Przejdź do treści
Marchwinski in action during the thirty-second Frecciarossa Italy Cup soccer match between US Lecce and Mantova 1911 at the Via del Mare Stadium in Lecce, Italy, Monday, August 12, 2024. (Credit Image: © Giovanni Evangelista/LaPresse) (Photo by Giovanni Evangelista/LaPresse/Sipa USA)
2024.08.12 Lecce
pilka nozna Puchar Wloch
US Lecce - Mantova 1911
Foto Giovanni Evangelista/LaPresse/SIPA USA/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!

Ligi w Europie

Wychowankowie Lecha Poznań mają problemy

Lech wypracował w Europie markę klubu potrafiącego szkolić. W ostatnich latach Kolejorz zdystansował konkurencję pod względem transferowania wychowanków za granicę, zarazem dostarczając najliczniejszą grupę piłkarzy do reprezentacji. Absolwenci poznańskiej akademii spotykają się jednak z coraz większymi problemami na rynku pracy.

Konrad Witkowski

fot. PressFocus

Liczby robią wrażenie. Od 2016 roku Lech wypuścił w świat 11 wyszkolonych przez siebie zawodników, otrzymując za nich łącznie około 53,5 miliona euro. Mimo przerwy w latach 2018-2019 wielkopolski klub imponuje sprzedażową regularnością: średnio realizuje co sezon więcej niż jeden wychodzący transfer wychowanka, a przeciętna suma, jaka wpływa na jego konto, wynosi 4,9 miliona euro za piłkarza. To odpowiednie kwoty i wystarczająco długi okres, by wyrobić wiarygodność na międzynarodowym rynku. Kolejorz jest już stosunkowo cenionym graczem, a pozycja negocjacyjna uprawnia go do żądania za zawodników coraz poważniejszych stawek. Nie ma to jednak większego znaczenia w chwili wejścia piłkarza do zagranicznej szatni.

PIONIERZY SOLIDNOŚCI

Trudno na tej podstawie wnioskować, iż jakość szkolenia w akademii uległa obniżeniu, lecz faktem jest, że lepiej radzą sobie ci, którzy z Poznania wyjeżdżali jako pierwsi. Przy czym lepiej nie oznacza niczego ponad solidność w europejskiej skali. Jan Bednarek, który Lecha na Southampton zamienił siedem i pół roku temu, gra co kolejkę, dorobił się kapitańskiej opaski na szczeblu Premier League. Kłopot reprezentanta Polski polega na tym, że występuje w outsiderze, a kolekcjonowanie porażek – zwykle wysokich – może już uznać za hobby. Mniej powodów do sportowych zmartwień, choć przy nieporównywalnym poziomie trudności, ma Tomasz Kędziora. 30-latek wypracował sobie na tyle mocną pozycję w Salonikach, że należy postrzegać go jako jedną z ważniejszych postaci w zespole Razvana Lucescu. O statusie Kędziory świadczy komplet minut rozegranych w Lidze Europy, gdzie PAOK zachowuje spore szanse na awans do fazy pucharowej. W minionym roku wychowanek Kolejorza został już w pełni przekwalifikowany na środkowego obrońcę.

Jedyny napastnik, którego w ostatnich latach zdołano wytransferować ze stolicy Wielkopolski, zdobył w bieżącym sezonie pięć bramek. To dorobek dwuznaczny: z jednej strony Dawid Kownacki nie jest nawet najlepszym strzelcem Fortuny Duesseldorf, z drugiej – wychodzi na prostą po kolejnym w karierze zakręcie. 27-latek miał jesienią miesięczną przerwę spowodowaną kontuzją, generalnie jednak cieszy się zaufaniem trenera Daniela Thioune’a. Ostatnie półtora roku pokazuje, że Kownacki to typ zawodnika wyróżniającego się na zapleczu, lecz niewytrzymującego konkurencji w Bundeslidze. 

W specyficznym położeniu znajduje się ten, który przecierał szlaki innym wychowankom Lecha. Karol Linetty wyjechał najszybciej, obrał kurs na Italię, gdzie przez osiem i pół roku zapracował na reputację pomocnika przyzwoitego. To pozwala mu bywać nawet kapitanem Torino. Nie sposób jednak zdefiniować pozycję Polaka w klubie, skoro zdarza się, iż wyprowadza zespół na murawę, by w następny weekend wejść z ławki na końcowe minuty. Znak zapytania przy nazwisku 29-latka jest tym większy, że jego umowa z obecnym pracodawcą obowiązuje tylko do końca sezonu.

