Nie był to mecz atrakcyjny dla kibiców. Mało okazji bramkowych z obu stron, dużo walki i fauli w środkowej części boiska. Na inaugurację 12. kolejki Fortuna 1. Ligi ŁKS Łódź zremisował u siebie z Zagłębiem Sosnowiec 1:1. Większy niedosyt po tym spotkaniu może czuć jednak zespół ze Śląska.
Pierwsze dwadzieścia minut spotkania nie było zbyt atrakcyjne z obu stron. Lepsze wrażenie sprawiali goście, którzy prowadzili grę na połowie rywala. ale nie mieli w ogóle pomysłu na wykreowanie okazji bramkowej. Z kolei ŁKS osłabiony brakiem liderów w ataku, czyli Pirulo i Mateusza Kowalczyka, był skupiony głównie na grze na swojej połowie i próbą zaskoczenia rywala kontratakiem, ale te próby były dobrze powstrzymywane przez zawodników Zagłębia. Obie drużyny bardzo skupiły się na dobrej organizacji gry w obronie, co skutkowało wieloma błędami technicznymi w ataku.
Dalsze fragmenty pierwszej połowy wyglądały podobnie, czyli mieliśmy w nich wiele nieudanych podań, błędów technicznych i mało okazji bramkowych z obu stron. W miarę dobrą sytuację na zdobycie bramki miał w 23. minucie rywalizacji zawodnik gości Dominik Jończy, ale jego uderzenie z lewego skrzydła wybronił Dawid Arndt. ŁKS odpowiedział dziesięć minut później, ale strzał z dystansu Dawida Korta ze spokojem obronił Michał Gliwa. Optyczną przewagę na boisku miało Zagłębie, ale kompletnie nie miało pomysłu na to, jak to przekuć na prowadzenie.
Generalnie emocji w pierwszej połowie było tyle, co kot napłakał, a mecz był na bardzo niskim poziomie atrakcyjności. Nawet jeśli zawodnik którejś z drużyn miał miejsce i dobrą pozycję do oddania strzału, to dużym wyzwaniem było skierować to uderzenie w stronę bramki. Pierwsze połowa była totalnie do zapomnienia dla obu stron. Lepsi byli piłkarze Zagłębia, ale totalnie nie potrafili tego przełożyć na zdobycz bramkową.
Druga połowa mogła się rozpocząć znakomicie dla gości, ale strzał Maksymiliana Banaszewskiego wybronił Aleksander Bobek, który w przerwie zastąpił kontuzjowanego Arndta. Chwilę później dobrą okazję miał Maksymilian Rozwandowicz, ale ponownie dobrą obroną popisał się Bobek. Zagłębie od początku drugiej części gry zintensyfikowało swoje działania i strzelony gol wydawał się być już tylko kwestią czasu. ŁKS cofnął się na swoją połowę i czekał na swoją okazję do wyprowadzenia kontrataku.
Później jednak gra się nieco wyrównała, a oba zespoły skupiły się głównie na defensywie. W dalszym fragmencie drugiej połowy swoje szanse na gola mieli gospodarze, ale ich próby umiejętnie były powstrzymywane przez graczy Zagłębia. Mecz był nieco ciekawszy niż w pierwszej połowie, ale dalej więcej było w nim walki, nieudanych podań i fauli niż okazji bramkowych. Jednakże i tak zobaczyliśmy w końcu bramkę w piątkowy wieczór. W 78. minucie spotkania Oskar Koprowski dograł piłkę w polu karnym z lewego skrzydła, a akcję zamykał Dawid Kort, który wyprowadził swój zespół na prowadzenie.
Zagłębie wyrównało pięć minut później. Piłkę przy własnym polu karnym stracił Koprowski, przejął ją Marek Fabry, który strzałem w prawy dolny róg bramki wyrównał wynik spotkania. Chociaż oba zespoły starały się strzelić gola decydującego o zwycięstwie, to żaden z nich nie miał konkretnej okazji do zmiany wyniku.
Mecz zakończył się podziałem punktów. Był to mecz, w którym nie mieliśmy wielu sytuacji bramkowych z obu stron. Jednakże lepsze było Zagłębie, które gdyby było ciut skuteczniejsze, to mogło wywieźć z Łodzi komplet punktów. Teraz po spotkaniu w Łodzi mogą czuć pewien niedosyt.
kczu/PiłkaNożna.pl