Wspominamy redaktora Wojciecha Wiechowskiego
W dniu 20 listopada w Warszawie zmarł w wieku 87 lat redaktor Wojciech Wiechowski. Dziennikarz m.in. „Przeglądu Sportowego”, najdłużej związany z tytułem „Wiadomości Sportowe”, gdzie był sekretarzem redakcji.
(fot. Jan Rozmarynowski)
W swojej pracy zawodowej zajmował się wieloma dyscyplinami. Był znanym i bardzo cenionym ekspertem podnoszenia ciężarów. Interesował się także futbolem. W 1958 roku widział na własne oczy debiut Pelego na mistrzostwach świata w Szwecji. Kochany ojciec, dziadek i pradziadek. Rodzinie i bliskim przekazujemy wyrazy najszczerszego współczucia.
Michał Czechowicz
***
Wojtka Wiechowskiego poznałem w 1988 roku. W redakcji nieco zapomnianego już dziś tygodnika „Wiadomości Sportowe”, która mieściła się przy ulicy Czereśniowej w podwarszawskich Włochach. Byłem nowym nabytkiem, Wojtek natomiast powrócił z zasłużonego wypoczynku. Wszedł do sekretariatu i jakby nic uścisnął mi rękę. Z całą pewnością nie włożył w ten gest pełni ambicji i możliwości, bo ból okazałby się do zniesienia. Widocznie myślami był jeszcze na urlopie, bo w przeciwnym razie mógłbym zapoznać się z doświadczeniem traumatycznym. O sile Wojtka bowiem krążyły legendy. Chłopisko w niego było ogromne, dłonie miał szorstkie, coś na wzór i podobieństwo przytwierdzonych do przedramion żywych imadeł. Jednym słowem – niezbyt statystyczny model sekretarza redakcji. Jeśli do tego dodać twarz z podbródkiem okolonym brodą, wtedy od razu przyjdzie na myśl sienkiewiczowski Ursus, który skręcił kark bykowi szarżującemu na bezbronną i związaną Ligię. Gdyby w tamtych czasach komuna pozwoliłaby przenieść na ekran polską wersję Quo Vadis, Wojtek byłby jedynym kandydatem do objęcia tej roli.
Wojtek z zamiłowaniem stawał w szranki z największymi osiłkami, w tym ze znanymi sztangistami wag ciężkich. Siłował się na rękę. I nie przypominam sobie by kiedykolwiek dał się pokonać, nawet zawodowcy z ukochanej przez Niego dyscypliny podnoszenia ciężarów. W końcu nikt z Nim na tę rękę nie chciał się próbować.
A jednak w tym ogromnym ciele biło iście gołębie serce. Nigdy nie podniósł głosu, na nikogo nie krzyczał. Za to z cierpliwością przekazywał arkana dziennikarskiego rzemiosła. Znał wielu sportowców, w tym piłkarzy, jego natomiast znali prawie wszyscy. Od ekstraklasy do ligi siódmej. Od cokołu do najdalszego LZS-u. Znali Go, bo Wojtek po prostu był super. Takim Go zapamiętamy.
Grzegorz Pazdyk