobiety.
– To moje marzenie, ponieważ w każdej profesji zawodowstwo podnosi jakość. Jeżeli znajdą się na to środki finansowe, oczywiście, że jestem za. Liczba turniejów, kursów, wymagania odnośnie przygotowania – to wszystko tak wzrasta, że w Europie jest coraz więcej dziewcząt skupiających się tylko na sędziowaniu, bo coraz trudniej jest im łączyć profesje. Może do tego to będzie zmierzać, tak jak w świecie sędziów mężczyzn. Życzę tego młodszym koleżankom – mówi Wierzbowska.
BAT NA TRENERÓW
Nie da się ukryć, że w przypadku wprowadzania kobiet do sędziowskiego topu mamy już do czynienia z pewnym trendem. Na razie jeszcze raczkującym, ale trendem. Przykłady są już nie tylko we Francji, Niemczech i Czechach, ale też na Ukrainie (Kateryna Monzul) czy w Walii (Cheryl Foster). W Polsce też nastąpił kolejny kroczek. Mecz 1/8 finału Pucharu Polski pomiędzy Górnikiem Łęczna a Legią na linii sędziowała Katarzyna Wójs, na co dzień asystentka w meczach I ligi. Nasi rozmówcy są zgodni: to kwestia czasu, kiedy kobieta poprowadzi mecz Ekstraklasy jako sędzia główna, choć pewnie nie wydarzy się to jeszcze w przyszłym roku.
– To kwestia od dwóch do czterech lat – mówi Szymula. – Doczekaliśmy się finału Superpucharu Europy, doczekamy się też meczów w Ekstraklasie. Ale to nie będzie zasada – dodaje Listkiewicz.
Były prezes PZPN zwraca uwagę na inną rzecz. – Kobiety bardzo przydają się w roli sędziego technicznego. Opanowanie ławek nie jest prostą sprawą. W stosunku do mężczyzn trener pozwala sobie na wiele, a do kobiety sobie nie pozwoli, bo wyjdzie na chama i gbura. Poza tym sędzia techniczny podpowiada głównemu, może mieć wpływ na jego decyzje – mówi.
Do kobiety z gwizdkiem w Ekstraklasie jeszcze daleko, ale szlaki przecierają się coraz mocniej. 7 grudnia (Lech Poznań – ŁKS Łódź) jako sędzia techniczna zadebiutowała w Ekstraklasie Ewa Augustyn. Tydzień później (Jagiellonia Białystok – Lechia Gdańsk) na linii sędziowała, po raz pierwszy na tym poziomie rozgrywek, Katarzyna Wójs.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NUMER 52/53)