Specjalnie dla nas: Aleksiej Baga
Jeden z najzdolniejszych białoruskich trenerów. Rok temu jego BATE Borysów zniweczyło marzenia mistrza Polski o Champions League. Zimą łączono go z Jagiellonią Białystok. Ostatecznie przejął wileński Żalgiris, ale o zainteresowaniu znad Wisły ciągle słyszy.
Czy Baga ponownie zmierzy się z Piastem Gliwice? (fot. Irek Dorozanski / 400mm.pl)
JAROSŁAW TOMCZYK
WILNO
Los lubi płatać figle – niewykluczone, że w kwalifikacjach Ligi Europy prowadzony przez pana Żalgiris trafi na Piasta Gliwice.
Nie, tylko nie to. Można wylosować lepiej. Przed rokiem BATE mające większy potencjał od Żalgirisu uporało się z Piastem z dużym trudem – mówi Baga. – Żalgiris to zespół w budowie, Piast wydaje się dzisiaj dla nas za silny, choć oczywiście w futbolu wydarzyć się może wszystko. Po spadku Piasta do Ligi Europy byłem przekonany, że bez problemu poradzi sobie z FC Ryga, a jednak piłka raz jeszcze okazała się nieprzewidywalna.
Zgodzi się pan, że w spotkaniach BATE z Piastem przez jakieś 70 procent czasu gry lepsi byli gliwiczanie?
Trudno się nie zgodzić. Nie kryję, nasi przeciwnicy trochę mnie wówczas zaskoczyli. Byli świetnie przygotowani. Szczególnie w pierwszym meczu w Borysowie prezentowali się bardzo dobrze. W rewanżu przeważyły indywidualne błędy rywali i nasze europejskie doświadczenie, które pozwoliło je wykorzystać. Z dużym szacunkiem myślę o trenerze Waldemarze Fornaliku, mieliśmy okazję trochę porozmawiać, zaimponował mi klasą.
Fornalik dalej pracuje w Gliwicach, panu w grudniu podziękowano w BATE. Zespół, z którym zdobył pan trzynaste z rzędu mistrzostwo Białorusi ostatecznie nie zakwalifikował się do fazy grupowej nie tylko Ligi Mistrzów, ale także Ligi Europy, a później utracił tytuł mistrzowski na rzecz Dynama Brześć.
Było nas stać na awans w Lidze Europy. Kazachska Astana, z którą toczyliśmy decydujące boje to silny zespół, ale był do przejścia, zawaliliśmy sprawę na wyjeździe. Twierdzę natomiast, że mistrzostwo było poza zasięgiem. Po śmierci właściciela, BATE jako klub przechodzi naturalną w takiej sytuacji przemianę. To miało odbicie na boisku. Tymczasem w budowanym od kilku lat za duże pieniądze i w zupełnie inny sposób Brześciu rzucono wszystko na szalę by to wykorzystać i w końcu wygrać ligę.
W przerwie zimowej mówiono głośno, że trafi pan do Białegostoku i poprowadzi Jagiellonię. Pojawiały się nawet informacje, że byliście już z prezesem Cezarym Kuleszą dogadani.
Zainteresowanie ze strony Jagiellonii było, ale uważam, że droga do podpisania umowy była jednak daleka. Wiem, że w Białymstoku pracuje trener z Bułgarii i życzę mu powodzenia.
Śledzi pan polską ligę?
Ja w ogóle uważnie i z zainteresowaniem obserwuję polską piłkę. Polska na wschodzie odbierana jest jako dobre okno wystawowe do najlepszych zachodnich lig. Poza tym nie brakuje mi w waszej lidze znajomych. Choćby Waleriana Gwilię czy Filipa Mladenovicia znam przecież z BATE.
Chciałby pan pracować w Polsce?
Ekstraklasa ma być docelowo powiększona do 18 drużyn. Praca w takich rozgrywkach, dobrze opakowanych medialnie, dobrze promowanych, to jest wyzwanie, a o choćby luźnych propozycjach w moim kierunku słyszę co jakiś czas, więc może kiedyś faktycznie przyjadę u was pracować?
A gdyby pojawiła się propozycja z klubu pierwszoligowego?
Wszystko zależy od postawionego zadania. Jeśli klub ma jasno sprecyzowany cel i realne podstawy jego realizacji, to jest to zawsze najlepsze wyzwanie dla każdego ambitnego trenera.
To jakie zadania dostał ambitny trener w tak mało piłkarskim kraju jak Litwa?
Tu faktycznie niepodzielnie króluje koszykówka i futbol jest za nią daleko w tyle. Żalgiris to jednak duża marka, odnosił sukcesy nawet w lidze ZSRR. Dzisiaj naszym zadaniem jest przywrócić mu prymat na Litwie. Superpuchar już wywalczyliśmy. Chcemy też zdobyć puchar, ale przede wszystkim zdystansować Suduvę Mariampol i wygrać ligę. Zależy nam też na korzystnym zaprezentowaniu się w Europie.
Jak się pracuje w lidze, w której gra tylko sześć zespołów?
To ewenement na skalę Europy, bo nawet na Wyspach Owczych jest dziesięć drużyn. Trochę dziwne uczucie praktycznie co chwilę szykować się na tego samego rywala. To moja pierwsza praca zagranicą, ciekawe doświadczenie.
A jakie są warunki tej pracy?
Nie mam prawa narzekać. Właściciele są ambitni, wynagrodzenie dobre i rzetelnie wypłacane. Natomiast trzeba było od razu przyjąć do wiadomości, że trenujemy tylko na własnych obiektach, i że nie wyjeżdżamy zimą na obóz do ciepłych krajów.
Trenujecie i gracie na stadionie federacji, obiekcie ze sztuczną nawierzchnią, jedynym chyba porządnym boisku w całym Wilnie?
No tak, gra tu reprezentacja, kobiety, dzieci, inne zespoły ligowe, w zasadzie wszyscy. O budowie nowego stadionu w Wilnie mówi się od lat i nic z tego nie wynika. Ale jak się chce pracować, a nie wybrzydza, to można wszędzie.
W kadrze Żalgirisu są dwa ciekawe francuskie nazwiska. Hugo Videmont, który zaliczył kilka meczów w Wiśle Kraków i David N’Gog, wychowanek PSG, mający ponad sto meczów w Premier League m.in. w Liverpoolu.
N’Gog to piłkarsko inna liga. Też zastanawiałem się co on tu robi? Facet ma 31 lat, mógłby wciąż grać na poziomie topowych lig. Przyszedł zimą, wynajął w Wilnie apartament, przed epidemią zagrał dwa mecze, zdobył gola. W okresie kwarantanny pracował bardzo profesjonalnie. Dwa dni po wznowieniu wspólnych treningów oświadczył mi, że kończy karierę. Tak uznali z żoną. I już go nie ma. A Videmont? Na dzisiaj jest graczem podstawowego składu.
Składu dodajmy bardzo międzynarodowego.
Chciałbym, żeby było więcej młodych, zdolnych miejscowych chłopaków, ale na Litwie nie ma ich wielu. Prym wciąż wiedzie 36-letni Saulius Mikoliunas. Dlatego obcokrajowców jest dużo, ale ich poziom mocno zróżnicowany.
Polski język też słychać w szatni?
Słychać w mieście, ale w szatni nie ma chyba nikogo z miejscowych kto się nim posługuje. Rozmawiamy po angielsku, czasem po rosyjsku. Ja akurat znam również sporo polskich słów, wasz język jest bardzo podobny do białoruskiego, trudno go Białorusinowi nie rozumieć.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 27/2020)