Uno, dos, tres! Sevilla wygrywa Ligę Europy trzeci raz z rzędu!
Dla Sevilli wygrywanie w finałach Ligi Europy staje się chlebem powszednim. Piłkarze z Andaluzji w środę pokonali na Sankt Jakob Park w Bazylei prowadzony przez Juergena Kloppa Liverpool FC (3:1). Palanganas wygrali rozgrywki trzeci raz z rzędu! Już dwa triumfy ma na koncie Grzegorz Krychowiak.
Piłkarze Sevilli mają powody do radość. Dziś triumfowali w Lidze Europy trzeci raz z rzędu!
Obie ekipy nie radziły sobie w tym sezonie najlepiej w krajowych ligach. Do okazania ambicji i umiejętności liverpoolczycy oraz podopieczni
Unaia Emery’ego potrzebowali występów w Lidze Europy. Przed dzisiejszym starciem wystarczyło przypomnieć sobie choćby fenomenalny mecz rewanżowy 1/4 finału The Reds z Borussią Dortmund. Wówczas zawodnicy
Juergena Kloppa walczyli jak szaleni. Dzięki bramce
Dejana Lovrena z doliczonego czasu gry awansowali do kolejnej rundy. Tymczasem o Palanganas najlepiej świadczył fakt, że starcie na Sankt Jakob Park w Bazylei było ich trzecim finałem Ligi Europy z rzędu! Dwa poprzednie – w tym warszawski – gracze Emery’ego wygrali.
W podstawowym składzie Andaluzyjczyków znalazło się w środę oczywiście miejsce dla jednego z najważniejszych ich piłkarzy – Grzegorza Krychowiaka. Polak został zresztą całkiem niedawno wybrany przez kibiców SFC do najlepszej „11” ostatniej dekady.
Na początku starcia zespół Krychowiaka miał jednak spore problemy z Anglikami. The Reds byli wyraźnie szybsi od Hiszpanów, częściej też przedostawali się w ich pole karne. Po kilku minutach soczysty strzał z daleka oddał
Emre Can, ale
David Soria zbił piłkę do boku.
Kolejne zagrożenie pod bramką Sevilli stworzył
Daniel Sturridge. Reprezentant Anglii strzelił główką i gdyby nie czujność
Daniela Carrico, futbolówka pewnie wpadłaby do bramki. Portugalczyk mógł przebyć wkrótce drogę od bohatera do… antybohatera. W 12. minucie
Roberto Firmino przeprowadził akcję w polu karnym i trafił piłką w rękę Carrico. Sędzia karnego nie odgwizdał, choć miał ku temu solidne podstawy.
Na odpowiedź Andaluzyjczyków musieliśmy czekać dość długo. Po pół godzinie gry mógł paść piękny gol, ale
Kevin Gemeiro przy strzale przewrotką minimalnie chybił.
Co nie udało się jemu, wyszło po przeciwnej stronie boiska Sturridge’owi. Napastnik The Reds dostał piłkę przed polem karnym, wszedł z nią w szesnastkę, po czym oddał niesygnalizowany strzał zewnętrzną stroną stopy. Futbolówka wpadła do siatki tuż obok słupka. Soria nie miał nic do powiedzenia.
Sevilla jeszcze na dobre się nie otrząsnęła, a piłka po raz kolejny znalazła się w jej bramce. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Dejan Lovren znakomicie uderzył głową, futbolówka wpadła do siatki, ale absorbujący uwagę bramkarza Sturridge znajdował się na pozycji spalonej.
W tej sytuacji sędzia
Jonas Eriksson się spisał, ale chwilę później powinien był odgwizdać rzut karny dla Liverpoolu. Piłkę we własnym polu karnym ręką zagrał Krychowiak. Nie wyglądało to bynajmniej na zagranie przypadkowe.
The Reds się nie zrażali i atakowali Hiszpanów w dalszym ciągu. Pierwsza połowa zakończyła się jednak wynikiem 1:0 i na kolejną dawkę emocji trzeba było czekać kwadrans.
15 minut minęło i od razu pojawiły się emocje. Piłkarze Sevilli widocznie wysłuchali co nieco od trenera Emery’ego, bo po przerwie rzucili się do ataku. W 46. minucie świetnym dryblingiem z prawej strony popisał się
Mariano, po czym podał po bramkę do Gameiro. Francuz tylko dostawił nogę i zrobiło się 1:1.
Chwilę potem Liverpool mógł zostać po raz kolejny skarcony za nieuwagę.
Ever Banega zagrał w tempo do Gameiro, a ten popędził z piłką ile sił w pole karne. W ostatniej chwili udanie zainterweniował
Kolo Toure.
Wydawało się w następnych minutach, że sytuacja nieco się uspokoiła, ale wreszcie pod bramką LFC się zagotowało. Po dalekim wrzucie z autu
Steven N’Zonzi zgrał głową do zupełnie niepilnowanego Gameiro, a ten uderzył prosto w rozpaczliwie interweniującego
Simona Mignoleta. Po zmianie stron Palanganas byli tak zmotywowani, że wreszcie musieli wyjść na prowadzenie. Hiszpanie przeprowadzili znakomitą zespołową akcję. Pod jej koniec
Coke przedryblował obrońców The Reds, po czym strzelił swojego pierwszego gola w LE 2015/16.
Na tym jednak Hiszpan nie zamierzał poprzestawać. 29-latek był bohaterem kolejnej bramkowej akcji, która wzbudziła kontrowersje wśród kibiców LFC. Nieporadnie we własnym polu karnym zachowali się zawodnicy The Reds, po czym piłka trafiła do kapitana Sevilli. Sędziowie zawahali się na moment, ponieważ sądzili, że podanie wykonał któryś z graczy Emery’ego. Okazało się jednak, że było inaczej, a Coke nie znajdował się na spalonym. Kapitan znów pokonał Mignoleta i Andaluzyjczycy prowadzili już dwiema bramkami.
W tym momencie fani Liverpoolu mieli nadzieję, że ich pupile powtórzą wyczyn z rewanżowego meczu z Borussią w ćwierćfinale. Jednak mimo upływu minut nic się na ich korzyść nie zmieniało. Pod koniec spotkania sędzia techniczny poinformował, że zawodnicy spędzą na placu boju dodatkowych 240 sekund. Po ich upływie arbiter zagwizdał po raz ostatni, a Hiszpanie unieśli ręce w geście triumfu!
tboc, PiłkaNożna.pl