Wróciłem walczyć o trofea [WYWIAD Z FILIPEM JAGIEŁŁĄ]
W przeszłości uznawany był za talent. W wieku 21 lat trafił do Genoi. We Włoszech wiodło mu się różnie – na drugim poziomie rozgrywkowym spisywał się nieźle, Serie A nie podbił. Po ponad pięciu latach Filip Jagiełło zdecydował się na powrót do Polski, podpisując kontrakt z Lechem Poznań.
Filip Trokielewicz
FOT. P.Dziurman/400mm.pl
Trafiłeś do Genoi z opinią sporego talentu. Wykorzystałeś swój potencjał?
Początek był niełatwy, bo nie grałem – mówi Jagiełło. – Dostałem szansę dopiero pod koniec mojego pierwszego sezonu we Włoszech. Postawił na mnie Davide Nicola, który aktualnie prowadzi Cagliari. Pomogłem w utrzymaniu Genoi na poziomie Serie A. Kiedy po sezonie wyjechaliśmy na urlopy, myślałem, że kolejna edycja rozgrywek będzie zupełnie inna. Sęk jednak w tym, że w klubie zaszły zmiany. Odszedł zarówno trener Nicola, jak i dyrektor sportowy, który sprowadzał mnie do drużyny. Odszedłem na wypożyczenie do Brescii, gdzie przez pierwszy rok spisywałem się na miarę oczekiwań. W drugim sezonie na wypożyczeniu moje plany trochę pokrzyżowała kontuzja. Najlepsza w moim wykonaniu na Półwyspie Apenińskim była kampania 2022-23, wcześniej Genoa spadła do drugiej klasy rozgrywkowej. Odgrywałem później ważną rolę przy awansie do Serie A.
W pierwszym sezonie w Genoi przerobiłeś trzech szkoleniowców. Okoliczności nie sprzyjały spokojnej aklimatyzacji.
Najpierw był Aurelio Andreazzoli, następnie przez chwilę Thiago Motta, a potem wspomniany Davide Nicola. U Thiago Motty wystąpiłem w kilku spotkaniach. Wszedłem choćby z ławki w derbowym spotkaniu z Sampdorią i rozegrałem niezły mecz. Wystąpiłem też od pierwszej minuty z Interem. Kiedy ponownie wydawało mi się, że moje notowania rosną, że będę otrzymywał więcej minut, po raz kolejny doszło do zmiany szkoleniowca.
Przystosowanie się do znacznie wyższej intensywności gry to coś, co często sprawia młodym polskim piłkarzom zagranicą problemy. Tak było też w twoim przypadku?
Myślę, że to był duży przeskok. Odstawałem, jeśli chodzi o przygotowanie motoryczne. Były to jednak deficyty, które można było zniwelować ciężką pracą na treningach. Jeżeli chodzi o aspekty czysto piłkarskie, takie jak umiejętności techniczne, sądzę, że radziłem sobie nieźle. Muszę jednak szczerze przyznać – nie byłem przygotowany na tempo gry we Włoszech.
Jak wspominasz Thiago Mottę? W ostatnich latach jego kariera przyspieszyła.
Trener Motta miał bardzo ciekawy pomysł na grę, ale odnoszę wrażenie, że nie mieliśmy wykonawców, aby sprostać jego oczekiwaniom. Charakterystyka piłkarzy nie predestynowała nas do takiej gry, jaką chciał wdrożyć trener. Kluczowe dla Genoi były wyniki, a te nie szły w parze z momentami atrakcyjną dla oka grą. Nie ma co ukrywać, w Spezii, Bolonii czy teraz Juventusie ma lepszych piłkarzy do dyspozycji.
Dostrzegałeś w nim już wtedy predyspozycje, żeby prowadzić wielkie marki?
Czuć było, że jako zawodnik był na absolutnie topowym poziomie. Czy spodziewałem się w tamtym momencie, że tak szybko obejmie klub pokroju Juventusu? Nie wiem, ale na pewno widziałem u niego ogromne możliwości.
Najlepiej we Włoszech spisywałeś się na drugim szczeblu rozgrywkowym.
Myślę, że Serie B jest niedoceniana. Tymczasem jest tam mnóstwo piłkarzy o wysokich umiejętnościach. Są to rozgrywki trochę podobne do Ekstraklasy, każdy może wygrać z każdym. Dużo zespołów kładzie też nacisk na ofensywę.
