Trzy Lwy straszą Europę. Lepsza, młodsza twarz Anglii
Gdy Wielka Brytania pogrąża się w coraz większym politycznym chaosie, którego efektem ubocznym jest obojętność wobec problemów społeczeństwa, oderwanie oferuje reprezentacja Anglii. Kiedyś służąca kibicom do wyrażenia frustracji na nowobogackiej klasie piłkarzy, teraz stała się nadzieją, że przyszłość może być radosna.
MICHAŁ ZACHODNY
Portugalczycy zdobyli ledwie dwa punkty w meczach z Ukrainą i Serbią, strzelając tylko jednego gola. Niemcy i Holendrzy będą w czerwcu gonić w tabeli Irlandię Północną. Chorwaci sensacyjnie polegli z Węgrami i skomplikowali sobie sytuację w całkiem wyrównanej grupie. Belgowie, Włosi i Francuzi zaczęli eliminacje od sześciu zdobytych punktów, ale nadal nie w takim stylu, jak Anglia. Czwarta drużyna na świecie rozjechała jak walec Czechów (5:0) i Czarnogórców (5:1), w zasadzie sprawiając, że dalsza część rozgrywek grupowych, używając popularnego na Wyspach idiomu, będzie dla nich niczym spacerek po parku.
Owszem, w poprzednich latach Anglicy również nie mieli problemów z eliminacjami, ale nawet dostając się na mistrzostwa świata w Rosji, prezentowali inną formę. Grali trochę bardziej minimalistycznie: wygrywając osiem z dziesięciu spotkań, tracąc tylko trzy bramki, lecz strzelając 18. Tymczasem teraz, tuż po starcie, po dwóch meczach piłkarze Garetha Southgate’a mają goli już dziesięć.
To poniekąd efekt zmiany ustawienia, która dokonała się po mundialu. System z trójką środkowych obrońców został zastąpiony przez 1-4-3-3, co z kolei znacznie skuteczniej wykorzystuje jakość na skrzydłach. Tam przecież jest największe bogactwo Southgate’a, tam są talenty, które eksplodowały w tym sezonie – Jadon Sancho z Borussii Dortmund jest najlepszym, choć niejedynym przykładem. Ale też tam najlepiej czuje się bodaj najlepszy obecnie angielski piłkarz, Raheem Sterling. 25-latek z Manchesteru City jest dla młodszych kolegów z ofensywy wzorcem i stał się też liderem.
Sterling jest kluczem do wszystkiego dobrego, co dzieje się z obecną angielską drużyną narodową. Na mundialu nie strzelił ani jednego gola, zaliczył tylko asystę i jeden celny strzał, choć przecież był ważną postacią zespołu. Wciąż jednak trwała dyskusja o najlepszej dla niego roli, o tym, czy grając u boku Harry’ego Kane’a spełnia się i może dać drużynie tyle, ile daje Manchesterowi City. Dwa wiosenne mecze z Czechami i Czarnogórą pokazały, że Southgate odpowiedź dał idealną.
Jak zwykle sprawnie progres Sterlinga w reprezentacji Anglii ujęła Eni Aluko w felietonie dla „Guardiana”. – Zdecydowanie więcej oferuje pod bramką przeciwnika. Porównując do jego występów na mistrzostwach świata, to niesamowite, jak urosła jego pewność siebie. Oglądałam jego mecze w Rosji i czasem wydawało mi się, że on nie chce wbiegać w pole karne, nie chce walczyć o swoje okazje. A teraz, gdy ma już szansę, w dziewięciu przypadkach na dziesięć kończy się ona golem. Z doświadczenia wiem, jak ważna dla napastnika jest ta pewność siebie, wiara w to, że każde wejście w szesnastkę skończy się bramką lub asystą. Nie martwi się tym, że może popełnić błędy, nie dba też o to, co myśli się o jego pozaboiskowych zachowaniach – twierdzi 102-krotna reprezentantka Anglii i piłkarka Juventusu Turyn.
Zachwytów nad Sterlingiem nie ma końca, ale postronnych obserwatorów nie powinno to dziwić. W końcu „odpalenie” tego zawodnika w kadrze trwało. Aż trudno uwierzyć, ale skrzydłowy w 49 meczach ma tylko 8 goli – połowę z nich strzelił w marcowych spotkaniach eliminacji, dwa kolejne dołożył jesienią przeciwko Hiszpanii. Tamto zwycięstwo w Sewilli znaczyło dla Anglii wiele: pokazało, że może rywalizować z potęgami, że może im strzelać sporo goli, a do tego grać w porywającym stylu. Drużyna Southgate’a w czterech z pięciu ostatnich meczów zdobyła przynajmniej trzy bramki. I wreszcie, po trzech latach przerwy, w drużynie narodowej zaczął strzelać Sterling.
