Śląsk rozgromił Ruch, hat-trick Bilińskiego!
Śląsk Wrocław postawił ogromny krok na drodze w kierunku utrzymania w Lotto Ekstraklasie. Wrocławienie rozgromili przed własną publicznością Ruch Chorzów (6:0) i oddalili się od strefy zagrożonej bezpośrednią degradacją.
Kamil Biliński był jednym z bohaterów meczu z Ruchem (fot. Łukasz Skwiot)
Sobotnie starcie we Wrocławiu można było śmiało uznać za jedno z kluczowych dla obu drużyn. Śląsk i Ruch to aktualnie mocni kandydaci do pożegnania się ekstraklasą i dlatego każdą ze stron interesował jedynie komplet punktów.
„Niebieskim” ostatnio wiodło się całkiem nieźle w meczach ze Śląskiem, jednak to wcale nie oznaczało, że i tym razem będzie podobnie. Podopieczni Jana Urbana podeszli bowiem niezwykle zmotywowani do spotkania i chociaż trybuny na ich obiekcie ponownie świeciły pustkami, to piłkarze na boisku walczyli od pierwszej minuty.
Śląsk mógł wyjść na prowadzenie już w 12. minucie, kiedy to groźnie głową uderzył Kamil Biliński. Libor Hrdlicka miał problem z opanowaniem piłki po tym strzale i zdołał ją złapać dosłownie w ostatniej chwili. Futbolówka „zatańczyła” na linii bramkowej i chociaż mogło się wydawać, że ją przekroczyła, to jednak bramkarz Ruchu zdążył z interwencją.
Co nie udało się Bilińskiemu w dwunastej minucie, powiodło się kilka chwil później. Aleksandar Kovacević świetnie wrzucił z prawego skrzydła, a napastnik Śląska idealnie wszedł w tempo i tym razem nie pozostawił już żadnych wątpliwości, kierując piłkę głową do siatki.
Drużyna prowadzona przez Krzysztofa Warzychę nie spisywała się dobrze i nie miała zbyt wielu argumentów w starciu z nieźle dysponowanym Śląskiem. Jeśli kibice Ruchu liczyli na to, że w drugiej połowie ich pupile wezmą się do pracy, to musieli poczuć się bardzo zawiedzeni, kiedy już w 49. minucie gospodarze podwyższyli prowadzenie.
Tuż po wznowieniu gry po przerwie przebudził się Ryota Morioka, który w ostatnich tygodniach zawodził. Japończyk dobił do bramki piłkę, którą po strzale Roberta Picha odbił Libor Hrdlicka i Śląsk miał już dwa gole zapasu.
Po tym jak WKS podwyższył prowadzenie, gra Ruchu kompletnie się posypała. Gospodarze z tego przestoju rywala skorzystali i między 54. i 56. minutą dołożyli jeszcze dwa trafienia. Najpierw Łukasz Madej wyłożył piłkę do Bilińskiego, a ten na wślizgu zdobył swojego drugiego gola w meczu, a kilka chwil później na listę strzelców wpisał się kapitan Śląska Piotr Celeban i było już po zawodach.
Ciekawostka: Poprzedni mecz, w którym Śląsk Wrocław zdobył aż cztery gole miał miejsce w październiku 2013 roku, a więc blisko cztery lata temu (info od kolegów z @EkstraStats).
Rozpędzonym gospodarzom wciąż jednak było mało i ani na moment nie zamierzali zwalniać tempa. W 71. minucie we własnym polu karnym skiksował Łukasza Surma, a jego błąd wykorzystał Biliński, którzy ustrzelił tym samym hat-tricka.
Ruch został pogrążony ostatecznie w 82. minucie, a ostatniego gwoździa do trumny „Niebieskich” wbił Ryota Morioka, który z dziecinną łatwością minął kilku obrońców i będąc w sytuacji sam na sam z bramkarzem, nie mógł się pomylić. Japończyk wraca do swojej najlepszej formy, co na finiszu rozgrywek ligowych jest znakomitą informacją dla Jana Urbana.
gar, PiłkaNożna.pl