To trochę się gryzie z wyobrażeniem o włoskim futbolu, w którym kluczowa jest obrona, gra poukładana i ostrożna.
Powiedzmy sobie szczerze – mało kto ogląda na co dzień drugą ligę włoską. Miałem trochę obaw, jeżeli chodzi o poziom. Nieco z przymrużeniem oka patrzyłem na tę ligę, natomiast szybko zobaczyłem, że martwiłem się na zapas, bo poziom był i jest wysoki.
Nie grając w Genoi, w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu udałeś się na wypożyczenie do Spezii, które nie było zbytnio udane.
Zaliczyłem niezłe wejście do drużyny. Strzeliłem gola w meczu z Catanzaro, a także zanotowałem asystę przeciwko Bari. W marcu wdał mi się jednak stan zapalny ścięgna Achillesa, przez który straciłem trochę czasu. Przez półtora miesiąca trenowałem na lekach przeciwbólowych i przeciwzapalnych. Nie byłem gotowy na sto procent. Jeździłem na mecze jako rezerwowy, ale mógłbym równie dobrze siedzieć na trybunach. Trener powiedział mi wprost, że nie będzie stawiał na zawodnika, który nie jest odpowiednio przygotowany, tym bardziej że wkraczaliśmy w decydujący moment sezonu.
Czego brakowało ci, żeby przez ponad pięć lat spędzonych we Włoszech zakotwiczyć w Serie A?
Rok temu podpisałem nowy kontrakt w Genoi. Po awansie klub sprowadził nowych piłkarzy, choć trener i dyrektor sportowy zapewniali, że widzą mnie w zespole. Wiedziałem, że może być z tym jednak ciężko i pod koniec sierpnia ubiegłego roku naciskałem na transfer, na który klub ostatecznie nie wyraził zgody. Być może tym sobie nie pomogłem. Działacze zobaczyli, że chcę odejść. Uważam, że zasłużyłem na to, aby otrzymać więcej zaufania.
Wyraziłeś w przeszłości opinię, że Serie B jest lepsza od Ekstraklasy.
W tamtym momencie tak sądziłem. Teraz nie jestem w stanie jeszcze tego skonfrontować, ponieważ w Lechu na razie wchodziłem jedynie z ławki. Wcześniej oczywiście śledziłem to, co działo się w ostatnich sezonach w Polsce. Mam poczucie, że Ekstraklasa jest coraz lepsza, ale więcej będę mógł powiedzieć, kiedy rozegram przynajmniej kilkanaście spotkań.
Długo zastanawiałeś się nad powrotem do Polski?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że szybko podjąłem decyzję. Biorąc jednak pod uwagę to, że chciałem trafić do klubu, który będzie rywalizował o najwyższe cele, Lech wydawał się być najsensowniejszą opcją. Wróciłem walczyć o trofea. Miałem też kilka propozycji z Turcji i Serie B, ale chciałem spróbować czegoś innego.
A nie obawiasz się, że powrót na krajowe podwórko to bilet w jedną stronę? Wyjechać zagranicę ponownie może być już ciężko.
Nie, bo nie wracam po roku spędzonym za granicą, tylko po pięciu latach. Wydaje mi się, że wyrobiłem sobie na tyle dobrą opinię we Włoszech, że spokojnie mógłbym tam wrócić za kilka lat. Ale na ten moment w ogóle o tym nie myślę. Skupiam się na tym, aby nadrobić zaległości treningowe. Nie byłem na obozie z Genoą. Trenowałem z kilkoma zawodnikami w klubie, potrzebuję czasu, żeby odbudować formę.
Jakie emocje towarzyszyły ci, debiutując w barwach Lecha w Lubinie?
Czułem się bardzo dziwnie. Na trybunach było mnóstwo moich przyjaciół. Nie było to łatwe. Próbowałem się jednak odciąć od bodźców z zewnątrz. Sam nie jestem jeszcze w stanie opisać tego uczucia, które mi towarzyszyło.
Powiedziałeś kiedyś, że chciałbyś jeszcze zagrać w Zagłębiu. A zatem?
Dalej to podtrzymuję. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Kiedyś myślałem, że jeżeli wrócę do Polski, to tylko do Zagłębia. Jeżeli chodzi o powrót na stare śmieci, to nie zmieniłem zdania. Chciałbym jeszcze kiedyś reprezentować klub, w którym się wychowałem. Tylko że do tego nie wystarczą jedynie moje chęci.