KŁOPOTY DUŻE I WIĘKSZE

W czerwcu wygaśnie również kontrakt Roberta Gumnego – przedstawiciela drugiej fali poznańskiej emigracji. Boczny defensor w 2020 roku trafił do Augsburga, gdzie uzbierał setkę występów. Byłoby ich więcej, gdyby nie poważny uraz kolana z poprzedniej wiosny, który zabrał Gumnemu osiem miesięcy. Bilans uczestnika mundialu 2022 w trwającym sezonie to 23 minuty przeciwko Eintrachtowi plus dwa występy w czwartoligowych rezerwach. Nie widać powodów, dla których Augsburg mógłby chcieć zatrzymać polskiego obrońcę. 26-latek nie podbił niemieckich boisk, czego jednak nie da się tłumaczyć wyłącznie przeszkodami natury zdrowotnej. W sezonach 2021-22 oraz 2022-23 miał wystarczająco dużo okazji, by udowodnić przydatność – na tle przeciętnej drużyny nie wyróżnił się niczym.

Podobnie jak Tymoteusz Puchacz w Holstein Kiel. O ile berlińskie niepowodzenie Polaka dało się jeszcze wyjaśnić konkurencją, o tyle jesień spędzona w beniaminku Bundesligi podaje w wątpliwość przygotowanie 25-latka do poważnego futbolu. Lewy obrońca bądź wahadłowy nie przebił się w najsłabszym pod względem kadrowym zespole w stawce. Puchacz nie zaliczył pełnego spotkania, dwa razy grał tylko do przerwy, a najbardziej wymownym momentem rundy była konfrontacja z Mainz, gdy został przez trenera Marcela Rappa zmieniony już w 33. minucie. Wydawało się, że wychowanek Lecha nie ma z kim przegrać rywalizacji o miejsce w składzie, tymczasem na jego miejscu zaczął występować nominalny ofensywny pomocnik. Przygoda Puchacza w Kilonii zakończyła się zmianą klubu. Plymouth Argyle, walczące o utrzymanie w Championship, to już szósty przystanek zawodnika od opuszczenia stolicy Wielkopolski.

Mówienie o negatywnej weryfikacji w lidze niemieckiej byłoby krzywdzące w przypadku Jakuba Kamińskiego. Jednak po co najmniej przyzwoitym debiutanckim sezonie piłkarz Wolfsburga znacząco obniżył loty. W kwestii minut spędzonych na boisku rozgrywki 2024-25 już są dla 22-latka bardziej udane niż poprzednie, ale wciąż daleko im do miana dobrych. W VfL panuje taka konkurencja na skrzydłach, że trener Ralph Hasenhuettl zaczął szukać dla Polaka miejsca piętro niżej. Jednak także wśród bocznych obrońców (wahadłowych) przebić jest się coraz trudniej. Od 20 października wychowanek Kolejorza nie był widziany w podstawowym składzie.

A i tak częstotliwość występów Kamińskiego pozostaje w sferze marzeń jego imiennika oraz dawnego kolegi z szatni. Jakub Moder znajduje się w niewłaściwym miejscu, lecz teraz już w odpowiednim czasie. Pomocnik nie ma najmniejszych szans na regularną grę, osiem minut w lidze świadczy o tym, że został w Brighton zdegradowany do roli statysty. Jednak moment jest dla 25-latka korzystny – pół roku do końca umowy zwiększa cenową atrakcyjność zawodnika, a status reprezentanta kraju sprzyja szukaniu godnego miejsca pracy. Decyzje podjęte w styczniu będą niezwykle istotne dla tej kariery; na zmarnowanie kolejnych miesięcy Moder nie może sobie pozwolić. 