– Jego liczby są w tym sezonie niesamowite. Pokazuje wszystkim młodzieżowcom, o co powinno chodzić w grze. Mogę się tylko cieszyć, że dzielę z nim boisko – komplementował starszego kolegę Sancho. – Widać jego skupienie na treningach, jego przygotowanie do wszystkiego, więc młodsi zawodnicy wchodzący do składu mają prosty wybór: jeśli będą robić to, co on i Harry Kane, to jest szansa, że będą grali równie dobrze – zdradzał Southgate.
Zresztą ostatnie dwa tygodnie przerwy reprezentacyjnej były dla Anglii okazją do rozmowy na wiele trudnych tematów. Pierwszym był rasizm, którego przejawy nie tylko w środowisku piłkarskim na Wyspach i w obliczu Brexitu wzrosły do alarmujących rozmiarów, ale również ten, który dotknął zespół Southgate’a w Podgoricy. Tam osobnicy siedzący na sektorach gospodarzy kierowali obraźliwe okrzyki i zachowania w stronę najmłodszych zawodników reprezentacji Anglii: Calluma Hudsona-Odoia, jak i wspomnianego Sancho. O ile selekcjoner Czarnogóry uciekł od tematu, twierdząc, że niczego nie słyszał, o tyle Southgate w mocnych i stanowczych słowach wypowiedział się w temacie walki z rasizmem, ale też budowania świadomości. Bo problem jest szerszy i coraz poważniejszy w angielskim społeczeństwie.
Jednak nie warto lekceważyć drugiego tematu, który z perspektywy boiskowej jest dla Anglii równie istotny. Wychodząc na boisko w meczu z Czechami, Hudson-Odoi pobił 64-letni rekord ustanowiony przez Duncana Edwardsa, fantastycznego piłkarza Manchesteru United, który zmarł w konsekwencji katastrofy lotniczej w Monachium w 1958 roku. Teraz to skrzydłowy Chelsea jest tym najmłodszym, który zagrał w meczu reprezentacji Anglii, a jego wynik to 18 lat i 135 dni. I dwadzieścia minut z jego udziałem było kolejnym sygnałem, jak bogata w talenty jest tamtejsza kadra prowadzona przez Southgate’a.
Hudson-Odoi jest jednak nie tylko rozwiązaniem, ale i problemem – każdy wie, że u Maurizio Sarriego w klubie bywa głównie dodatkiem. Choć szanse w Chelsea dostaje coraz częściej, to już zimą chciał odejść do Bayernu Monachium, by tam spełniać się na miarę tego, jak eksplodował talent Sancho. To pewnie stanie się prędzej niż później, ale przez ograniczoną liczbę minut w klubie Southgate wcale nie podchodzi tak optymistycznie do zasobów. – Widzimy bardzo młodych piłkarzy z całego świata, którzy otrzymują szanse w drużynach narodowych, ale to wynikało głównie z ograniczeń danego kraju. My również znajdujemy się w tej sytuacji. Musimy przez to myśleć bardziej kreatywnie. Nie możemy czekać, aż dany piłkarz zagra w 40, 50 meczach ligowych, ale to też nie oznacza, że nie ma takiej jakości, by w kadrze wejść i spisać się dobrze – tłumaczył selekcjoner.
Southgate ma czasem filozoficzną manierę w wyrażaniu opinii. – Obecnie młodzi ludzie mają więcej wiary w siebie. W każdym środowisku szefowie są mniej despotyczni w swoim podejściu, a to pomaga młodzieży w wyjściu przed szereg, byciu kreatywnym i przekonaniu, że mogą zrobić różnicę. Gdy tylko da się młodym ludziom szansę, wiele osób są w stanie zaskoczyć – mówił pomiędzy meczami z Czechami i Czarnogórą. – W moich czasach słyszało się: nie odlatuj, musisz sobie zasłużyć na grę… Ale czy to sprawiało, że realizowaliśmy swój potencjał? Nie sądzę. Dostaliśmy dzięki temu wiele wartości, musimy też mieć pewność, że ich nie stracimy, bo szacunek i docenienie tego, co się ma są ważne, lecz trzeba też promować talent. Chociaż ci chłopcy nie są naszymi zawodnikami dzień w dzień, musimy zrównoważyć odpowiedzialność klubów i piłkarzy – dodawał.
Zresztą przed przerwą na kadrę Southgate musiał się również zmierzyć z krytyką wobec powołań: skoro powołał Hudsona-Odoia, to dlaczego pominął Phila Fodena, który jeszcze odważniej wchodzi i jeszcze lepiej radzi sobie w mocniejszym od Chelsea klubie? Dlaczego szukając zawodników w formie, pominął błyszczącego w Southampton Jamesa Warda-Prowse’a, gdy wybrał wyróżniającego się rzadko Rossa Barkleya? Ten ostatni zagrał też dwa kapitalne spotkania, jeszcze z Czechami popisując się asystą, ale już w Podgoricy dodając do kluczowego podania także dwa gole. I jego przykład wejścia na inny poziom w kadrze jest swego rodzaju hołdem dla zdolności trenerskich i interpersonalnych Southgate’a.
