Tomasz Magdziarz: Jest nam wstyd
Jarosław Araszkiewicz, powołany przez prezes Pyżalską w trybie awaryjnym na stanowisko trenera, miał być zbawicielem Warty. W przeciągu pięciu dni miał przebudować zespół i przygotować go na ciężki pojedynek z Arką Gdynia. Niedzielny mecz pokazał jednak, że w piłce nożnej nic nie dzieje się z dnia na dzień.
Na tle podopiecznych Petra Nemca Zieloni wypadli blado, chociaż niewiele brakowało, a schodziliby z boiska jako zwycięscy. Do zdobycia upragnionych trzech punktów zabrakło 15 minut.
– Trzeba wprost powiedzieć, że remis z Arką na własnym stadionie to porażka Warty Poznań. Przed sezonem mieliśmy jasno określony cel – awans do Ekstraklasy. Jest nam wstyd, że zespół złożony z tak znakomitych piłkarzy nie jest wstanie od miesiąca wygrać meczu – mówił po meczu zrozpaczony Tomasz Magdziarz.
Pomocnik Warty po niedzielnym spotkaniu nie powinien mieć sobie jednak nic do zarzucenia. Jak na kapitana przystało świetnie dyrygował grą swojego zespołu, a w 17. minucie wlał w serca swoich kolegów nadzieję na zwycięstwo pokonując strzałem z najbliższej odległości Marcina Juszczyka. Po meczu jednak zamiast radości na jego twarzy malował się żal i rozgoryczenie: – Dla mnie każda bramka strzelona dla Warty jest czymś szczególnym. Pełnia szczęścia jest jednak dopiero wtedy, kiedy ten gol przynosi zwycięstwo. Remis z Arką traktuję jak porażkę, więc i radości na mojej twarzy próżno szukać.
Kapitan Zielonych nie załamuje jednak rąk i wierzy w przebudzenie Warty. Nadzieję na lepsze jutro pokłada w trenerze Araszkiewiczu, który jego zdaniem ma wystarczające umiejętności, by wyciągnąć poznański zespół z kryzysu. – Myślę, że pewną przemianę było już widać. Szczególnie dobrze prezentowaliśmy się w stałych fragmentach gry. Nie wyrzucaliśmy już piłki z autu na oślep przed siebie, ale staraliśmy się rozegrać to bardziej piłkarsko. Mam nadzieję, że z dnia na dzień nasza gra będzie wyglądała coraz lepiej, co zaowocuje powiększeniem dorobku punktowego – mówił Magdziarz.
Aby jednak Warta zaczęła zdobywać punkty, wewnątrz samego zespołu musi dojść do mentalnej przemiany. Drużyna złożona z wielu indywidualności nigdy nie włączy się do walki o najwyższe cele, jeśli nie stanie się monolitem. Na ten właśnie aspekt podczas swojej pracy trenerskiej największy nacisk chce położyć Jarosław Araszkiewicz. – Zgadzam się z trenerem w stu procentach – przyznaje bez wahania Magdziarz. – W dzisiejszej piłce nazwiska zawodników są sprawą drugorzędną. Najważniejszy jest kolektyw i boiskowa współpraca. Aby myśleć o zwycięstwie, trzeba zostawić dużo zdrowia na boisku – zakończył piłkarz Zielonych.
Grzegorz Lemański, Piłka Nożna