Wywiad tygodnia z Leszkiem Ojrzyńskim. Sposobem, nie gangiem
Wybór na bohatera wywiadu tygodnia był oczywisty – trener Leszek Ojrzyński sprawił przecież największą od kilku lat niespodziankę w polskim futbolu klubowym. I zajmując z Arką Gdynia miejsce w kwalifikacjach Ligi Europy mocno pokrzyżował szyki wielkiej czwórce LOTTO Ekstraklasy.
ROZMAWIAŁ ADAM GODLEWSKI
– Kiedy tak naprawdę uwierzyłeś, że Puchar Polski może być twój? – Kiedy przejmowałem Arkę, to tliło się w głowie, że zespół czeka nie tylko ciężka batalia o pozostanie w lidze, ale też niesamowita przygoda w finale – mówi „PN” szkoleniowiec Arki. – Przystępując do rozmów z gdyńskimi działaczami wiedziałem, że w grę nie wchodzi przejęcie zespołu tylko po to, żeby prowadzić go w ekstraklasie, a na Puchar Polski wróci Grzesiek Niciński. Tak po prostu nie można. Ojrzyński musiał przejąć drużynę z całym dobytkiem inwentarza, więc jego oczy od razu kierowały się na Stadion Narodowy.
– Myśli też? – Owszem, od pierwszych minut w roli trenera Arki miałem przekonanie, że plan wywalczenia trofeum może się udać. To przecież tylko jeden mecz, na neutralnym terenie, w którym nie wystąpimy w roli faworyta, a wiadomo, że ta nikomu nie pomaga. Od początku snułem takie marzenia, piłkarze, z którymi dużo rozmawiałem na temat występu w finale, podzielali je. Byliśmy powszechnie skazywani na porażkę – zwłaszcza że w meczu ligowym rozegranym w tym roku Lech przyjechał do Gdyni tylko po to, żeby się po Arce… przejechać, 3:0 było już do przerwy. Udało się jednak sprawić przyjemną niespodziankę.
– Dla was to chyba wielka niespodzianka nie była, skoro mieliście przygotowane specjalne koszulki na okoliczność wywalczenia pucharu… – …a szampany mroziły się w pokoju trenerów – owszem, wszystko było przygotowane na fetę, a wynikało z naszej wiary w sukces w finale Pucharu Polski. To nie była żadna zbytnia pewność siebie, tylko wiara, że jesteśmy w stanie skutecznie powalczyć o realizację naszych wspólnych marzeń. Wiara, odwaga i jedność – to były hasła, a właściwie filary, na których chcieliśmy zbudować wygraną w decydującym meczu Pucharu Polski. I zbudowaliśmy! Jest takie wyświechtane powiedzenie, że puchary rządzą się własnymi prawami, ale akurat w naszym przypadku to banalne sformułowanie sprawdziło się w stu procentach. Tyle że to już historia, piękna, ale jednak historia. Musimy już zapomnieć o finale i wszystkie siły rzucić na walkę w lidze, która od początku była i pozostaje priorytetem.
(…)
– Korona grając z charakterem doszlusowała do krajowej czołówki. Arka ma podobny potencjał? – Trener może dużo zdziałać jeśli ma do wykorzystania okres przygotowawczy. Aby odcisnąć swoje piętno, potrzebuję czasu na dotarcie i odpowiednie wytrenowanie motoryki. Bo chcąc grać z charakterem trzeba dużo biegać, a to samo nie przyjdzie, nie weźmie się z patrzenia na tablicę, czy rzutnik. Bazę trzeba wypracować na specyficznych ciężkich zajęciach, żeby potem można było podejmować ryzyko w trakcie meczów. Dlatego nikt nie powinien spodziewać się, że Arka z dnia na dzień przekształci się w gang Ojrzyńskiego. Na to trzeba poczekać, nawet w bogatym RB Lipsk był to przecież proces, który trwał latami. Za to na pewno postaramy się grać sposobem. Za każdym razem innym, dedykowanym każdemu konkretnemu rywalowi. Ten na Lecha sprawdził się w stu procentach, więc początek był co najmniej obiecujący.
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (19/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”