Wystarczy dobrze czytać między wierszami w wypowiedziach 25-letniego pomocnika. – Wszystko jest zależne od wiary w siebie, pewności. Skupiam się na tym, by dodać coś do drużyny. Mam 25 lat, wreszcie czuję się panem swojego losu i dzień w dzień poprawiam swój poziom. Wiem, że wciąż jest miejsce do rozwoju w klubie i w kadrze. Zresztą nie tylko ja. Cały tydzień widziałem, jak zachowywali się na treningach młodsi zawodnicy. Byli niesamowici. Przyszłość jest świetlana. Spójrzmy na Declana Rice’a: oglądałem jego wiele spotkań w West Hamie, gdzie zabezpiecza całą linię obrony, rozpoczyna ataki… A teraz wszedł do kadry i pokazał to samo, jakby był z nami od lat. Widzimy więc, ile jest jakości w drużynie, ale też jacy zawodnicy wciąż mogą się w niej znaleźć. Oglądamy kadry U-21, U-20… Nie ma w tych chłopkach strachu przed wejściem do seniorów. A nasz zespół po mundialu dostał kopa tylko do rozwoju. Każdy z nas może się poprawić. Nie jesteśmy w futbolu po to, by zaakceptować swoje miejsce. Jesteśmy na właściwej ścieżce, naszym celem jest bycie najlepszymi na świecie – mówił buńczucznie Barkley.
No właśnie, czy tak buńczucznie? Zasoby Anglików na każdej pozycji są niesamowite, a odkąd – w przeciwieństwie do połowy społeczeństwa domagającego się Brexitu – otworzyły się na Europę klapki na oczach młodych zawodników, będą tylko większe. W ofensywie Anglia będzie miała kim straszyć nie tylko w eliminacjach Euro 2020, ale też w kolejnej dekadzie, czy z Southgate’em u sterów, czy bez niego. Już dziś kibic tamtejszej reprezentacji może być dumny z możliwości ustalenia drużyny na mundiale 2026, 2030. Rywale te zestawienia muszą traktować jako ostrzeżenie.
Największym wrogiem Anglii wobec realizacji własnego potencjału jest oczywiście to, co dzieje się w głowach piłkarzy. Przecież wiemy, że w tamtejszym środowisku granica między zachwytem a gnojeniem utalentowanych zawodników jest bardzo cienka – czego idealnym przykładem jest właśnie nowy bohater narodowy, Sterling. Poprzednie dekady też miały symbolicznie stworzone „najlepsze jedenastki kolejnych złotych generacji” zawodników i nigdy nie dochodziło do spełnienia kibicowskich marzeń, choć w klubach Anglików było więcej.
Jak więc traktować obecną reprezentację Anglii? Na pewno jako coś ekscytującego, zespół potrafiący grać w przeciwieństwie do trendów dotykających futbol na poziomie międzynarodowym. A przede wszystkim drużynę, która po mistrzostwach świata dostrzegła konieczność dalszej restrukturyzacji i dzięki Lidze Narodów – skądinąd okraszonej zwycięstwem w trudnej grupie i awansem do czerwcowych finałów – już niemal dokonanej. To właśnie wtedy, na kolejnym etapie rywalizacji w nowych rozgrywkach UEFA z Portugalią, Szwajcarią i Holandią poznamy pełną skalę możliwości, zwłaszcza mentalnych, reprezentacji Southgate’a. Jeśli wytrwa i wygra, furtka do kolejnych triumfów otworzy się jeszcze szerzej. Bo jeśli czegoś brakuje Anglikom, to przekonania, że mogą wszystko, nie muszą. Szansę mieli zawsze, ale obciążenie i presja dewastowały kolejne zespoły. Nie było chęci zagłębienia się w problemy drużyny i w poszukiwanie takich rozwiązań, które od początku pracy wprowadza Southgate.
Ma więc Anglia idealną ścieżkę do mistrzostw Europy w 2020 roku. Eliminacje – powiedzmy wprost – ma już za sobą, na turnieju, który obejmie cały kontynent znajdzie się na pewno. Rywalizacja w Lidze Narodów zostanie przyjęta jako dodatek, ale i kolejne pole do przygotowywania zespołu pod kątem fazy pucharowej i z niebezpieczeństwami, które na niego czekają. W Rosji reprezentacja Anglii w półfinale z Chorwacją strzeliła pierwszego gola, dzielnie się broniła, ale wystarczyło jedno pęknięcie, by pojawiło się kolejne, a ostatecznym była bezradność z jaką piłkarze Southgate’a atakowali w dogrywce, szukając wyrównującego gola. Właśnie wtedy selekcjoner Anglików dostrzegł nie problem, lecz rozwiązanie i z użyciem młodzieńczej fantazji oraz potencjału przygotowuje się na kolejny podbój. Jego sukces za rok nie będzie już uznany za niespodziewany.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (14/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”