Piłkarze dostający szansę w jedenastce przy okazji początkowej rundy krajowego pucharu, lecz siadający na ławce, gdy przychodzą poważniejsze wyzwania – oto status Kamila Jóźwiaka i Michała Skórasia. Obaj skrzydłowi mają o czym myśleć, mimo wszystko jednak w gorszym położeniu znajduje się starszy z nich. Od transferu do Derby we wrześniu 2020 wartość Jóźwiaka systematycznie spada, z reprezentacji zniknął już trzy lata temu. Wracał z MLS ze sporymi nadziejami, tymczasem przez 11 miesięcy właściwie nie zaistniał w Granadzie. Ubiegłoroczny bilans Jóźwiaka to dwie asysty i nieco ponad tysiąc rozegranych minut. Zawodnik niewybijający się w drugiej lidze hiszpańskiej, w dodatku zbliżający się do 27. urodzin, nie może wzbudzić zainteresowania na zachodnioeuropejskim rynku. Skóraś to trochę inna historia. Zdarza mu się pokazać w rozgrywkach międzynarodowych, a jego kontrakt z Brugge obowiązuje jeszcze przez dwa i pół roku. 24-latek powiela schemat Kamińskiego: obiecujący pierwszy rok w zagranicznym klubie, natomiast drugi sezon naznaczony kłopotami. Po sprowadzeniu Christosa Tzolisa Polak spadł w hierarchii, pełni rolę rezerwowego, wpuszczanego na boisko zazwyczaj jako trzeci-czwarty. Skrzydła, na nieszczęście Skórasia, stanowią obecnie największy atut mistrza Belgii. Absolwent akademii Kolejorza nie ma realnych szans konkurować z Grekiem oraz Andreasem Skov Olsenem.

O tym, jak trudno wypracować nazwisko w silniejszym otoczeniu, przekonuje się Filip Marchwiński. I to znacznie dotkliwiej, niż można było przypuszczać. Najświeższy z transferów poznańskich wychowanków jest zarazem przypadkiem najbardziej niepokojącym. Pomocnik, który zebrał niespotykanie duże doświadczenie w Ekstraklasie oraz zadebiutował w seniorskiej reprezentacji, kompletnie nie istnieje w drużynie broniącej się przed spadkiem z Serie A. Z Półwyspu Apenińskiego docierały sygnały, że po zatrudnieniu nowego trenera położenie Polaka ma ulec zmianie. Tymczasem u Marco Giampaolo 23-latek wciąż nie podnosi się z ławki. Losy Marchwińskiego wywołują duże rozczarowanie również przy Bułgarskiej. Lech nie był przekonany do Lecce, jednak na ten kierunek naciskali piłkarz i jego włoscy przedstawiciele.

ZBIEŻNOŚĆ OCZEKIWAŃ

Kiedy kontakt z zagraniczną rzeczywistością zaczyna przypominać zderzenie, nieśmiało uchyla się furtka powrotu. A jak już wracać, to najlepiej tam, gdzie zna się każdy kąt. Tyle że sprawa jest skomplikowana, bo na transfer tego typu musi złożyć się wiele czynników. Jak przed trzema laty, gdy Kolejorz wykorzystał fakt, że Kownacki szukał szansy na odbudowanie się po urazie, Kędziorę zaś do opuszczenia Dynama Kijów skłoniła sytuacja geopolityczna. Wówczas oczekiwania piłkarzy zbiegły się z planami Lecha. Gdyby tego typu splot okoliczności nastąpił tej zimy i któryś z wychowanków stałby się dostępny, comeback na Bułgarską – najpewniej w formie wypożyczenia – byłby realny. Klub deklaruje pełną determinację, ale tylko w przypadku graczy będących w stanie podnieść jakość zespołu.

Dla zawodników wyszkolonych w akademii drzwi do poznańskiej szatni są otwarte. Prawie zawsze: Lech chce powrotów wychowanków, jednak nie w zbyt zaawansowanym wieku. Wzorzec stanowi Bartosz Salamon, który zasilił Kolejorza jako 30-latek. Tę granicę wkrótce przekroczy Linetty. 47-krotnego reprezentanta w stolicy Wielkopolski przywitano by z otwartymi ramionami, również za rok czy dwa. Decydująca będzie wola piłkarza, który ciesząc się marką we Włoszech, niekoniecznie musi spieszyć się do powrotu do ojczyzny.

Oczekiwania graczy, którzy posmakowali zagranicznego chleba, to jedna strona medalu. Z drugiej znajduje się to, co może zaoferować Kolejorz. Przy Bułgarskiej panuje świadomość, że w ostatniej dekadzie klub rozwijał się zbyt wolno. Mając argument w postaci corocznych występów w fazie grupowej europejskich pucharów, Lech przyciągałby doświadczonych wychowanków. Wówczas perspektywa powrotu przestałaby być postrzegana jako ostateczność.

guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze
Spitygniew
Spitygniew
16 stycznia, 2025 14:47

A co z innymi polskimi piłkarzami, którzy w tym samym czasie wyjechali z Ekstraklasy? Przecież mają takie same problemy, czyli albo nie grają lub bardzo mało albo w słabych klubach…

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 2/2025

Nr 2/2025