Spora niespodzianka w Białymstoku
Do sporej niespodzianki doszło w pierwszym niedzielnym meczu 4. kolejki Lotto Ekstraklasy. Jagiellonia Białystok przegrała przed własną publicznością z Sandecją Nowy Sącz (1:3). Dla beniaminka było to pierwsze zwycięstwo w historii występów w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Marian Kelemen skapitulował trzykrotnie (fot. Łukasz Skwiot)
Jagiellonia wygrała już w tym sezonie trzy spotkania, jednak żadne z nich nie przyszło wicemistrzowi Polski łatwo. Ogranie w końcówce Górnika Zabrze po dwóch rzutach karnych i pokonanie Pogoni Szczecin po prezencie Jarosław Fojuta to nie są rezultaty, które rzucałyby na kolana, ale „Jaga” za każdym razem sięgała po trzy punkty, a na końcu wszystkich rachunków właśnie to jest najważniejsze.
Jeśli zaś chodzi o Sandecję, to po dwóch bezbramkowych remisach, przegrała ona ostatnio z Legią Warszawa. O ile gra obronna beniaminka wygląda od początku rozgrywek więcej niż przyzwoicie, to trzeba sobie szczerze powiedzieć, że w ofensywie nie ma on zbyt wielu argumentów. Najlepiej świadczy o tym fakt, że w trzech spotkaniach piłkarzom Radosława Mroczkowskiego nie udało się strzelić ani jednego gola.
Zgodnie z przewidywaniami, od początku meczu ton wydarzeniom na boisku nadawali gospodarze, którzy już w pierwszym kwadransie stworzyli sobie dwie groźne okazje. Najpierw na bramkę
Michała Gliwy uderzał
Martin Pospisil, a następnie stuprocentowej szansy nie zdołał wykorzystać
Cillian Sherdian, który z najbliższej odległości nie potrafił skierować piłki do bramki.
Jagiellonia nie wykorzystała swoich okazji, większą skutecznością wykazali się piłkarze z Nowego Sącza. W 26. minucie Tomasz Brzyski otrzymał długie podanie z głębi pola, wpadł z piłkę w pole karne i wyłożył ją do Aleksandara Kolewa. Ten uderzył bez przyjęcia i mimo tego, że aż trzech obrońców próbowało zablokować strzał, to futbolówką wpadła do siatki.
Sędzia Szymon Marciniak zdecydował się na skorzystanie z weryfikacji wideo, ponieważ nie był pewny, czy Brzyski w momencie podania nie był na pozycji spalonej. Jak się jednak okazało, wszystko odbyło się prawidłowo i gola dla Sandecji mógł zostać uznany. Było to trafienie historyczne, ponieważ pierwsze dla Sandecji w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Goście nie cieszyli się zbyt długo z prowadzenia. W 35. minucie dośrodkowanie w pole karne Sandecji na gola zamienił Cillian Sheridan, który uderzył głową. Piłka po drodze do bramki odbiła się jeszcze Dawida Szufryma i wpadła do siatki obok Michała Gliwy, który nie miał szans na skuteczną interwencję.
W pierwszej połowie kolejnych goli już nie oglądaliśmy, a kibice w Białymstoku mieli nadzieję, że ich pupile ruszą po zmianie stron do bardziej zdecydowanych ataków i zdołają przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Inny scenariusz na to spotkanie mieli jednak piłkarze Mroczkowskiego, którzy w 51. minucie objęli prowadzenie. Filip Piszczek obsłużył dobrym podaniem Mateusza Cetnarskiego, a ten z najbliższej odległości pokonał Mariana Kelemana.
Gospodarze rzucili się do odrabiania strat i mogło się im to udać już w 57. minucie. Dobry strzał Fiodora Cernycha zdołał jednak sparować Gliwa.
Kiedy mecz powoli chylił się ku końcowi, sędzia Szymon Marciniak zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego dla gości z Nowego Sącza. Bartłomiej Dudzic był faulowany w polu karnym Jagiellonii, a arbiter po szybkiej konsultacji uznał, ze Sandecji należy się „jedenastka”. Pewnym egzekutorem karnego okazał się Wojciech Trochim, który zamknął to spotkanie.
Więcej bramek już w Białymstoku nie zobaczyliśmy i po końcowym gwizdku ze zwycięstwa mogli się cieszyć goście. Sandecja nie tylko zdobyła pierwsze gola podczas swoich występów w elicie, ale odniosła również pierwsze zwycięstwo w ekstraklasie
PiłkaNożna.pl